W mieście Boga

ks. Rafał Kowalski

GN 30/2013 |

publikacja 25.07.2013 00:15

W każdej dzielnicy spotkasz tutaj dziesiątki świątyń i miejsc modlitwy różnych wyznań. I tylko na ateistów patrzy się z pobłażliwością i niedowierzaniem. – Przecież nie można nie wierzyć w nic – mówią z przekonaniem Brazylijczycy.

Nad Rio de Janeiro,  na wzgórzu Corcovado, góruje  pomnik Chrystusa Odkupiciela  Jakub Szymczuk /GN Nad Rio de Janeiro, na wzgórzu Corcovado, góruje pomnik Chrystusa Odkupiciela

Pisać o Kościele w naszym kraju, to jakby pisać o Kościele w całej Europie – padre Cesare, kapłan z rocznym stażem, wikariusz w parafii Nossa Senhora da Gloria w Rio de Janeiro nie ma wątpliwości. – To Kościół biedny i bogaty zarazem, żywy i entuzjastyczny, a przy tym borykający się ze słabą świadomością religijną swoich wiernych, którzy często są mamieni przez różnego rodzaju sekty – mówi. Zwraca uwagę, że na północy kraju są bardzo silne wpływy wierzeń afrykańskich. – Kiedyś bogaty właściciel, który był chrześcijaninem, nakazywał podwładnym przyjęcie własnej religii. Dawał im figurę Matki Bożej. Oni oczywiście ją przyjmowali, ale widzieli w niej uosobienie swojego bóstwa, któremu oddawali cześć. Tak że klękając przed Maryją, w rzeczywistości klękali przed swoją boginią. Wszystko się wymieszało i to pokutuje do dziś. Mamy ludzi ochrzczonych, którzy jednocześnie praktykują kulty nie do pogodzenia z chrześcijaństwem. Wszystko przez to, że długi czas księży było tutaj zdecydowanie za mało w stosunku do osób, którym trzeba było głosić Ewangelię – tłumaczy i zachęca, byśmy udali się do parafii Santa Luzia, gdzie posługuje padre Roberto. – Tam znajdziecie wszystko: od biednych faweli aż po ludzi, którzy nie muszą martwić się o to, jak przeżyć – mówi. – Widzieliście film „Miasto Boga”. Ta parafia graniczy z dzielnicą, o której opowiada. Ten ksiądz zbudował tam kościół – dodaje.

