Wielkie małe miasto

Najmniejsze miasto w Polsce liczy zaledwie 503 mieszkańców, za to zabytkami mogłoby obdzielić niejedną metropolię.

To tutaj książę Wiślan przyjmował chrzest na długo przed tym, zanim zrobił to Mieszko I. To tu Władysław Łokietek rozpoczął proces jednoczenia ziem polskich po okresie rozbicia dzielnicowego. Tutaj Kazimierz Wielki zatwierdzał statuty wiślickie, czyli pierwszą kodyfikację prawa dla Małopolski. Tu wreszcie kronikarz Jan Długosz wychowywał synów Kazimierza Jagiellończyka. „Komuż nieznane jest to bogate w wspomnienia historyczne miasto, pełne legend i przywiązanych doń ważnych w prawodawstwie krajowem zdarzeń? Niegdyś jedno z pierwszych w dawnej Polsce, świetne pobytem monarchów, ożywione licznemi szlachty zjazdami, przemysłowe i handlowe” – pisał w 1860 r. Franciszek Maksymilian Sobieszczański. Nie wiedział jeszcze wtedy, że zaledwie 9 lat później Wiślica utraci prawa miejskie. I że minie prawie półtora wieku, zanim je odzyska.

Powstań, idź, a zwyciężysz

Wiślica wyrasta nagle wśród pofałdowanych pól wysmukłą sylwetką bazyliki kolegiackiej Narodzenia Najświętszej Maryi Panny i równie szybko się kończy. Rynek i kilka uliczek wokół niego starczają za całe miasto. Bo też jest to najmniejsze miasto w Polsce – z 503 mieszkańcami, jak podają najnowsze statystyki. Za to pod względem liczby zabytków przypadających na jednego mieszkańca Wiślica z całą pewnością bije na głowę wszystkie polskie miasta. – Jesteśmy u samych początków polskiego chrześcijaństwa – zaznacza ks. Wiesław Stępień, kustosz bazyliki. – Misa chrzcielna przy ruinach romańskiego kościoła św. Mikołaja datowana jest na rok 880. Chrzest księcia Wiślan musiał dokonać się w obrządku wschodnim. Prawdopodobnie uczynił to św. Metody, co potwierdzałaby wzmianka w średniowiecznej „Legendzie panońskiej”, opisująca żywot świętego.

Te bezcenne skarby – misa i ruiny kościoła, z przylegającą do niego kaplicą grobową, w której, co zupełnie nietypowe dla średniowiecza, pochowano wyłącznie kobiety – trzymane są pod dachem brzydkiego pawilonu archeologicznego, skleconego w latach 60. ubiegłego wieku. – Mamy nadzieję, że teraz, kiedy Wiślica na nowo ma prawa miejskie, nasze zabytki zyskają godne okrycie – mówi Barbara Klepacz, przewodnik Muzeum Archeologicznego w Wiślicy.

Jeszcze większe zaskoczenie czeka nas po zejściu do podziemi bazyliki kolegiackiej. Okazuje się, że kryją one pozostałości dwóch romańskich kościołów – z XII i XIII w. W tym pierwszym, pod wezwaniem Matki Bożej, znajduje się tzw. płyta orantów – unikat na skalę światową. To przepiękna, dobrze zachowana posadzka z 1175 r., przedstawiająca postaci z głowami podniesionymi do góry i rękami uniesionymi w geście modlitewnym. – Wśród polskich zabytków porównywalne z wiślicką płytą są tylko Drzwi Gnieźnieńskie i kolumny w Strzelnie – podkreśla Barbara Klepacz.

W drugim z kościołów, noszącym wezwanie Trójcy Świętej, miał się ukrywać Władysław Łokietek, kiedy został wyparty z Krakowa przez Czechów. To tu modlił się pod figurą Matki Bożej Uśmiechniętej, nazywaną później Madonną Łokietkową. – Sprawę zjednoczenia ziem polskich oddał w ręce Matki Bożej, całe noce spędzał na modlitwie – opowiada ks. Stępień. – I otrzymał odpowiedź. Tradycja przekazała nam słowa Maryi: „Władysławie, powstań, idź, a zwyciężysz”.

Pokuta Kazimierza

To właśnie Łokietek z wdzięczności dla Matki Bożej i wiśliczan, którzy okazali mu życzliwość, nadał osadzie przed 1326 r. prawa miejskie. Miasto rozbudował jego syn Kazimierz Wielki, który otoczył je obronnym murem z trzema bramami i zbudował tutaj niewielki zamek. Wiślica stała się odtąd ważnym ośrodkiem gospodarczym i politycznym.

