Mit a historia

Jak to się stało, że niektóre fragmenty i pouczenia Ewangelii są jakoby legendarne, skoro rama tejże legendy zawsze się jawiła jako dokładnie opisana i jak najbardziej udokumentowana historycznie?

W tym wypadku zamiar nawrócenia świata, wywodzący się z myśli o Zbawicielu w osobie Żyda, był zjawiskiem podobnym do tego – jak zauważyliśmy - jakby chcieć nawrócić jakiegoś Francuza z XIX wieku na religię mieszkańców Konga. W świecie starożytnym wielka była pogarda dla wszystkiego, co tyczyło, z bliska czy z daleka, środowiska żydowskiego. Oto, o czym nie powinni zapominać ci, którzy sądzą, iż mit o takim Chrystusie nie zrodził się w środowisku palestyńskim, ale został tam zaniesiony przez wiernych pochodzenia nieżydowskiego.
Ale istnieje pewien absurd, na którym w końcu chcielibyśmy skupić światło naszych projektorów.
Absurdem tym jest śmierć na krzyżu. Po co pośród rozlicznych moż­liwych zakończeń zostało wybrane to, do którego świat starożytny miał niezwykły wstręt i traktował je z największą pogardą, jako że było przeznaczone dla ostatnich z niewolników?
Mamy zresztą historyczne dowody na to, że mit nie mógł był wymyśleć krzyża: podczas czterech pierwszych wieków (to znaczy dopóki krzyż pozostawał narzędziem śmierci w najbardziej odrażających przypadkach) chrześcijanie tak bardzo wstydzili się sposobu, w jaki ich Bóg został poddany śmierci, że nie stosowali go w sensie wyobrażeniowym.
Tak więc przez trzy pierwsze wieki dziejów chrześcijaństwa jego sym­bolem nie był krzyż. Co więcej, ukrywa się go, bowiem sam widok tego narzędzia śmierci (servile supplicium Cycerona) mógł był narazić na szwank przepowiadanie.
Poszukiwano symboli czyniących odniesienie do krzyża w sposób dys­kretny, nie ujawniając wcale jego gorszącego charakteru: maszt statku przecięty poprzeczką u góry, kotwica, wąż otaczający roślinę, pług, człowiek modlący się z rozpostartymi ramionami...
„Skandal Boga ukrzyżowanego trudny był do pojęcia nie tylko dla pogan, ale dla samych chrześcijan. Wtedy niektórzy zgodzili się w końcu na wypaczony pogląd uczniów Bazylidesa i zastąpili postać Jezusa ukrzyżowa­nego osobą Szymona z Cyreny" (E. Francia).
Można było zatem stać się heretykiem, wyobrażając sobie jakiegoś sobowtóra, który konał na tej gorszącej szubienicy, choćby wcale nie towarzyszyły mu drwiny, jakie łączono z uwielbieniem człowieka, który skończył życie w ten hańbiący sposób.
Najstarsze graficzne wyobrażenie Ukrzyżowanego sięga trzeciego wieku i zostało odkryte na wzgórzu Palatyńskim w Rzymie w roku 1856. Nie jest to jeszcze znak wiary chrześcijańskiej, ale nadal okrutna kpina jakiegoś poganina: bowiem do krzyża był przybity osioł.
Krzyż z Herculanum, o którym wspominaliśmy, choć uznany przez wszystkich jako autentyczny, stanowi unicum, jedyny przypadek pośród tego wszystkiego, co znamy z pierwszych czasów chrześcijańskich. Oto dlaczego dość spora liczba specjalistów stwierdza, że sklepienie lub drzwi­czki, jakie go chroniły (pozostały ślady miejsc przybicia) okrywały go nie tyle dlatego, że był objęty zakazem, ale ponieważ wierni się go wstydzili, choćby był to odizolowany przypadek, i że stanowił potwierdzenie niepo­koju, jaki odczuwał chrześcijanin na skutek takiego wspomnienia.
Zresztą już w roku 180 Celsus mówił złośliwie do chrześcijan, których uznano za „czcicieli krzyża": „Jak wyglądałby jako syn boży typ, którego ojciec nie potrafił uratować od najbardziej hańbiącej śmierci?"
Skoro zatem pierwsi chrześcijanie dopiero po wiekach zgodzili się z myślą, że ich Bóg naprawdę umarł właśnie na krzyżu, to jak można sobie wyobrazić, że taka forma tortury mogła zostać wymyślona w ramach mitu przez samych chrześcijan? Jeśli to wszystko jest legendą, dlaczego nie wymyślono jakiejś innej, bardziej eleganckiej formy dla wcielenia mitu o Bogu cierpiącym? Na przykład ukamienowanie, jak w przypadku Szczepana, ścięcie jak u Jana Chrzciciela?
Trzeba przede wszystkim zwrócić uwagę, że o ile u pogan krzyż wzbudzał uczucie okrucieństwa „społecznego", u Żydów powodował przerażenie. Powiedziano w rozdziale 21 Księgi Powtórzonego Prawa, że powieszony na drzewie (wiemy dobrze, że chodzi o ukrzyżowanego) jest przeklęty przez Boga.
Dlatego też Paweł będzie mógł bardzo słusznie zauważyć, iż o ile Chrystus ukrzyżowany jest „szaleństwem" dla pogan, dla Żydów stanowi „zgorszenie". Kto zatem ponosi odpowiedzialność za niewczesne zmyślenie krzyża, „śmierci skrajnie antymesjańskiej, śmierci najbardziej nie do przyjęcia dla Mesjasza" (Dhanis)?
To samo w gruncie rzeczy uznał pewien „niedowiarek". A. Omodeo w związku z zakończeniem życia, jakie ewangeliści podają jako śmierć swojego Mesjasza, powiada: „znajdujemy się całkiem poza potrzebami pierwotnej wpólnoty, stajemy wobec tradycji pozbawionej wszelkich podej­rzeń".
A zatem niepotrzebne jest już dalsze stawianie sobie pytań, znajdujących odpowiedź jedynie w uprzedzeniach ideologicznych specjalistów.
Jean Guitton nie myli się chyba, gdy pisze, że można dowolnie obracać tam i z powrotem tym problemem: wyprowadzać dzieje Jezusa z wiary w Chrystusa, jakoby to stanowiło skutek, a nie pierwotny czynnik pomagający i początkowe nasienie; znaczy to, iż powoduje się niemoż­liwość zrozumienia początku kultu i przepowiadania chrześcijańskiego.
On też zresztą, poświeciwszy całe życie badaniu tych problemów i bacz­nej obserwacji rozbieżności różnych badań oscylujących pomiędzy odmien­nymi postawami w poszukiwaniu punktu równowagi, zauważył, że „o ile krytyka oddala historyczność Jezusa, to krytyka krytyki może do niej przyprowadzić".

«« | « | 5 | 6 | 7 | 8 | 9 | 10 | 11 | 12 | 13 | 14 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Rozpocznij korzystanie