Owce bez pasterza

Padre Roberto to ks. Robert Chrząszcz, który od ośmiu lat pracuje w Brazylii. Aby dotrzeć do jego plebanii, musimy pokonać nie tylko gigantyczne korki, które w Rio są na porządku dziennym, ale także zapory ustawione na ulicy przez kilku osiłków. – To ludzie, którzy kiedyś rządzili tą częścią miasta – tłumaczy ks. Robert. – Teraz ich szef siedzi w więzieniu, więc jest spokojniej. W nocy pewnie będą urządzać fiestę, więc zamykają ulicę i rozstawiają kolumny, ale poczekajcie… księdzu dadzą przejechać – mówi, opuszczając szybę w samochodzie. Młody chłopak rozpoznaje duszpasterza, zabiera z ulicy przeszkody i umożliwia przejazd. – Do osób duchownych mają szacunek – śmieje się ks. Robert. Opowiada, jak kilka lat temu wspólnie z innymi kapłanami jechał na spowiedź do jednej z dzielnic. – W pewnym momencie zatrzymali nas młodzi chłopcy z pistoletami. Mieli może po 13–14 lat. Mierząc do nas, zapytali, kim jesteśmy i dokąd jedziemy. Gdy usłyszeli, że księża jadą z posługą, skłonili głowy, prosząc: „Pobłogosław nas, ojcze”. Innym razem ks. Robert odwoził biskupa do jego rezydencji. Było już ciemno, a trzeba było przejechać przez dużą fawelę. Biskup w pewnym momencie zapytał, gdzie w aucie zapala się światło i którym przyciskiem opuszcza szybę. – Nie wiedziałem, o co mu chodzi. Nagle biskup otwiera okno, włącza światło, wychyla się i krzyczy: „Szczęść Boże, to ja”. Słyszę głos chłopaka: „Szczęść Boże, księże biskupie, proszę pobłogosławić”. Kiedy zobaczyłem, że trzyma w rękach broń, wychyliłem się i powiedziałem: „Ale ja za chwilę będę wracał” – wspomina z uśmiechem. Na całej Brazylii odbija się dziś sposób chrystianizacji sprzed wieków. Kraj ten został ochrzczony, ale nie było żadnej katechizacji ani ewangelizacji. – Wiara wielu ludzi była bardzo powierzchowna, ale trudno się dziwić, skoro na terenie mojej parafii, gdzie mieszka ok. 50 tys. ludzi, przez lata stała jedynie malutka kapliczka, a ksiądz przyjeżdżał tu raz w miesiącu, by odprawić Mszę św. Ludzie nie mieli pasterza i doskonale sprawdzają się słowa Pana Jezusa, że w takim momencie się rozpraszają – tłumaczy ks. Robert, podkreślając, że gdyby ci księża, którzy dziś posługują w Brazylii, byli tu 30 lat temu, ten Kościół wyglądałby zupełnie inaczej. – Ludzie byli pozostawieni sami sobie. Pojawiał się jakiś pastor, który mówił o Bogu, interpretował Pismo Święte, i natychmiast za nim szli – tłumaczy proboszcz z Santa Luzia. Na terenie jego parafii działa ok. 50 kościołów, zborów czy sekt. Ludzi przyciągają obietnicą dostatniego życia. – Mówią: „chcesz być bogaty, daj teraz dużo Bogu, a On ci za to wynagrodzi w niedalekiej przyszłości”. Jak ktoś mieszka na faweli, szybko się na to łapie – podkreśla ks. Robert. Opowiada o pastorze, który sprzedawał chusteczki nasączone własnym potem, tłumacząc, że ludzie, którzy mieli długi, a przetarli chustką miejsce w bankomacie, gdzie wkłada się kartę, następnego dnia pozbyli się problemu. Często od pastorów ludzie słyszą, że cierpienie nie ma żadnego sensu i że krzyż jest złem.

