O budzeniu demonów

Roman Tomczak; GN 11/2012 Legnica

publikacja 24.03.2012 09:14

„Zarzucimy Zgorzelec ulotkami, wzywającymi Polaków do oddania majątku zagrabionego po wojnie Niemcom” – czytamy w ulotce Berlińskiego Związku Właścicieli Wschód. – Jako katolicy powinniście nas zrozumieć – mówi prezes niemieckiego związku Eigentümerbund Ost.

O budzeniu demonów Roman Tomczak/ GN Zgorzelec i Görlitz co jakiś czas są miejscem aktywności organizacji neofaszystowskich i rewizjonistycznych. Groźby pod adresem Polaków pojawiły się m. in. przed wyborami do Europarlamentu.

Założony w styczniu Eigentümerbund Ost e.V. (Związek Właścicieli Wschód) twierdzi, że przy udziale znanych adwokatów i specjalistów prawa międzynarodowego znalazł luki w tym prawie. Teraz żąda zwrotu własności osób prywatnych, „zrabowanej” po II wojnie światowej przez Polskę i Czechy. Związek na swojej stronie internetowej zapewnia, że „cały proces prawny jest finansowo zabezpieczony przez inwestora”.

Na czele Związku Właścicieli Wschód stoi 35-letni Lars Seidensticker, znany w przeszłości  z roszczeń wobec Romów.17 lutego związek zorganizował  w Berlinie konferencję prasową. Ogłoszono na niej, że tej wiosny Zgorzelec, Szczecin, Wrocław i Opole zostaną zasypane milionami ulotek z informacjami „o polskich zbrodniach na niemieckich cywilach i polskich naruszeniach prawa międzynarodowego”. Sprawę monitoruje polskie MSZ. Do nazewnictwa wymienionych miast użyto pisowni niemieckiej.

Mandat za śmieci

Zgorzelec już nieraz był celem propagandowego ataku neonazistów i rewizjonistów. Plakaty Narodowodemokratycznej Partii Niemiec (NPD) pojawiały się tu dwukrotnie, ostatni raz w 2009 r., przed wyborami do Europarlamentu. Brzmiały groźnie, np. „Witamy turystów.  kryminaliści z obcych krajów – won!”, „Silna prawica saksońska. Dzień wyborów to twój dzień zapłaty”, ale – jak stwierdziła niemiecka prokuratura – wszystko odbywało się w granicach prawa. Dwa lata temu sąd w Jeleniej Górze skazał na 10 miesięcy więzienia w  zawieszeniu na trzy lata radnego z Görlitz, który rozklejał antypolskie plakaty na Dolnym Śląsku. Jego dwaj koledzy dostali wyroki 8 miesięcy więzienia w zawieszeniu na trzy lata. Sąd Okręgowy w Jeleniej Górze nie miał wątpliwości, że treść kilkudziesięciu plakatów, którzy trzej Niemcy rozkleili dwa lata temu w Bolesławcu, obrażała Polaków. Mniej więcej w tym samym czasie w Zgorzelcu za wycieraczkami samochodów pojawiły się plany miasta z nazwami ulic i placów w języku niemieckim. Renata Burdosz z Urzędu Miejskiego w Zgorzelcu przyznaje, że co jakiś czas dochodzi w mieście do takich incydentów, ale Ratusz jest jak najdalszy od ich oceniania.  – Ocena prawnej strony tych działań oraz poszukiwanie sprawców nie należy do samorządu. Jedyne, co moglibyśmy zrobić, to w  uzasadnionych przypadkach nałożyć kary za zaśmiecanie miasta – wyjaśnia Renata Burdosz. – Pod warunkiem, że znaleźliby się winni – dodaje.

Gdzie ta luka?

Oprócz akcji ulotkowej Eigentümerbund Ost planuje publiczne manifestacje, podczas których będzie się domagał zrealizowania swoich postulatów. Kto miałby w nich uczestniczyć? Instrukcja związku mówi o potrzebie „aktywnego włączenia w tę akcję niemieckiej  mniejszości”. Związek zamierza także pozyskać do współpracy Erikę Steinbach, szefową Związku Wpędzonych (Bund der Vertriebenen – BdV), podkreślając, że Steinbach głosowała w niemieckim parlamencie przeciwko uznaniu granicy na Odrze i Nysie. – Erika Steinbach mówi do nas z serca! Mamy nadzieję na dobrą współpracę także z innymi ważnymi politycznymi podmiotami decydującymi – mówi Lars Seidensticker, prezes Związku Właścicieli Wschód. Ale, jak przypomina rzecznik polskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych, szefowa  Związku Wypędzonych zdecydowanie odcięła się od inicjatywy Eigentümerbund Ost. – Warto zaznaczyć, że stowarzyszenie to zorganizowało w lutym konferencję prasową, która zgromadziła bardzo niewielkie grono uczestników. Także niemieckie MSZ i partie polityczne nie traktują poważnie roszczeń związku i wskazują na obowiązujący stan prawny – zapewnia Marcin Bosacki, rzecznik polskiego MSZ.

