To nie jest bestia

Słyszy się, że to są dzikie bestie, że to nie są ludzie, że nie można z nimi pertraktować. Ja z kolei mówię: jeśli tak będziemy mówić, to nigdy nie będzie pokoju. Fragment książki Ludzie Boga publikujemy za zgodą wydawnictwa"Promic".

Nic tak nie pozwala odkryć, gdzie niekiedy może kryć się zabójstwo jak życie wspólne, życie w społeczeństwie, życie w rodzinie. Język przychodzi nam tutaj z pomocą. Mówi się przecież o raniących słowach, zabójczych stwierdzeniach, złowieszczym milczeniu, piorunującym wzroku, o spojrzeniu, które mogłoby zabić, o bratobójczych gestach... A potem się depcze, zrywa, odcina, usuwa... We wszystkich językach muszą istnieć odpowiedniki takich określeń. Jest tyle sposobów, żeby zranić, czasem śmiertelnie.

Jeśli znowu sięgniemy do Kazania na Górze, do fragmentu, w którym Jezus zaczyna omawiać swoje przykazania, dowiemy się: „Jeśli twój brat ma coś przeciw tobie, najpierw idź do niego i się pojednaj; jeśli twój brat ma ochotę cię zabić, ty pierwszy idź do niego”. I sam Bóg zapłacił przykładem z Kainem: w tej samej chwili napotykamy pierwsze zabójstwo i pierwszą modlitwę, pierwsze przebaczenie, pierwsze miłosierdzie (Rdz 4); Pan daje znamię Kainowi. Podobnie dalej (Rdz 9), kiedy Bóg zawiera przymierze z Noem: „Upomnę się też u człowieka o życie człowieka i u każdego – o życie brata. [Jeśli] kto przeleje krew ludzką, przez ludzi ma być przelana krew jego, bo człowiek został stworzony na obraz Boga”.

Jeśli istnieje zakaz zabójstwa, to dlatego, że zabijając, zabijamy obraz Boga. W każdym człowieku jest coś wiecznego, co sięga głębiej niż zabicie człowieka, dlatego nie mogę sam sobie wymierzyć sprawiedliwości. Tak samo mówił Emmanuel Lévinas: zbliżyć się do swojego bliźniego znaczy stać się stróżem swojego brata; być stróżem swojego brata znaczy stać się jego zakładnikiem. Właściwie uporządkowana sprawiedliwość zaczyna się od innego człowieka. Także i tutaj mogę się odwołać do paru momentów naszego doświadczenia.

Spędziłem kwadrans w cztery oczy z zabójcą dwunastu Chorwatów, Sayahem Attiahem, który był głównym dowódcą GIA w naszych stronach. Tak nam się przedstawił. Przyszedł, żeby zażądać konkretnych rzeczy. Był uzbrojony, miał sztylet i karabin maszynowy. W sumie było ich sześciu, zjawili się w nocy. Najpierw  Sayah zgodził się wyjść z domu, gdyż nie chciałem rozmawiać z uzbrojonym człowiekiem w domu, którego powołaniem jest pokój. Rozmawialiśmy więc na zewnątrz... W moich oczach on był bezbronny. Staliśmy twarzą w twarz. Wymienił trzy żądania i trzy razy mogłem odpowiedzieć: „Nie” albo: „Nie w ten sposób”. Wyraźnie powiedział: „Nie masz wyboru”, a ja odpowiedziałem: „Mam wybór”. Nie tylko dlatego, że byłem stróżem moich braci, ale także dlatego, że w rzeczywistości byłem również stróżem tego brata, który stał przede mną i który musiał mieć możliwość odkrycia w sobie czegoś innego niż to, czym się stał. I coś z tego się ujawniło, w miarę jak się wycofywał, kiedy uczynił wysiłek, żeby zrozumieć.

Słyszy się, że to są dzikie bestie, że to nie są ludzie, że nie można z nimi pertraktować. Ja z kolei mówię: jeśli tak będziemy mówić, to nigdy nie będzie pokoju. Wiem, że poderżnął gardło stu czterdziestu pięciu ludziom... Ale od kiedy nie żyje, próbuję sobie wyobrazić jego wejście do raju, i wydaje mi się, że w oczach dobrego Boga mam prawo przedstawić na jego korzyść trzy okoliczności łagodzące:

  • pierwsza to fakt, że nas nie zabił;
  • druga: wyszedł, kiedy go o to poprosiłem. A potem, kiedy umarł parę kilometrów od nas, był ranny i konał przez dziewięć dni. Ponieważ zgodził się nie wzywać do siebie naszego lekarza – lekarz nie powinien od nas wychodzić, bo jest zbyt stary – więc to było dla niego jasne, toteż po niego nie przyszedł;
  • trzecia: po naszej nocnej rozmowie powiedziałem mu: „Właśnie się przygotowujemy do obchodów świąt Bożego Narodzenia, dla nas są to narodziny Księcia Pokoju, a wy tak przychodzicie, uzbrojeni!”. Odpowiedział: „Przepraszam, nie wiedziałem...”.

Nikogo nie kryję... Nie do mnie należy sądzić, każda z jego zbrodni jest straszna, ale to nie była dzika bestia. Teraz kolej na Boże miłosierdzie.

Kiedy indziej „gościliśmy” inną grupę, także w nocy. Chcieli zatelefonować. Trzeba było bardzo ograniczać, dyskutować. Kiedy jest broń, to nie takie łatwe... W końcu skorzystali z naszego telefonu bezprzewodowego, ale poza domem, a myśmy byli przez cały czas obecni tam, gdzie telefonowali. My, czyli X. i ja. Przez cały czas, kiedy próbowali uzyskać połączenie, co było trudne z powodu burzy, powiedzieliśmy sobie wiele rzeczy. X., który był nieco spięty i który dużo pali, poprosił o pozwolenie na papierosa. Wtedy najważniejszy dowódca powiedział, że to haram, zakazane. Zaczął to rozwijać: prorok tego zakazał itd. W końcu mu powiedziałem: „Proszę mi pokazać jeden tekst hadisu czy Koranu, który zabrania papierosów, to panu uwierzę, ale mogę pana zapewnić, że to nie jest napisane. Po prostu, wkłada pan to w usta dobrego Boga – wielu z nas tak robi – ale to nie jest napisane”. Cisza... Trzy minuty później X. spokojnie zapala zapałkę, przypala papieros i mówi: „To, co jest haram, to zabić innego człowieka”. Miałem poczucie, że w jednej chwili została powiedziana cała Ewangelia. Wywołało to dyskusję, ale...

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Rozpocznij korzystanie