Poddębicki wehikuł czasu

Nie wyrosły tu Tatry, nie rozlały się Mazury. Naturalnych atrakcji turystycznych w okolicy w zasadzie brak. Zatem trzeba było je po prostu zrobić.

Ludzie w takie miejsca przyjeżdżają na wakacje. My to mamy na co dzień – mówi grododzierżca Ziemowit ze słowiańskiego grodu w Stobiernej.

Ciupaga na molo

Gród to jego projekt. Historią interesował się od dawna. Studia odbył z zarządzania w turystyce. – Gród słowiański w Dolinie Wisłoki jako atrakcja turystyczna był tematem mojej pracy. Pracę obroniłem, a jeden egzemplarz wydrukowany, oprawiony z dedykacją zaniosłem wójtowi gminy Dębica Stanisławowi Rokoszowi – opowiada Ziemowit. Pomysł się spodobał i gmina przyjęła go do realizacji, lokując inwestycję w Stobiernej, na wzgórzu z olbrzymim stokiem, którego samorząd jest właścicielem. Budowa trwała trzy lata. Gród został otwarty w 2012 roku. Zarządza nim fundacja „Educare et servire”. To nie jest atrakcja w typie „ciupaga na molo”, czyli niepasująca do kontekstu geograficznego, kulturowego. Przeciwnie. – Nad środkową Wisłoką we wczesnym średniowieczu był makroregion osadniczy. Grodów w promieniu 15 km było nawet może 10 – przyznaje Ziemowit.

Pracownia Blizbora

Z zewnątrz widać w zasadzie tylko palisadę. Przekraczając bramę grodu, cofamy się w czasie o tysiąc lat. – Odtwarzamy historię Słowian z X—XI wieku. Po pierwsze nasze imiona są starosłowiańskie, nasze odzienie jest próbą rekonstrukcji historycznej, zajmujemy się tu starymi rzemiosłami, żyjemy w grodzie tak, jak żyli nasi przodkowie tysiąc lat temu – tłumaczy Jaruhna, członkini starszyzny grodu. Świętosław dziś siedzi w pracowni garncarskiej i pracuje nad ceramiką. Blizbor (prywatnie syn Jaruhny) rozpala właśnie węgle w kuźni. Jaśko Lewosilny wrócił z podgrodzia, gdzie ekipa telewizji kręciła ujęcia do reportażu. Jaśko włada nieźle bronią, zwłaszcza – jak się wydaje – łuk nie ma dla niego tajemnic. Jaruhna z Milą i Niestanką w izbie niewiast, w drugiej z trzech chat grodowych, rozpalają ogień pod kociołkiem, przędą wełnę i próbują tkać.

Tysiące w grodzie

– Prowadzimy tu działalność edukacyjną. Odwiedzają nas grupy dzieci, młodzieży. Każdy ma okazję spróbować garncarstwa, postrzelać z łuku, pozaglądać w zakamarki, zobaczyć, jak żyli przodkowie. Lubimy też o tym wszystkim opowiadać – objaśnia Ziemowit (jego imię znaczy tyle, co „Władca rodu”). Świętosław przyznaje, że bywa ciężko. – Miałem jednego dnia w pracowni 8 grup dzieci po 20 osób. Żeby tu popróbować, opowiedzieć trzeba ze 40 minut. Po piątej grupie straciłem głos – dziś z tego się śmieje, ale przyznaje, że na nudę nie narzekają. – Oprowadzamy grupy, pozwalamy im przez chwilę żyć jak ludzie tysiąc lat temu, opowiadamy, a kiedy gości nie ma, to zajmujemy się rzemiosłem, komponujemy pieśni – informuje Świętosław. Gród działa zaledwie dwa lata. W minionym roku gościli 15 tys. zwiedzających, i to tylko w miesiącach od kwietnia do października, bo wtedy gród jest otwarty. To bardzo dużo. Tym bardziej że tu trzeba przyjechać specjalnie. Są czerwone drogowskazy z symbolami, ale gród w Stobiernej nie leży „po drodze”.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

TAGI| SPOTKANIA

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Rozpocznij korzystanie