Rzeź w Bieszczadach

Jacek Dziedzina

GN 23/2013 |

publikacja 06.06.2013 00:15

Ostatnie 20 kilometrów biegnie się już bardziej umysłem niż ciałem. O ile ciało wytrzyma wcześniejsze 60 kilometrów. Od 10 lat setki zdrowych wariatów z całej Polski ciągną na bieszczadzki Bieg Rzeźnika.

Komańcza, godz. 3.30 – 817 osób rozpoczyna Bieg Rzeźnika Roman Koszowski Komańcza, godz. 3.30 – 817 osób rozpoczyna Bieg Rzeźnika

Biegniemy niezależnie od pogody – czytam SMS od Mirka Bienieckiego, organizatora biegu. Dzień przed imprezą prognozy są nieciekawe: silne burze i ulewy, zimno. Nie po to jednak bieg nosi tak jednoznaczną nazwę, by jego uczestnicy mieli poddać się jeszcze przed startem. I chyba w nagrodę za determinację okazuje się, że prognozy pogody nie sprawdzają się prawie w ogóle. Tuż przed 3 w nocy deszcz ustaje. Ale pozostaje błoto i na pierwszym etapie do przebiegnięcia rzeczka sięgająca powyżej kolan. Im więcej jednak takich dodatków, tym weselej – mówią „rzeźnicy”.

Jest daleko

Do Komańczy dojeżdżamy przed godz. 2 w nocy. Leje bez przerwy. Nic nie wskazuje na to, że zaraz zacznie się tutaj morderczy bieg do Ustrzyk Górnych – ani śladu uczestników, żadnych samochodów. Godzinę później deszcz ustaje, szosa wypełnia się samochodami i autokarami. A na starcie rozgrzewa się już prawie 820 biegaczy. Pobiegną w parach. Taka jest tradycja tego biegu.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.