Różowe misie i kajdanki

Ks. Sławomir Czalej; GN 49/2011 Gdańsk

publikacja 14.12.2011 07:00

- Słowa mają moc. Nie tylko u Pana Boga, który przez nie stworzył świat, ale i w życiu osobistym, rodzinnym. Słowo może człowieka podnieść lub poniżyć - mówi ks. Zbigniew Wądrzyk, związany z gdańską Szkołą Nowej Ewangelizacji.

Różowe misie i kajdanki Ks. Sławomir Czalej/ GN Czasem trzeba pozwalać maluchom na wyrażanie dziecięcej ekspresji. Nadopiekuńczość może być bardzo szkodliwa. Na zdjęciu dzieci z przedszkola prowadzonego przez Projekt Edukacyjny Lokomotywa, jednego z uczestników konferencji.

Szósta konferencja naukowa o zagrożeniach rozwoju osobowości młodego człowieka po raz kolejny udowodniła, że tematy takie jak okultyzm, czary, magia, egzorcyzmy czy psychologia nadal cieszą się niesłabnącym zainteresowaniem.  W auli biblioteki Uniwersytetu Gdańskiego zajęte były nawet miejsca na schodach. W tym samym czasie w pobliskiej hali Oliwia odbywały się kolejne targi ezoteryczne „Od wahadełka do gwiazd”. Tam brylowali prof. dr. (sic!) Leszek Weres, przepowiadający, co będzie w roku 2012, mgr. (sic!) Grażyna Głogowska (pisownia oryginalna z zaproszenia ze strony internetowej – przyp. autora) – jasnowidząca wróżbiarka, a obok wróżki Fatimy, telewizyjnej gwiazdy z „IV wymiaru”, wystąpił nawet kapłan katolicki. Mówił wprawdzie o pszczółkach, ale chyba nie o same owady tam przecież chodziło…

Seks dla dzieci

Wprawdzie na uniwersytecie nikt raczej do jasnowidzących nie należał, jednak z zachowaniem zasad języka polskiego, a przede wszystkim przy udziale ważnego organu, jakim jest mózg, prelegenci zaprezentowali wyniki badań z różnych dziedzin nauki. Wspólnym mianownikiem wykładów biblisty, psychologa, filozofa czy profesora nauk społecznych stał się człowiek, narażony na coraz nowsze, negatywne oddziaływania, gubiący się w rozeznaniu, gdzie leży prawda, a gdzie fałsz. Zwłaszcza w czasach, w których o tym, co dobre, a co złe, każą nam myśleć mainstreamowe media czy tzw. poprawność polityczna.

– Dwa tygodnie temu dowiedziałam się od swoich studentów, że moje stwierdzenia, iż seksualizacja dzieci i młodzieży jest czymś niedobrym z punktu widzenia ich rozwoju osobowościowego, stawia mnie w opozycji do światłych ludzi tego świata – mówi dr Magdalena Błażek, adiunkt w Zakładzie Psychologii Osobowości i Psychologii Sądowej Instytutu Psychologii UG.

Oczywiście można zapytać, dlaczego dziewczynki chodzące jeszcze do podstawówki nie powinny się malować, nosić bluzek z dużymi dekoltami czy też „spodni osłaniających ledwo pupę”. – Powszechna deklaracja praw seksualnych zdefiniowała, czym jest seksualność, oraz uznała, że jest ona integralną częścią osobowości i jej rozwój jest bardzo ważny z punktu widzenia funkcjonowania człowieka w ogóle. I tu zgoda, nie ma wątpliwości – wyjaśnia. Deklaracja jednak zawiera też zapis mówiący, że rozwój seksualności dokonuje się w wyniku wzajemnych relacji pomiędzy osobą a otaczającymi ją strukturami społecznymi. I tu pojawia się pole dla relatywizmu. – Ponieważ rozpoczęcie współżycia w wieku 12 lat można uznać za normę, a nie patologię, bo w określonym środowisku czy kontekście społecznym tak się rzeczy mają – precyzuje dr Błażek. W jej wypowiedzi owo 12 lat pojawiło się nieprzypadkowo, bowiem na zajęciach z patologii rodziny takie właśnie były odpowiedzi studentów (sic!) na pytanie, jaki wiek uznają za właściwy dla dziewczynki do rozpoczęcia współżycia.

W 2002 r. rząd USA ogłosił wyniki wielkich badań własnego społeczeństwa, które zlecił, zaniepokojony wzrastającą liczbą patologii: seksualizacją dzieci, rozwodami, używkami, w tym narkotykami, czy zdradą. Wyniki nie zaskakują. – Wydano kilka milionów dolarów na badania, by stwierdzić, że podstawą zdrowego funkcjonowania człowieka jest prawidłowe funkcjonowanie rodziny – mówi pani adiunkt. A rodzina działa prawidłowo,  jeżeli istnieją w niej miłość i akceptacja, ale także wymaganiai konsekwencje. Po tych badaniach podjęto kolejne, wyjaśniające m.in., czym jest seksualizacja dzieci i młodzieży. Dochodzi do niej wtedy, gdy człowiek zostaje uprzedmiotowiony. – Mało tego, sam człowiek postrzega swoją wartość przez pryzmat atrakcyjności seksualnej. I takie myślenie narzuca dzieciom świat. Tyle jesteś warty, na ile jesteś atrakcyjny – dodaje. A o tym, że problem zaczyna narastać, świadczy fakt, iż zdarzają się już w Polsce operacje plastyczne przed Pierwszą Komunią św., bo dziewczynka ma „za bardzo odstające uszy”!

