W stronę błękitnego nieba

Szymon Babuchowski

GN 22/2013 |

publikacja 29.05.2013 00:15

Muzyk rockowy opowiadający o tym, że pogodził się z Panem Bogiem i przystępuje do sakramentów? Marek Jackowski wymykał się stereotypom na temat gwiazd rocka.

Marek Jackowski PAP/Ireneusz Sobieszczuk Marek Jackowski

Jego śmierć nie wywołała ogromnego szumu medialnego, tak jak dzieje się w przypadku gwiazd, które za życia szukały rozgłosu, wywołując skandale. Odszedł cicho, tak jak żył. Choć był liderem Maanamu i twórcą większości kompozycji tego zespołu, zawsze pozostawał w cieniu ze swoją gitarą. Być może dlatego w dość skąpych informacjach, jakie pojawiły się w mediach po śmierci muzyka, rzadko można było usłyszeć o tym, co od wielu lat było dla niego najważniejsze – o jego wierze. – Marek całym sobą dawał świadectwo, że Pan Bóg jest dobry – twierdzi w rozmowie z GN Janusz „Yanina” Iwański, gitarzysta, przyjaciel zmarłego. – Myślę, że zawsze był blisko Boga, tylko w pewnym momencie odwrócił się do Niego twarzą.

Słowo, które żyje

Dwanaście lat temu Marek Jackowski udzielił obszernego wywiadu magazynowi „RUaH”, w którym opowiedział historię swoich relacji z Panem Bogiem – od „słonecznych”, jak mówi, dziecięcych czasów pierwszej spowiedzi i Komunii św., przez utratę wiary, okres poszukiwań i zagubienia, aż po nawrócenie. Wyznał, że jako młody chłopak przeczytał książkę Wandy Wasilewskiej „W pierwotnej puszczy”, która nie uformowanemu jeszcze dziecku „zawróciła w głowie”. „Uwierzyłem w to, co ta, że tak powiem, agenturalna towarzyszka napisała. Powiedziałem: »Panie Boże, ja w Ciebie nie wierzę«” – opowiadał o. Andrzejowi Bujnowskiemu OP.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.