Dzieci prosto z nieba

Natalia Podosek; GN 14/2012 Bielsko-Biała

publikacja 10.04.2012 06:30

Można się starać, przeliczać dni, robić idealne wykresy… a i tak w końcu zdesperowani rodzice przekonują się, że każde dziecko jest cudem. Bożym cudem.

Dzieci prosto z nieba Archiwum Aldony Nowak-Wróbel Aldona Nowak-Wróbel z córeczką Anią – wyproszonym prezentem od Pana Boga.

Życie pochodzi od Boga. Człowiek może robić wszystko od strony medycznej, a dziecka dalej nie ma – wyznaje Aldona Nowak-Wróbel z Bielska-Białej, która przez 10 lat bezskutecznie starała się o poczęcie, dopóki nie otrzymała obietnicy od Jezusa. Przez pierwszych sześć lat małżeństwa specjalnie z mężem nie zabiegali o dziecko. Po tym czasie zaczęli zastanawiać się, czy wszystko jest w porządku. Wizyty u lekarza i diagnoza: brak drożności jednego jajowodu. Ginekolog uspokoił ją, że ten drugi wystarczy, by urodzić zdrowe dziecko. Czas mijał... Odkrywali kolejne przeszkody uniemożliwiające zajście w ciążę, m.in. Aldona cierpiała na endometriozę.

– Miałam już prawie czterdzieści lat, kiedy wybrałam się do znanego ginekologa. Powiedział, że zrobi wszystkie możliwe badania, a jeżeli do roku nie zajdę w ciążę, to zostanie mi adopcja – wspomina. W tym samym czasie uczęszczała na seminarium „Pójdź za mną” w bielskim kościele św. Andrzeja Boboli. Wtedy, w czasie modlitwy wstawienniczej, usłyszała słowa: „Uzdrawiam cię, moja ukochana, w całej kobiecości Twojego człowieczeństwa”. – Pomyślałam: No tak, jestem takim trochę męskim typem, to może będę bardziej kobieca – wspomina z uśmiechem. „Uczynię cię brzemienną” – zabrzmiało kolejne proroctwo. Było to w święto Zachariasza i Elżbiety. Gdy opowiedziała o tym koleżance, ta poleciła jej kolejnego lekarza. On zerknął na nią okiem fachowca: – Nie widzę za bardzo szans – stwierdził. Proponował in vitro. Ona jednak wiedziała swoje: Bóg dał obietnicę. Mijały miesiące. Trwała modlitwa przyjaciół i rodziny. Jeździli na Msze św. z modlitwą o uzdrowienie do Kęt, Stryszawy, Częstochowy, a w Bielsku do św. Andrzeja Boboli i św. Pawła. Uczestniczyli w modlitwie za rodziców niemających dzieci 23 października 2007 r. w Szczyrku na Górce przed relikwiami św. Dominika Savio.

– Pojechaliśmy jeszcze raz do tego ginekologa. Gdy mnie zbadał, zaczął szeptać: „Niemożliwe…” – opowiada Aldona. – To chyba św. Dominik pociągnął za szatę Jezusa, bo poczęcie nastąpiło około tej daty – uśmiecha się Aldona. Radość, łzy szczęścia – nie trwały jednak długo, bo pojawił się krwiak. Stwierdziła, że Jezus jest najlepszym lekarzem – wytrwale codziennie uczestniczyła w Eucharystii. Krwiak zaczął się zmniejszać, aż zniknął... Dziś jej córeczka Ania ma trzy lata...

– Pierwszy raz poroniłam 10 lat temu, a potem pękła mi cysta na jajniku. Pan Bóg był wtedy dla mnie tylko dodatkiem do życia – wspomina Katarzyna Gąsiorek z Wapienicy. Po czasie niepewności, gdy zastanawiała się, czy kiedykolwiek będzie mogła kołysać swoje dziecko, odnalazła miłosiernego Boga, który wysłuchuje tych, którzy proszą. Kolejna ciąża – pozamaciczna. Znowu straciła dziecko. Okazało się, że choruje na zespół policystycznych jajników. Zaczęli jeździć z mężem na Msze św. z modlitwą o uzdrowienie. – Poszliśmy także na modlitwę wstawienniczą, podczas której otrzymaliśmy słowo z Pisma Świętego: „Proście, a będzie wam dane” – wspomina Kasia. Trzeba było całkowicie zaufać. Kasia zaszła w ciążę i kolejny cios – ciąża pozamaciczna. Strach i niepewność. Po tej diagnozie pojechali na modlitwę do znajomego księdza.

– Dostaliśmy proroctwo, że dziecko prawidłowo się rozwija i wszystko będzie dobrze – wspomina Kasia. W szpitalu kolejna diagnoza – dziecko nie ma tętna. I znowu szturm do nieba. Otworzyła Biblię i trafiła na słowa: „Błogosławiony ten, kto we Mnie nie zwątpi”. Chwyciła się tej obietnicy. Zrobiono USG – tętno wróciło. Po dziewięciu miesiącach urodziła się Emilka. Teraz Kasia jest w 7 miesiącu z drugim dzieckiem. Bo to Bóg jest Panem życia.