Oznaką prawidłowego rozwoju seksualnego człowieka jest zdolność nawiązania intymnego kontaktu z drugim człowiekiem. Dodajmy: długotrwałego. Na kolejne pytanie dr Błażek, czy możliwe jest nawiązanie bliskiej relacji uczuciowej i bliskiej więzi z trzystoma partnerami, jak to zdarza się w życiu niektórych gwiazdek, część studentów odpowiadała twierdząco. – Bogu dzięki, większość jednak mówiła, że to niemożliwe – podkreśla.

Co zatem powoduje seksualizację, a w konsekwencji rozpad rodziny i tradycyjnych wartości? Między innymi kult posiadania promowany przez kulturę masową. Oto 3-letnia dziewczynka, modelka, reklamuje ubiór dziecięcy. Podpis mówi, że jest grzeczną dziewczynką (czasami). Oblizuje przy tym palec i nie jest to bynajmniej gest lizania palca, na którym zostały akurat resztki kremu. – Do tego pojawiają się dziecięce konkursy piękności czy lalki Barbie z... kajdankami – przekonuje dr Błażek.

Zburzony porządek dotyka kobiet w różnym wieku, nawet 60-letnich. Te akurat zakładają czasami bluzki w różowe misie... Doktor Błażek zaszokowała też słuchaczy informacją, że w Gdańsku istnieją już punkty, gdzie 4-letnie dziewczynki mogą sobie zrobić manicure i pedicure.

Błogosławieństwo czy przekleństwo?

Ale nieuporządkowany seks to niejedyne zagrożenie dla młodego człowieka. Wróćmy do słów. Nie tylko potrafią zranić, ale też patologicznie wychować. I tak częste powtarzanie dziecku, że czego nie dotknie, to zepsuje, że nic nie potrafi, powoduje, że dziecko z takimi opiniami nawet nie walczy i jest przekonane o ich prawdziwości. Myśli, że rzeczywiście do niczego się nie nadaje. – Biblijnym obrazem tego przekleństwa jest Adam, który na głos Boga kryje się ze strachu, że jest nagi. Duch lęku bywa często owocem przekleństwa, które wynieśliśmy z domu rodzinnego – mówi ks. Z. Wądrzyk. Po pierwsze człowiek, który nie doświadczył miłości i błogosławieństwa, a więc poczucia własnej wartości, boi się utraty siebie, boi się zaangażować. W Ewangelii Mateusza czytamy o człowieku, który ze strachu zakopał swoje talenty. – Dzisiaj jest to powszechny strach wielu młodych ludzi, którzy wchodząc w dorosłe życie, nie potrafią się w nic zaangażować ze strachu przed utratą siebie – wyjaśnia ks. Zbigniew. Taki człowiek chce oddać Bogu życie w dobrym, nieużywanym stanie… Po drugie bojaźń śmierci wpędza nas w niewolę. Drżę, bo utracę siebie na zawsze. I po trzecie przeszkadza lęk przed miłością. – Bo już nie będę ja, ale my, i co to będzie? – mówi. Podsumowując: jeżeli dziecko nie zauważy u swoich rodziców, że ci nawzajem, ale także w stosunku do dziecka potrafią dostrzec dobro, docenić je, afirmować – będzie się bało po prostu żyć.

Inną sferą zagrożeń dla dzieci jest… nadopiekuńczość. Prowadzi ona do tego, że w niektórych szkołach zabrania się dzieciom tzw. gier kontaktowych, np. w berka, oferuje się w sklepach specjalne kaski chroniące pociechy przed nabiciem sobie guza czy nakolanniki dla raczkujących maluchów. – Rodzice stracili zdolność realnej oceny ryzyka i martwią się na zapas. Z drugiej strony chcą mieć często dzieci nadzwyczajne, wszechstronnie utalentowane, wręcz wybitne. Tak, jakby to oni sami decydowali o tym, jakie talenty dziecko posiada – mówi ks. prof. dr hab. Andrzej Zwoliński. Jednocześnie ci sami rodzice, którzy izolują swoje dzieci, nie zdają sobie sprawy, jakim zagrożeniem może stać się sieć internetowa. Spełnianie zachcianek dziecka powoduje jego nadwagę i problemy, np. z cukrzycą. Nie mówiąc już o rodzicielskiej ochronie przed rannymi Roratami, no bo kto wstanie tak wcześnie? To tylko pierwsze z brzegu przykłady.

Jaki wniosek płynie z tegorocznej konferencji? Ważna jest umiejętność zachowania starożytnego „złotego środka” pomiędzy wolnością a zależnością dziecka od decyzji rodziców. Pod warunkiem, że owi rodzice mają wystarczająco dużo oleju w głowie, pozwalającego im przestrzegać w życiu jednego z najważniejszych praw, które można nazwać prawem zdrowego rozsądku.

Podczas konferencji poruszono też inne ważne i ciekawe problemy. Doktor Aleksandra Pawlik podjęła się wyjaśnienia zależności pomiędzy wegetarianizmem a anoreksją. Jak zwykle doskonale słuchało się też jezuity o. prof. Aleksandra Posackiego i ks. prof. Andrzeja Kowalczyka. Egzotycznie, bo o reinkarnacji, mówiła s. Michaela Pawlik, która wiele lat spędziła w Indiach. Dla zainteresowanych problematyką nic straconego. Referaty zostaną opublikowane w książce pod patronatem GN, o czym z przyjemnością poinformujemy naszych czytelników.