W dobrych rękach

Cała historia zaczęła się od jabłka sprzed 7 tys. lat, odkrytego podczas wykopalisk archeologicznych. Tak Gwoździec stał się wioską pod kobiecą ręką, bo jeśli jabłko, to musiała być i Ewa…

Robak na rowerze

Śpiew, zespół to jednak nie wszystko, cząstka zaledwie całej aktywności pań w Gwoźdźcu. – Ponad 10 lat należę do zespołu folklorystycznego, teraz też do „Podkóweczek”, do scholi śpiewającej w kościele, działam w projekcie wioski tematycznej. Mama mówi, że wszędzie mnie pełno! – śmieje się Anna Pawlik, najmłodsza w zespole aktywnych kobiet. Panie pokazują też swoje talenty aktorskie. Powstała w Gwoźdźcu samozwańcza grupa teatralna, która przygotowała już przedstawienie oparte na historii wesela Boryny z „Chłopów” Reymonta. – Tylko że pomieszałyśmy ją ze scenami i bohaterami różnych filmów. Zagrałam w tym przedstawieniu ks. Robaka i zarazem ks. Mateusza jeżdżącego na rowerze – mówi Jolanta Świerczek. Na potrzeby wioski tematycznej powstała staraniem pań ścieżka edukacyjna. – Zaczyna się przed remizą OSP w Gwoźdźcu, wiedzie przez wieś, pola, las, a kończy się na zamku w Melsztynie. Pod drodze poznajemy historię m.in. kościoła i patronki Gwoźdźca św. Katarzyny, pomników i cmentarzy z czasów I wojny światowej, wykopalisk archeologicznych. W każdym z tych miejsc są tablice informacyjne, ławeczki do odpoczynku, a przy ruinach zamku w Melsztynie jest miejsce na dłuższe biwakowanie. Całość trasy to 3,5 godziny spaceru. Nie jest ona trudna, więc wybrać mogą się także starsi. Ławki były wykonane przez naszych i melsztyńskich mężczyzn, ale malowały je kobiety – opowiada Barbara Gamon.

Poczuć się kobietą

Projekt wioski tematycznej trafił w potrzeby samych mieszkanek Gwoźdźca. – Ja odżyłam, cieszy mnie to, że mogę śpiewać, że się spotykamy, że mamy czas dla siebie – mówi Jolanta Świerczek. – Można poczuć się w pełni kobietą. Można miło i pożytecznie spędzić czas na spotkaniach z ludźmi, mogę sobie pośpiewać, mogę coś robić, mogę pomóc – mówi Małgorzata Nowak. – Cieszy to, że możemy działać, że się dogadujemy, że jak trzeba coś zrobić, to są od razu chęci, zapał. Trochę nas mało, ale powoli ludzie się przekonują i przychodzą, żeby włączyć się w nasze działania – przyznaje Monika Malik. Dla pań i wielu osób spoza wsi Gwoździec przestał być nieznany. – Gra terenowa, którą przygotowałyśmy, nagle poszerzyła „mój Gwoździec”, bo okazuje się, że różne domy we wsi mają swoją niezwykłą historię. W jednym mieszkał partyzant, tam strzelano, tu była jakaś ochronka… Na pozór zwykłe chałupy, a tu nagle zmieniają się w ciekawe, intrygujące historie – opowiada pani Halina. Anię Pawlik bardzo zaciekawiły wykopaliska i to, co podczas prac odkryli archeolodzy. – Marzymy o wydaniu dziejów Gwoźdźca. Mamy małe muzeum w szkole, mamy mnóstwo dawnych narzędzi, które chcielibyśmy przedstawić ludziom w formie wystawy. A jest w naszej wsi oryginalna kuźnia, może uda się ją kiedyś przemienić w muzeum – mówi Agata Nadolnik.

Mój koniec świata

W projekt są zaangażowane nie tylko rodowite gwoźdźczanki. – Mieszkałam w wielkim mieście, szukałam jednak wciąż swojego miejsca na świecie. Widziałam wiele wiosek w Małopolsce, ale kiedy przyjechałam do Gwoźdźca, to postanowiłam, że już z niego nie wyjadę. Zakochałam się w nim. To jest mój koniec świata. Zrezygnowałam z mieszkania i pracy w mieście na rzecz wsi. Gwoździec jest urokliwy, dla mnie jak zaczarowany, ludzie życzliwi, przyjęli mnie, pomagają, jak trzeba – opowiada Małgorzata Nowak. Wieś można pokochać za pracowitość ludzi, ich życzliwość. – Mieszkańcy wsi są przyjaźni, gościnni, jeżeli trzeba, to się łączą i pracują dla wspólnego dobra – podkreśla Monika Malik. Inne panie chwalą miejscowość za piękno przyrody i ciekawą historię. – Nam zależy na tym, żeby nasze dzieci znały swoją tożsamość, historię swego rodzinnego miejsca, żeby widziały, jak ich przodkowie ciężko pracowali, by był chleb. Chcemy, żeby ludzie do nas przyjeżdżali, mogli tu odpocząć, nacieszyć się ciszą, pięknym krajobrazem, zjeść coś prostego, smacznego, oryginalnego, żeby ludzie, którzy jeszcze mają gospodarstwa, mogli sprzedać swój ser, jajka… – mówi Danuta Siepiela. Na potrzeby „Wioski pod kobiecą ręką” powstaje fundacja MAK, czyli Miejsca Kobiet Aktywnych, by jeszcze lepiej promować „swoje”. – Nawet coś tak prostego, jak nasza zupa z gwoździa. Ale musi być zardzewiały, bo jakieś oka powinny pływać – śmieje się Agata Nadolnik.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Rozpocznij korzystanie