Koszula, komża, koloratka

W naszych księżowsko-parafialnych układach trzeba trochę odwagi (a może przyjaźni?), by przewielebnemu uwagę zwrócić.

Wielkie tematy zostawmy dziś na boku. Choć to, co mi się przypomniało, też jest ważne. Byliśmy na Jasnej Górze. W otoczeniu gromady ludzi w regionalnych strojach jakiś ksiądz, pewnie ich proboszcz. Starszy pan, ale pełen wigoru.

Zresztą – prałat, co widać było po fioletowych obszywkach i guzikach sutanny. Ale sama sutanna... O, święci pańscy! Już nie czarna, ale wyrudziała, poplamiona, kraje wystrzępione, guziczków brakuje. Przykro mi się zrobiło. Równocześnie było widać, że parafianie i proboszcz to jedna rodzina – nie z wyglądu, ale ze wzajemnego odnoszenia się. I to było sympatyczne.

Ta scena stanęła mi przed oczyma w czasie odwiedzin na pewnej plebanii. Przy kolacji gospodyni krytycznym okiem wejrzała na proboszcza i niby mimochodem zapytała o koszulę i sweter. Plamki na kołnierzu były widoczne tylko z bliska i to nie bardzo. Proboszcz się skrzywił, a ja powiedziałem: Jakbym słyszał swoją gospodynię! Oboje wybuchnęli śmiechem. I rozmowa potoczyła się w tym kierunku – ktoś musi czujnym okiem na proboszcza patrzyć. Kto, jak nie gospodyni? Wiem, że to bywa uprzykrzone, ale też wiem, że to jest skarb – owo krytyczne spojrzenie gospodyni, której zależy na dobrym wizerunku proboszcza.

A jak nie ma gospodyni? Czy wtedy ma wyglądać jak ów wyrudziały i obstrzępiony prałat? Nie! Od czego są parafianie! Kiedyś w zakrystii usłyszałem z ust miłej i pilnej ministrantki: „Ale się ksiądz ubrał”. Chodziło i o buty, i o wystające spod sutanny spodnie w takim niezdefiniowanym kolorze. Na dodatek spod koloratki wyglądał niebieski kołnierz koszuli. Niby wiedziałem o tym, ale powszedni dzień, parę osób w kościele, nie chciało mi się przebierać. Było za późno, by wrócić na plebanię, i do końca Mszy było mi głupio. Innym razem usłyszałem od tej samej dziewczyny: „Widziałam księdza na odpuście”. Ucieszyłem się, ale tylko na moment. „Kupiłby ksiądz wreszcie nową komżę. Tej to nawet vizir do białego nie pomoże”. Na znak, że przyjmuję uwagę, przytuliłem odważną panienkę. A komżę niebawem kupiłem.

Odważną? Tak. W naszych księżowsko-parafialnych układach trzeba trochę odwagi (a może przyjaźni?), by przewielebnemu uwagę zwrócić. A może przewielebni (czcigodni też) powinni zejść trochę bliżej ziemi? Nie zachęcam do spoufalania się z parafianami. Oni potrzebują księdza jako ojca – nie kumpla. Dlatego ucieszyłem się, gdy zauważyłem, jak w pewnej parafii proboszcz nie jest Jackiem (zmienione imię), jak jego poprzednik, a jest „księdzem proboszczem”. Nie każdemu łatwo znaleźć ten złoty środek, by z jednej strony nie zamienić się w wyświechtany eksponat ze skansenu rodem – a z drugiej nie stać się gogusiem z przedwojennej powieści.

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Rozpocznij korzystanie