Kazimierz Wielki ufundował też obecną kolegiatę. Według tradycji miała ona być formą pokuty za zamordowanie ks. Marcina Baryczki, wikarego katedry wawelskiej, który z polecenia bp. Jana Bodzanty upomniał władcę za hulaszczy tryb życia. Podobno rozgniewany król kazał posłańca utopić. Na tablicy fundacyjnej widzimy Kazimierza, który w akcie skruchy klęczy przed Matką Bożą Wiślicką, trzymając w ręku makietę świątyni. – Za plecami króla stoi biskup, który go delikatnie popycha, być może po to, by się nie rozmyślił – uśmiecha się Barbara Klepacz. Przewodniczka dodaje, że nietypowe umiejscowienie kolumn pośrodku kolegiaty bywa interpretowane jako złośliwość króla wobec biskupa. Jednak to tylko legenda. – Myślę, że zdecydowały raczej względy konstrukcyjne – ocenia ks. Wiesław Stępień.

Bazylika kolegiacka Narodzenia NMP to najbardziej charakterystyczna budowla w Wiślicy. Niestety, w czasie I wojny światowej jej wnętrze zostało mocno zniszczone. W prezbiterium zachował się jednak unikatowy zabytek sztuki średniowiecznej – rusko-bizantyjskie freski z końca XIV w., przedstawiające sceny z życia Maryi i Chrystusa. W głównym ołtarzu znajduje się kamienna rzeźba Pani Wiślickiej – ta sama, pod którą modlił się Łokietek. – Kult Matki Bożej w tym miejscu to nie tylko przeszłość – podkreśla ks. Stępień. – Ona ciągle tu działa, odpowiada na prośby ludzi. Mamy wiele świadectw wymodlonych łask, uzdrowienia z różnych chorób. Wiele par wymodliło tu dar potomstwa. Myślę też, że dziś, w czasach zamętu, skłócenia, ta bazylika, w której rozpoczął się proces jednoczenia Polski, mogłaby być miejscem pojednania – dodaje kustosz.

Miasto ze smakiem

Po wyjściu z kolegiaty kierujemy się do budynku położonego naprzeciwko. To Dom Długosza – jedyny z domów ufundowanych przez słynnego kronikarza, który zachował się w pierwotnej formie i bez żadnych przeróbek. W jego wnętrzu odkryto w 2000 r. malowidła ścienne z XV w. Jedno z nich przedstawia prawdopodobnie samego Jana Długosza klęczącego przed Jezusem. Zgodnie z intencją fundatora, w budynku do dziś znajduje się plebania. Część domu zajmuje jednak Muzeum Archeologiczne.

Odkrywając kolejne wiślickie skarby, zastanawiamy się, jak to się stało, że tak ważny ośrodek stał się w XIX w. wioską. Okazuje się, że upadek miejscowości zaczął się już w czasach potopu szwedzkiego. W 1657 r. została ona mocno zniszczona przez wojska Jerzego Rakoczego, księcia Siedmiogrodu, sprzymierzonego ze Szwedami. Prawa miejskie utraciła natomiast w 1869 r.,

Dziś Wiślica leży z dala od najważniejszych traktów, nie dojeżdża tu już kolej, brak też większych zakładów pracy. Część mieszkańców znalazła zatrudnienie w większych ośrodkach, głównie w Busku-Zdroju. Teraz pojawia się szansa, by to zmienić. – Kiedy staliśmy się najmniejszym miastem w Polsce, zrobiło się o nas głośno – cieszy się Jacek Balicki, sekretarz miasta i gminy. – Jesteśmy teraz miastem ze smakiem, mamy to „coś”, co wzbudza zainteresowanie. Z Nowym Rokiem prawa miejskie uzyskało przecież także kilka innych miejscowości, ale mówiło się tylko o Wiślicy.

Wielkim orędownikiem przyznania praw miejskich miejscowości był wicepremier Piotr Gliński, który zachwycił się tutejszymi zabytkami podczas wizyty w 2016 r. Ówczesny wójt, a obecny burmistrz Stanisław Krzak zadeklarował wówczas, że jeśli nadanie praw dojdzie do skutku, to Gliński zostanie pierwszym obywatelem honorowym miasta Wiślica. – Przemawiała za nami historia, wspierali nas biskup i lokalni posłowie. I udało się! Warto było się starać, żeby zobaczyć tę radość mieszkańców w sylwestrową noc. Wszyscy byliśmy dumni z tego, co się stało – opowiada Jacek Balicki.

Teraz przed Wiślicą kolejne wyzwanie: by wykorzystać szansę, jaką daje jej nowy status. – Do niedawna byliśmy znani z produkcji czosnku i ogórków, teraz liczymy głównie na branżę turystyczną – mówi sekretarz miasta i gminy. – Chcemy rewitalizować nasze zabytki, stworzyć wraz z innymi gminami ścieżkę rowerową z Krakowa do Wiślicy. Całe to zamieszanie medialne jest dużym dopingiem dla nas. Kto wie, może za kilka lat nie będziemy już najmniejsi?

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Rozpocznij korzystanie