Szefowie Związku Właścicieli Wschód nie zamierzają jednak zmieniać z tego powodu swoich planów. Jak wynika z listu przesłanego do redakcji „Głosu Pomorza”, chcą przeprowadzić jeszcze tzw. akcje uświadamiające. Marcin Barnowski, dziennikarz „Głosu Pomorza”, jako jeden z pierwszych zajął się sprawą Eigentümerbund Ost. Jego zdaniem, „akcje uświadamiające” mają towarzyszyć pozwom niemieckich „wypędzonych”. Pozwy takie przygotowywane są przeciwko Polsce i Czechom. – Widziałem w Internecie reportaż szwajcarskiej telewizji z wizyty Seidenstickera w Otmuchowie na Śląsku. Pojechał tam osobiście upomnieć się o zwrot domu swojej babci, wysiedlonej po wojnie na mocy decyzji aliantów – opowiada dziennikarz. Sam Lars Seidensticker nie chce przed procesem zdradzić, gdzie jest luka prawna, pozwalająca działać jego związkowi. Dziennikarzom „Głosu Pomorza” udało się jedynie ustalić, że chodzi o ekspertyzę prawną sporządzoną na zlecenie Bundestagu przez prof. dr. Eckarta Kleina.

Rządowe zaniedbania

Na stronie internetowej Związku Właścicieli Wschód jego szef przedstawia siebie jako zdeklarowanego katolika. Lars Seidensticker uważa, że to pomoże Polakom łatwiej go zrozumieć. – Polska to katolicki kraj. Liczę na wyrozumiałość ludzi – mówi. Seidensticker twierdzi, że w Niemczech coraz więcej młodych ludzi interesuje się własną historią. – Nie spełniły się nadzieje wielu niemieckich i polskich polityków, że kwestia zwrotu zrabowanej własności prywatnej rozwiąże się sama „biologicznie”, wraz z wymarciem doświadczonej tymi przeżyciami generacji. Wielu młodych ludzi zadaje sobie pytania, dlaczego wciąż są poszkodowani pod względem swoich praw spadkowych, jako potomkowie wypędzonych. Nasz związek daje szansę głosu obu tym grupom: bezpośrednio doświadczonym i ich spadkobiercom – uważa. Polskie MSZ zapewnia, że z prawnego punktu widzenia roszczenia Eigentümerbund Ost są bezpodstawne. – Rząd RP prezentuje wobec działań tego związku jasno sprecyzowane stanowisko: roszczenia nie mają i nigdy nie miały podstaw prawnych, dlatego też Polska od lat niezmiennie i jednoznacznie uznaje je za prawnie nieuzasadnione i niedopuszczalne – mówi „Gościowi” Marcin Bosacki, rzecznik MSZ. Jednak część ekspertów jest zdania, że wieloletnie zaniedbania kolejnych polskich gabinetów będą w przyszłości podstawą do powstawania kolejnych organizacji, podobnych do Związku Właścicieli Wschód.

Stefan Hambura, polski adwokat mieszkający w Berlinie, uważa, że temat wysiedleń to odgrzewane kotlety, ale problem będzie się wciąż pojawiał. – Wynika to z faktu, że rzeczy te raz na zawsze nie zostały uregulowane na szczeblu państwowym. Niemcy nie wykazali w tej kwestii dobrej woli, a nasz rząd w ogóle się tym nie interesuje – mówi Hambura. Podobnego zdania jest Dorota Arciszewska-Mieleczyk, prezes Powiernictwa Polskiego. – Te kolejne zapowiadane pozwy są wynikiem braku stanowczego i konsekwentnego działania ze strony państwa polskiego – uważa. – To my ciągle odbieramy telefony w podobnych sprawach  i musimy udzielać porad, choć jesteśmy tylko organizacją społeczną, nie finansowaną przez  nikogo.

Ulotki za ulotki

Jeśli dojdzie do zasypania ulotkami Szczecina, będzie to pierwsza taka akcja w mieście.  Co innego Zgorzelec, gdzie ludzie zdążyli przywyknąć do podobnych  prowokacji. Większość zgorzelczan uważa, że nie ma się czym przejmować. – Paradoksalnie, im więcej jest akcji  neofaszystów albo różnych ziomkostw, tym mniejszą przywiązujemy do tego wagę. Do tej pory wszystkie takie akcje były niewypałami. Nawet sami Niemcy się na nie zżymali – mówi Marta Chlebowicz ze Zgorzelca. Na ostrą reakcję nie ma także co liczyć ze strony polskich organizacji radykalnych. Grzegorz Stemler, szef zgorzeleckiego oddziału Narodowego Odrodzenia Polski, mówi, że jak zwykle w takich sytuacjach narodowcy zareagują stosownie do działań Związku Właścicieli Wschód. – Jeśli oni wyprodukują ulotki, to i my odpowiemy ulotkami – zapowiada. – Nie wolno nam tylko przemilczać sprawy. W końcu do nich kiedyś dotrze, że „Berlin i Łużyce to polskie dzielnice”.