Przed pierwszą gwiazdką

„Hop, hop, w której stronie mój chłop?!” – rozlegał się głos panny za stodołą po wigilijnej wieczerzy. Dawne zwyczaje przywołują „specjalistki od tradycji”.

Jak to w Adwent było

– Żeby lepiej przygotować się do świąt Bożego Narodzenia, w Adwent każdy chciał sobie czegoś odmówić: alkoholu, papierosów, cukierków – mówi pani Gabriela. Z wykształcenia jest ekonomistką. Zamiłowanie do ludowej tradycji przejęła po mamie. Ta z kolei po swojej mamie, która była twórczynią ludową, i po babci. Siostra pani Gabrieli, Bożena, również kultywuje ludowe tradycje. – Z Adwentem zaczynał się post. Nie było zabaw, hucznych imprez. Przeważnie dzieci z jego początkiem zaczynały przygotowywać choinkowe ozdoby. Panienki zajmowały się strojeniem mieszkania na święta. Robiły pająki z bibuły, słomy i grochu, bibułowe sznury, wycinanki, zawieszały zdobienie przy obrazach i lustrach. Na święta wszystko musiało być gotowe. Te przybrania zdejmowało się dopiero wraz z nadejściem Wielkiego Postu – opowiada Marianna Rzepka. Wykonywane przez Adwent ozdoby w Wigilię zawieszano na przyniesionej z lasu choince. Obok nich musiały być jabłka, pierniczki, kruche ciastka posypane cukrem i cukierki. – Mama mówiła: – „Oj, nie jedzcie cukierków i ciastek, bo ksiądz będzie chodził po kolędzie, to muszą być jeszcze na choince”. Ale dzieci i tak po kryjomu coś tam sobie urwały. A ksiądz jak po kolędzie chodził, to też dzieciakom cukierki rozdawał – wspomina pani Marianna.

Zanim zasiadło się do wieczerzy wigilijnej, na białym obrusie gospodarz stawiał glinianą miskę. Na jej dno wsypywał ziarna zbóż i przykrywał garstką siana. Miskę okrywało się serwetką, a na niej kładło opłatek. Po modlitwie, gdy już połamano się opłatkiem, zasiadano do stołu. Potraw musiało być nie do pary – albo siedem, albo trzynaście – i wszystkie postne. Wśród nich była kasza okraszona olejem z przysmażoną cebulką i grzybami, kapusta z grzybami, kompot z suszonych owoców, pierogi z kapustą i grzybami, ryby, kluski, kluski z makiem, racuchy. Przy kolacji śpiewano kolędy. – Trzeba było zjeść jak najwięcej kaszy, to będzie się miało dużo pieniędzy. Liczyło się, ile jest śliwek w kompocie. Jeśli do pary, to była to dobra wróżba dla panny albo dla kawalera. W ciągu roku mieli bowiem wstąpić w związek małżeński. Panna wychodziła też po kolacji za stodołę i głośno krzyczała: „Hop, hop, w której stronie mój chłop?!”. Tam, gdzie odpowiedziało jej echo, stamtąd ukochany miał przywędrować. Kawalerowie też pytali echo, skąd będzie ich wybranka – opowiada pani Gabriela.

Jej mama wspomina, że Pasterka była obowiązkowa. Do kościoła trzeba było iść na piechotę. Ale ludzie szli, nawet daleko, bo nie było samochodów, a koni w nocy się nie zaprzęgało. Na świąteczne śniadanie był barszcz z mięsem. Później tradycyjnie bigos, ciasta. W drugi dzień świąt chodzili po wsi kolędnicy. Śpiewali kolędy, a w zamian od gospodarzy dostawali kawałek placka czy kiełbasy. – A, i jeszcze w Wigilię rano szykowało się takie „skurcoki” – przypomina sobie pani Marianna. – Gotowało się kartofle w mundurkach. Potem te kartofle obierało się ze skórki i kroiło w plastry. Na patelni smażyło się na oleju lnianym albo rzepakowym cebulkę i ugotowane suszone grzyby. W tym odsmażało się te pokrojone kartofle. Do tego był barszcz grzybowy. To było bardzo pyszne. Potrawa ta do dziś przygotowywana jest w domu państwa Rzepków. A że jest ona faktycznie bardzo smaczna, potwierdza pani Gabriela. Nic tylko trzeba spróbować.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Rozpocznij korzystanie