Boris City

Jacek Dziedzina

GN 20/2012 |

publikacja 17.05.2012 17:00

Z bujną czupryną, stylem bycia i ciętym językiem mógłby robić karierę w hollywoodzkich produkcjach. Boris Johnson wybrał politykę i Londyn. A londyńczycy po raz drugi wybrali go na burmistrza. Konserwatystę i zwolennika stosowania prawa szarijatu wobec… złodziei rowerów.

Boris City pap/EPA/FACUNDO ARRIZABALAGA Londyńczycy po raz drugi wybrali Borisa Johnsona na swojego burmistrza. Docenili jego stanowczość i odwagę w podejmo-waniu decyzji

Absolwent elitarnego collage’u w Eton i uniwersytetu w Oxfordzie. Podobnie jak większość brytyjskiego establishmentu. Wymieniany jako pewny następca premiera Davida Camerona. Obaj znają się świetnie jeszcze z lat, gdy tworzyli ekskluzywne i snobistyczne środowisko studenckie skupione w legendarnym Bullingdon Club. „Działalność” klubu polegała na spotkaniach w wyłącznie męskim gronie, na suto zakrapianych alkoholem kolacjach, które zawsze kończyły się niszczeniem wytwornej restauracji i płaceniem odszkodowań właścicielom. Ot, taki „wewnętrzny” zwyczaj. Charakterystyczny dla pokolenia Johnsona i Camerona, tworzących współczesną specyficzną mapę brytyjskiego konserwatyzmu. Londyńczycy polubili go jednak za bezpośredni styl bycia, łamiący trochę stereotyp sztywnego arystokraty. Gdy w 2008 r. odchodził „Czerwony” Ken Livingstone, niektórzy mówili nawet, że teraz dla odmiany nastaną rządy komika. Wybór na drugą kadencję jest nagrodą za stanowczość i odważne decyzje w urządzaniu życia mieszkańców 8-milionowej stolicy. Choć nie zawsze była to odwaga, której można by oczekiwać od konserwatysty.

Krucjaty burmistrza

Koniec z alkoholem w autobusach i metrze – ogłosił Johnson w 2008 r., gdy pierwszy raz obejmował urząd burmistrza jednej z największych metropolii świata. To miał być początek konserwatywnej krucjaty przeciwko przestępczości i element „czyszczenia” miasta przed igrzyskami olimpijskimi w 2012 r. Boris, jak go tu nazywają, wyprowadził ochronę na perony stacji metra, co miało zwiększyć poczucie bezpieczeństwa. Nie spodziewał się wtedy, że parę lat później przyjdzie mu zetknąć się z zamieszkami, jakich stolica Wielkiej Brytanii nie widziała od dekad. Gdy w zeszłym roku Londyn płonął, mówił, że 75 proc. pełnoletnich uczestników sierpniowych zamieszek, którym postawiono zarzuty, ma już na swoim koncie wyroki, a 83 proc. miało kontakt z policją. – To jest problem, z którym musimy się zmierzyć – mówił Johnson w Izbie Gmin. – Jako społeczeństwo musimy zapytać, co się dzieje z tymi ludźmi, gdy trafiają do więzienia. W jaki sposób zmieniamy ich życie, żeby po wyjściu na wolność nie wrócili z powrotem do gangów?

Przy okazji tegorocznej kampanii wyborczej groził, że zabierze prawo do darmowych przejazdów nastolatkom, którzy nie będą ustępować miejsca w środkach komunikacji staruszkom i ciężarnym. – Młodzież może komunikacją miejską jeździć za darmo, za co płacą londyńczycy. Musi jednak zrozumieć, że w parze z przywilejem idzie odpowiedzialność – mówił.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.