Fenomen męskich Piekar

Medialne przekazy z Piekar to często sztampa. Żeby zrobić coś więcej, trzeba wniknąć w atmosferę tych spotkań. A to dużo trudniejsze.

Jak tu opisać fenomen spotkania? Telewizje i radia mają łatwiej. Wystarczy, że puszczą przekaz na żywo. Dziennikarze piszący trudniej. Mogą napisać, że pielgrzymów przywitał, Mszy przewodniczył, homilię wygłosił, a w ogóle to w uroczystości udział wzięli. Fragmenty przemówień, do tego jakaś rozmowa. Najlepiej z kimś, kto do Piekar przybył po raz czterdziesty albo pięćdziesiąty. Można dodać krótką historię sanktuarium nie pomijając faktu, że Matka Boża Piekarska to ta, która „pod Wiedniem Turków rozgromiła, biorąc pod płaszcz swój hufiec nasz”. Co więcej?

W drodze

Najtrudniej oddać atmosferę. I dziennikarzom piszącym, i tym z mikrofonami czy kamerami w rękach. Ona wymyka się prostym schematom. Rozmodlone tłumy? Przesada. Piknik? Z całą pewnością nie. Jakby jedno z drugim wymieszane, ale bez utraty świadomości, po co się do Piekar przyszło.

Bo wszystko zaczyna się od pielgrzymowania. Na piechotę albo na rowerze. Jazda samochodem czy autobusem nie daje chyba tego zaskakującego wrażenia, że w poranek ostatniej niedzieli maja na Śląsku (prawie) wszystko co żyje, a jest rodzaju męskiego, zmierza w jednym kierunku. Z początku pielgrzymi wędrują sami. Potem okazuje się, że jakaś grupa dołączyła po drodze i idzie za albo tuż przed nimi. Na skrzyżowaniach głównych tras drobne zatory. Trzeba przepuścić tych idących od Bobrka albo później tych od Chorzowa. Ulice coraz gęściej wypełniają się wędrującymi pielgrzymami i samochody mają kłopot. Z męskim śpiewem bywa różnie, ale czasem nie pozostaje nic innego, jak podchwycić pieśń, którą zaintonował prowadzący sąsiednią pielgrzymkę.

Im bliżej Piekar, tym pielgrzymów więcej. Tych idących raźnym marszem, tych mijających ich – czasem w wielkich „rodzinnych” grupach – na rowerach i tych, którzy przyjeżdżają samochodami czy autobusami. Dla kogoś, kto nie wiedziałby, co się dzieje, widok na pewno zaskakujący. Jakby Piekary stały się tego poranka pępkiem świata. Jakby rozdawali tam bilety na mecz albo lali darmowe piwo.

Przed obraz Piekarskiej Pani trudno się dostać. W kościele Msza za Mszą. Ale można stanąć na zewnątrz albo w drzwiach i też widać. Tuż obok, na Rajskim Placu, ciągle rozdawana jest Komunia święta. To dla tych, którzy z jakiegoś powodu nie będą mogli przyjąć jej podczas Mszy. I tu, i na kalwaryjskim wzgórzu, gdzie obchodzi się uroczystości, wielkie kolejki. Do spowiedzi. Niesamowity widok. Dziesiątki, a nawet setki mężczyzn – młodych i starych – w kolejce do sakramentu pokuty.

Na wzgórzu

Wielu chce być jak najbliżej. Dlatego pod samym ołtarzem – tłok. Na obrzeżach – znacznie luźniej. Tam ci, dla których nie ma znaczenia, czy są 10 metrów dalej, czy bliżej. Przy drzewach - nieraz po kilka rowerów. Ludzie siedzą na czym się da. Na przyniesionych krzesełkach, na kocach, kurktach czy wprost na zielonej trawie. Wielu odwróconych plecami do ołtarza, bo to wzgórze, a  trudno siedzieć nogami do góry. Twarze niekoniecznie uduchowione. Czasem takie, że nie chciałoby się człowieka spotkać sam na sam w ciemnym zaułku. A jednak przyszli się modlić. Czasem samotni. Najczęściej w otoczeniu bliskich – rodziny, przyjaciół. Często w wielkich grupach, w których widać trzy pokolenia mężczyzn: ojców, synów i wnuków. akby starsi wtajemniczali młodszych, co to znaczy stać się mężczyznami. Jakby bycie w  Piekarach należało do męskiej tradycji na Śląsku. Trzeba być i koniec.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Rozpocznij korzystanie