Toaleta w duszpasterstwie

Jak tłumaczą brazylijscy kapłani, fakt, iż sekty tak mocno przyciągały i fascynowały mieszkańców miast, w których posługują, nie świadczy źle o tych ludziach, którzy mają ogromną potrzebę duchowości. – Teraz konieczna jest wzmożona katecheza i ewangelizacja – mówi ks. Jan Sobieraj, chrystusowiec, od 47 lat posługujący w Brazylii, proboszcz polskiej parafii pw. Matki Bożej Jasnogórskiej w Rio de Janeiro. Kiedyś pracował jedynie z rodakami. Dziś, gdy we Mszy św. w języku polskim regularnie w niedziele uczestniczy ok. 30 osób, sprawuje Eucharystię także po portugalsku. Są jednak tacy Brazylijczycy, którzy wolą modlić się w języku papieża Jana Pawła II. Należy do nich Izabela Feijo, studentka biologii z Rio de Janeiro. – Przychodziłam do polskiej parafii i tutaj zaczęłam interesować się językiem polskim. Bardzo polubiłam jego melodię – mówi z entuzjazmem. Kiedy zaczynamy rozmawiać o Kościele, zmienia się jej wyraz twarzy. Staje się poważniejsza. – Młodzi rzadko praktykują regularnie – zauważa, dodając, że w święta kościoły są pełne, ale w niedzielę już jest gorzej. – Mówimy, że jesteśmy katolikami, przyznajemy się do wiary, robimy znak krzyża, przechodząc obok świątyni, nosimy medaliki na piersiach, dotykamy figur świętych czy krzyża, bo uważamy, że to jest bardzo pożyteczne – opowiada. – To może trochę wina księży, którzy kiedyś nie byli tak otwarci jak dziś. Teraz wiele się zmieniło. Oni wychodzą do ludzi, organizują różne akcje ewangelizacyjne, czy chociażby stoją przed kościołem, witają się z ludźmi, rozmawiają z nimi. W coraz większej liczbie parafii organizowane są katechezy dla dorosłych. Na nich ludzie często dowiadują się, że kulty, które uprawiali od zawsze, są nie do pogodzenia z chrześcijaństwem. – Mamy grupy, przygotowujące do chrztu czy opiekujące się rodzinami – opowiada ks. Robert. – Jedną z nich zmobilizowałem, by jej członkowie wyszli na zewnątrz i zapraszali na katechezy tych, którzy nie są ochrzczeni lub nie byli u Komunii Świętej albo bierzmowania – dodaje. W jego parafii od kilku lat organizowane jest misterium Męki Pańskiej, w którym gra ponad 120 aktorów, a uczestniczy w nich ponad 5 tys. widzów. – Chcemy pokazać Ewangelię przez obraz, dlatego nie zatrzymujemy się na samej drodze krzyżowej i śmierci Jezusa, ale gramy kilka scen z życia Chrystusa, aby w ten sposób przybliżyć Jego nauczanie. Kapłan stara się przyciągać ludzi do Jezusa w różny sposób. Skuteczności jednej metody – jak sam przyznaje z uśmiechem – nigdy by nie przewidział. – Kiedy tu przyszedłem, nie było toalet przy kościele. Postanowiłem je wybudować. Niektórzy przestrzegali mnie, że są za ładne i że szybko zostaną zniszczone. Może to śmieszne, ale znam kilku parafian, którzy zaczęli chodzić na Eucharystię tylko dlatego, że żony powiedziały im: „Idź, zobacz, jakie tam są toalety i u nas zrób taką samą” – wspomina ks. Robert. Okazuje się, że mężczyźni, spełniając prośbę swoich żon, przychodzili przy okazji oglądania sanitariatów na Msze św. Wielu z nich dziś regularnie uczestniczy w Eucharystii. – Nie wiedziałem, że jednym z elementów pracy duszpasterskiej będą ładne toalety – śmieje się ksiądz. Zwraca uwagę na otwartość i spontaniczność swoich parafian. – Kiedy budowałem kościół, wystarczyło ogłosić, że potrzebujemy ludzi do pomocy. Przychodziło zawsze kilkudziesięciu mężczyzn. Pracowali całymi dniami, niczego nie oczekując w zamian – opowiada. Wspomina akcję sprzątania świątyni przed Światowymi Dniami Młodzieży. – Przyszło tak wiele kobiet z wiadrami, szczotkami i całym sprzętem do mycia, że przy każdym oknie pracowały po dwie lub trzy – mówi. A gdy parafię nawiedziły symbole ŚDM: krzyż oraz ikona Matki Bożej, w Eucharystii uczestniczyło ponad 1500 osób. Każdy chciał dotknąć krzyża. Ludzie podchodzili, modlili się, płakali. – Nikt z nas nie zdawał sobie sprawy, że to będzie tak wielkie przeżycie dla mieszkańców Rio – zauważa padre Roberto. Wyrazem wiary jego parafian jest także fakt, iż bardzo cenią sobie błogosławieństwo kapłańskie. – W drugą niedzielę miesiąca odprawiam Eucharystię w intencji rodzin. Po Mszy św. wszystkie rodziny mogą podejść po indywidualne błogosławieństwo. Proszę sobie wyobrazić, że trwa to sporo ponad godzinę – zaznacza. I chociaż są chwile, kiedy wie, że będzie mniej ludzi w kościele, to jednak z optymizmem patrzy na brazylijski Kościół. – Gdy pada deszcz, mam świadomość, że wielu zostaje w domach, by podłożyć wiadro lub miskę pod przeciekający dach, ale serce rośnie, gdy widzę ich radość z faktu, że robią coś dla Boga i Kościoła.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.