Ojciec skrzydlatych jeźdźców

Marcin Wójcik

GN 19/2013 |

publikacja 09.05.2013 00:15

Zamykam w ogrodzie oczy, słucham wiatru. I oni wtedy przychodzą.

Mariusz Kozik maluje na płótnie i na komputerze  Jakub Szymczuk Mariusz Kozik maluje na płótnie i na komputerze

Wtym ogrodzie pełnym tui stacjonuje husaria. Żołnierze w karacenowych zbrojach doglądają koni, by ruszyć do walki. Ale odjechali wcześniej, niż dowódca kazał. Spłoszył ich kobiecy głos: „Mariusz, kolacja!”. I jesteśmy już nie gdzieś na przedpolach Kircholmu, ale w Strzeszkowicach Dużych pod Lublinem. Tutaj mieszka z żoną i dwójką dzieci Mariusz Kozik – artysta batalistyczny, którego prace znane są głównie za granicą. Specjalizuje się w ilustrowaniu wojen starożytnych.

Jestem studentem wrocławskim

Mariusz Kozik nie był najlepszym uczniem Liceum Plastycznego w Lublinie. Nie to żeby brakowało mu zdolności, wręcz przeciwnie, on tylko miał kłopot z frekwencją. Ale bez problemu dostał się na wrocławską Akademię Sztuk Pięknych, gdzie na drugim roku trafił pod skrzydła prof. Józefa Hałasa, a każdy orientujący się w temacie wie, że do Hałasa trafiali tylko ci, co sobie na to zasłużyli. – Mariusz Kozik należał do moich nielicznych wybijających się ponad przeciętność studentów i moim zdaniem rokuje nadzieję na interesujący rozwój – powiedział kiedyś prof. Józef Hałas. Emerytowany profesor dla kilku pokoleń jest mistrzem, przedstawicielem tzw. strukturalizmu wrocławskiego. Studenci chłonęli jego warsztat i słowa, choćby te: „Malując naturę, odkryłem, że w naturze wszystko jest sobie przeciwstawione: statyka, dynamika, kolory i kierunki. Dam przykład: horyzont –pień drzewa, przeciwstawiony poziomowi pion, w drzewie poziome gałęzie przeciwstawione znowu temu pionowi pnia, i żyłkowanie liści przeciwstawione sobie. I w ten sposób zbudowana jest cała natura, na konstrukcji, którą ja nazwałem »przeciwstawieniem« i zacząłem malować pod tym kątem”. Dzięki dobrej opinii prof. Hałasa Mariusz Kozik dostał propozycję pracy na uczelni. Odmówił. Bał się, że zrezygnuje z własnej drogi artystycznej, czyli z wielkoformatowych obrazów strukturalnych. Wrócił do Lublina. Trudno było tutaj wyżyć ze sztuki. Dostał pół etatu w Liceum Plastycznym – w tym samym, w którym zdawał maturę. Co miesiąc 440 złotych na rękę. Po pół roku zwolnił się i poświęcił tylko tworzeniu. Malował między innymi obrazy animalistyczne – sugestywne wizerunki zwierząt przedstawione w skali zbliżonej do naturalnych rozmiarów. Nie wygląda jak stereotypowy artysta, to znaczy nie ma długich włosów, nie ubiera kolorowych swetrów, nie nosi kapelusza, nie promuje siebie, tylko pilnuje, żeby szła robota. Według niego, to efekt wychowania wrocławskiej ASP.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.