Nasz człowiek na Białorusi

Barbara Gruszka-Zych

GN 38/2013 |

publikacja 19.09.2013 00:15

Aleksander Siemionow wsiada na skuter i rozwozi egzemplarze „Gościa Niedzielnego”, przesyłane mu przez naszych czytelników z Polski. Dostarcza je do pięciu parafii w Lidzie. – Cieszę się jak dziecko, gdy go czytają – mówi Rosjanin z urodzenia, a patriota polski z wyboru.

W kolportażu „Gościa” na skuterze pomaga Olkowi żona – Tereska henryk przondziono /gn W kolportażu „Gościa” na skuterze pomaga Olkowi żona – Tereska

Nikt nie zatrudnia go na etacie w naszym tygodniku, ale na łamach „Gościa” dwukrotnie, w 2005 i 2010 roku, ogłosiliśmy, że prosi o przesyłanie polskiej prasy katolickiej. Bo na ziemi lidzkiej mieszka ok. 60 tys. Polaków, którzy czytając ją, uczą się polskiego. W białoruskich szkołach obowiązuje dziś język rosyjski. – Dzieje się to, co zapowiadał carski generał gubernator Murawjow: „Czego nie zrobił ruski bagnet, to załatwi rosyjska szkoła” – uważa Olek. Na jego apel odpowiedziały setki czytelników. Z tego aż dwie trzecie to czytelnicy „Gościa Niedzielnego”.

Orzeł na samochodzie

W ciągu ostatnich 6 lat Olek z żoną Teresą przeniósł z poczty do domu, a potem do parafii, trzy, a może cztery tony książek i prasy. Niektóre paczki ważyły pół kilo, tyle, ile trzeba, by odebrać bez opłaty celnej, inne – kilka kilogramów. Celnicy ustalili, że obywatel Białorusi w ciągu roku może otrzymać z zagranicy przesyłkę wartości 120 euro. Dlatego w grudniu zwykle zatrzymywali przychodzące paczki i odsyłali je, bo limit się wyczerpał. – Lepiej, żeby 100 osób przesyłało po jednym „Gościu” niż jeden setkę – mówi Olek. – Tak się tworzy łańcuch solidarności Polaków w kraju z Polakami na Białorusi. Kiedy nie miał skutera, w kolportażu pomagały mu oprócz żony dwie starsze panie, przewożące pisma w plecakach autobusem. Chyba nigdzie na świecie nikt nie czyta „Gościa” dostarczonego z takim entuzjazmem i oddaniem. – Olka można wpisać do Księgi Rekordów Guinnesa pod względem odpisywania na listy tym, którzy przesyłają paczki – uśmiecha się żona, z którą tworzy świetny tandem. Ona jest jego Tereską, on jej Olkiem. Według statystyk prowadzonych w laptopie, podziękował około 1700 ofiarodawcom. Do dziś dostaje ok. 50 przesyłek tygodniowo. Z niektórymi osobami prowadzi stałą korespondencję. Zna kupujących „Gościa” lepiej niż niejeden badacz rynku prasy. Egzemplarze docierają do niego z opóźnieniem, bo najpierw czytają je w Polsce, a potem pakują w koperty i wysyłają do Lidy. – Mam 50 egzemplarzy każdego najnowszego numeru, do tego dochodzą starsze – opowiada. Jeśli ma na paliwo i transport, część pism zawozi do polskich parafii poza Lidą. Dlatego zwykle odkłada kilkadziesiąt w domku na działce.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.