GOSC.PL |
publikacja 07.11.2011 04:35
Zdjęcia ze śląskich albumów przypominają, że tradycyjna śląska rodzina była liczna. Rodziło się w niej dużo dzieci.
Henryk Przondziono/GN Błogosławiony stan matki to radość dla całej rodziny
Ślązoczki zatem często były w błogosławionym stanie. Mówiło się też, że „łona je przi nadziei”, „w odmiynnym stanie” albo „ona bydzie miała dziecko”.
Spotkałem się też ze stwierdzeniem: „ona jest em!”, ale nikt nie potrafił mi dotąd wyjaśnić tego określenia. Natomiast dawniej nieznane było to popularne dziś słowo „ciąża”, czy też zwrot „być w ciąży”. Nie jest to zresztą najpiękniejsze i dobrze kojarzące się określenie!
Trzeba też powiedzieć, że dawniej o byciu w „błogosławionym stanie” Ślązoczki nie rozgadywały na prawo i lewo. Tak to już było, że ludzie się krępowali. Była to swego rodzaju tajemnica małżonków i najbliższej rodziny. Ale tajemnica ta ostatecznie ujawniała się oczom wszystkich, bo w końcu kobieta nabierała okrągłości.
Maskowanie się kobiety oczekującej na dziecko ułatwiał skutecznie krój tradycyjnego stroju śląskiego. Powodował, że błogosławione kształty spod śląskich kiecek i jakli pokazywały się stosunkowo późno. Czasami dopiero w ósmym, a nawet dziewiątym miesiącu.
Niektórzy twierdzą, że kształt kobiecego stroju śląskiego nawiązuje do macierzyństwa. Jest w tym bardzo wiele racji, bowiem strój ten miał podkreślać cenione dawniej przymioty kobiecości. A zatem ta baba była fajno, co nie była chorobliwie chuda i mogła rodzić zdrowe dzieci! W tym sensie moda taka była też bardzo praktyczna, gdyż kobieta przy nadziei nie czuła się tak radykalnie inaczej od pozostałych kobiet i do tego jeszcze nie musiała nosić specjalnych ubrań, zwanych dzisiaj „ciążówkami”. Tak więc trzeba przyznać, że dawne śląskie stroje pod tym względem były bardzo praktyczne!
Jednak nie wszystko, co śląskie i tradycyjne, jest zawsze najlepsze. Nie wszystko też, co było kiedyś, było dobrym rozwiązaniem. Nie mam tu oczywiście na myśli licznej rodziny, ale to krępowanie się kobiet w czasie oczekiwania na urodzenie dziecka. A wzięło się to z dawnych poglądów, jakoby cielesna strona życia była czymś gorszym, jakoby stan małżeński był tylko dla słabeuszy, którzy nie mają odwagi zmierzyć się z celibatem.
Na szczęście te czasy minęły a Sobór Watykański II i nauka papieży, zwłaszcza Jana Pawła II, podkreślają wyraźnie, że małżeństwo może być tak samo skuteczną drogą do zbawienia jak kapłaństwo.
Niestety, minąć musi wiele lat, zanim dobre idee trafią pod strzechy. Bo łatwiej mówić o obronie życia i przepytywać pod tym kątem polityków czy artystów, niż przyjąć do pracy „dzieciatą” kobietę, wspomóc finansowo wielodzietną rodzinę czy budowę domu samotnej matki.
Bronić życia to też powstrzymać swój gadatliwy jęzor na widok małżeństwa studentów oczekujących dziecka i nie straszyć ich trudnościami życia. Można też z życzliwym uśmiechem przywitać na plaży kobietę w ciąży, a nie mruczeć: ...że tyż tyj babie niy ma gańba!