Na Pomorzu było piekło

O krwawej jesieni 1939 roku, „dziadkach z Wehrmachtu”, krzywdzących mitach oraz inteligentnych brutalach z gestapo mówi prof. Andrzej Gąsiorowski, historyk, wykładowca Uniwersytetu Gdańskiego, pracownik naukowy Muzeum Stutthof.

Czy w tak trudnych warunkach, jakie istniały na Pomorzu po 1939 r., była w ogóle szansa na prowadzenie działalności konspiracyjnej?

Pomimo masowych represji i funkcjonowania NLN, przeciwko nazistom konspirowało na Pomorzu aż kilkanaście tysięcy osób. Paradoksalnie w wielu przypadkach obecność na NLN pozwalała na prowadzenie działań antyniemieckich. Polacy piastujący niższe stanowiska, np. w administracji, mieli dostęp do dokumentów czy pieczątek. Podam dwa przykłady. Teofil Kur został zatrudniony w archiwum niemieckiej marynarki wojennej w Gdyni. Stamtąd zrobił odpis pól minowych na Zatoce Gdańskiej. Nie byłoby to możliwe, gdyby nie został wpisany na NLN. Inny przypadek to Antoni Wiśniewski – przed wojną oficer polskiego wywiadu, który po 1939 r. przyznał się do pochodzenia niemieckiego. W Gdyni prowadził sklep tytoniowy i jednocześnie był... szefem jednej ze sprawniej działających sieci wywiadu Armii Krajowej. Nikt o tym nie wiedział, więc Wiśniewski miał łatkę zdrajcy, która towarzyszyła mu także po wojnie. To wszystko nie było takie biało-czarne, jak niektórym się wydaje.

Podobno już na długo przed 1939 r. przystąpiono do tworzenia „zespołu do zadań specjalnych”, który miał zajmować się w czasie ewentualnej wojny „dywersją pozafrontową”. Czym był ów zespół i jakie były jego zadania?

Polscy sztabowcy doskonale zdawali sobie sprawę z trudnej sytuacji geopolitycznej Pomorza, które wrzynało się klinem między Rzeszę, Wolne Miasto Gdańsk i Prusy Wschodnie. Istniało bardzo duże prawdopodobieństwo odcięcia północnej części Pomorza przez uderzenie wojsk niemieckich. Dlatego właśnie na tym terenie już od 1930 r. zaczęto przygotowywać struktury, które w przypadku wybuchu wojny lub zajęcia części terytorium przez nieprzyjaciela miały prowadzić na zapleczu frontu działania dywersyjne. Członkowie tych grup byli bardzo skrupulatnie dobierani i musieli spełnić szereg kryteriów – dawać gwarancję tajemnicy, patriotyzmu oraz etyki. Później na bazie powiązań grup dywersji pozafrontowej na Pomorzu powstawały zalążki organizacji konspiracyjnych.

Które z podziemnych organizacji były najliczniejsze i najskuteczniejsze w walce z okupantem?

Najważniejszą organizacją była – podobnie jak w całej Polsce – Armia Krajowa. To ona miała scalić wszystkie pozostałe grupy zbrojne działające na terenie okupowanego kraju, w tym także na Pomorzu.

W przypadku Pomorza z tym scaleniem różnie bywało...

Rzeczywiście, był tutaj pewien problem. Pomorze w okresie międzywojennym stanowiło bastion endecji, a piłsudczycy, mówiąc wprost, nie byli specjalnie kochani. A trzeba pamiętać, że ZWZ AK była organizacją utożsamianą raczej z sanacją. W przeciwieństwie do największej pomorskiej organizacji konspiracyjnej – Gryfa Pomorskiego, związanego ze środowiskiem Narodowej Demokracji. Dowództwo Gryfa nie godziło się na warunki AK. „Wy macie oficerów, ale my mamy żołnierzy. To my przynosimy wam struktury, ludzi, bunkry i całe zaplecze” – argumentowali.

Ciekawym przykładem jest działająca na Pomorzu Polska Armia Powstania, którą nazywa pan „największą tajemnicą pomorskiej konspiracji”. Dlaczego?

PAP została przez dowództwo Okręgu Pomorskiego AK uznana za kolaborującą z Niemcami. 28 listopada 1944 r. wydano nawet rozkaz jej likwidacji. Komendant główny tej organizacji Edward Rudzki został zastrzelony jako agent gestapo przez specjalnie utworzoną komórkę likwidacyjną AK. A dlaczego największa tajemnica? Ponieważ do dziś nie wiadomo do końca, kim był komendant główny. Jakiemu ośrodkowi dyspozycyjnemu podlegał? Do kogo kierował swoje meldunki? Dzisiaj wiemy, że musiały istnieć powiązania między PAP a Polską Armią Ludową. W styczniu 1945 r. obie organizacje podpisały porozumienie.

Mówiąc o dokonaniach organizacji konspiracyjnych w czasie wojny, myślimy o zabójstwach hitlerowców, odbijaniu więźniów, wykolejaniu niemieckich pociągów etc. Jakie były najbardziej „spektakularne” działania żołnierzy podziemia na terenie Pomorza?

Jak już wspomniałem, to był bardzo trudny teren do prowadzenia jakiejkolwiek działalności. Struktury konspiracyjne nastawiano więc głównie na tzw. działania miękkie, czyli wywiad wojskowy. Partyzantka istniała, ale działała na niewielką skalę. Jedną z największych akcji przeprowadził Gryf Pomorski, którego żołnierze w brawurowym stylu zajęli lotnisko w Strzebielinie.

Jaki był stopień infiltracji pomorskiego podziemia przez gestapo?

Trzeba pamiętać, że gestapo było sprawnie działającą policją polityczną, której szeregi zasilali nie tylko katujący swoje ofiary sadyści, ale także bardzo inteligentni i świetnie wyszkoleni agenci. Istnieją dowody na to, że konspiracyjne organizacje działające na Pomorzu były przez niemiecką policję stosunkowo dobrze rozpracowane. Świadczą o tym liczne aresztowania czołowych postaci polskiego podziemia na tym terenie. Jednym z najlepszych agentów szefa gestapo w Gdańsku był Witold Świętochowski. Jako członek polskiego wywiadu przed wojną miał do wyboru: zdradzić i przeżyć albo nie zdradzić i zginąć. Wybrał pierwszy wariant. Dlaczego tak wiernie, do samego końca służył gestapo? To pytanie bardziej do psychologa niż historyka. Co ciekawe, koniec wojny Świętochowski przeżył... udając więźnia obozu koncentracyjnego Stutthof.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Rozpocznij korzystanie