Wojna tułaczy

Jacek Dziedzina

GN 27/2014 |

publikacja 03.07.2014 00:15

Od czasu II wojny światowej świat nie widział tylu uchodźców. Ponad 50 milionów osób zostało zmuszonych do opuszczenia swoich domów z powodu nieustannych konfliktów wojennych, prześladowań lub łamania praw człowieka.

Wojna tułaczy Gigantyczny obóz dla uchodźców na lotnisku w Bangui w Republice Środkowoafrykańskiej. Dziesiątki tysięcy ludzi schroniło się tam przed walkami między anty-Balaka a rebeliantami Seleka

Co cztery sekundy ktoś na świecie zmuszony jest opuścić swoje miejsce zamieszkania z wyżej wymienionych powodów. Na dobę przypada 30 tys. uciekinierów. To aż dwukrotnie więcej niż dwa lata temu.

III wojna światowa?

Wysoki Komisarz Narodów Zjednoczonych ds. Uchodźców (UNHCR) opublikował niedawno dokument pod znaczącym tytułem „Ludzkie koszty wojny. Trendy światowe 2013”. Lektura tego raportu boli. Nie tylko z powodu przerażających statystyk, przemawiających do wyobraźni tabel i wykresów. W tej publikacji nie są to tylko suche liczby i grafiki. Dzięki zamieszczonym w raporcie poruszającym zdjęciom konkretnych ludzi te dane żyją. I poruszają do żywego.

Nierzadko mówiąc o toczących się dzisiaj wojnach, zatrzymujemy się na poziomie analiz politycznych, zastanawiamy się nad konsekwencjami dla regionu, dla świata. Ewentualnie dołączamy liczby kolejnych ofiar śmiertelnych, które i tak dla odbiorców pozostają anonimowe. Rzadziej obejmujemy tę rzeczywistość wojny, która na co dzień dotyka bezpośrednio konkretnych osób, zmuszonych do ucieczki. Koszty wojen ponoszą zresztą nie tylko strony konfliktu i nie tylko sami uchodźcy, ale również przyjmujące ich państwa. Raport uświadamia nam jedno: na III wojnę światową nie ma co czekać. Ona już trwa. Ponad 50 milionów uchodźców dobrze to rozumie.

Mnożenie konfliktów

Gdyby tych ponad 50 milionów uchodźców było jednym narodem, mogliby stworzyć 26. co do wielkości państwo na świecie. To tylko jeden ze sposobów działania na wyobraźnię czytelnika, jaki stosują autorzy raportu. Wyjaśnijmy od razu, co kryje się za tą liczbą. Składają się na nią 33 miliony osób, które zostały zmuszone do przesiedlenia w ramach swojego kraju. Przy czym najczęściej nie jest to przeprowadzka z jednego domu czy mieszkania do drugiego, tylko z reguły bezdomna tułaczka lub w „najlepszym” wypadku koczowanie w obozach dla uchodźców. W niektórych zaś sytuacjach chodzi o kraje, gdzie nie toczy się wprawdzie żadna wojna, ale z powodu naruszeń praw człowieka pewne grupy są zmuszane do przesiedleń. Natomiast 16,7 miliona osób to uchodźcy zewnętrzni, czyli tacy, którzy musieli opuścić swój kraj. Tu już zdecydowanie dominują obywatele krajów dotkniętych krwawym konfliktem wojennym. Jest jeszcze 1,2 miliona osób starających się o azyl w różnych państwach. W sumie liczba uchodźców, jaką UNHCR obliczył pod koniec 2013 roku, jest o 6 milionów wyższa niż rok wcześniej.

To już nie jest tylko „tendencja wzrostowa”, czyli powolny, ale systematyczny wzrost liczby uchodźców, jaki można było obserwować od wielu lat. To gwałtowny skok spowodowany m.in. trwającą wojną w Syrii, z powodu której 2,5 miliona ludzi musiało uciekać za granicę, a 6,5 miliona zostało przesiedlonych siłą lub z konieczności wewnątrz kraju. Do masowych przesiedleń doszło również w Afryce – głównie w Republice Środkowoafrykańskiej, a pod koniec 2013 roku także w Sudanie Południowym. Wysoki Komisarz Narodów Zjednoczonych ds. Uchodźców António Guterres komentuje ten fakt krótko: „Przyspieszenie to wynika z faktu, że konflikty mnożą się w sposób nieprzewidywalny, podczas gdy nie widać końca starych konfliktów”.

Drzwi otwarte i zamknięte

Autorzy raportu dzielą 16,7 miliona uchodźców na tych, którzy znajdują się w polu zainteresowania UNHCR (11,7 miliona), oraz na tych, którymi zajmuje się Agenda Narodów Zjednoczonych dla Pomocy Uchodźcom Palestyńskim na Bliskim Wschodzie, w skrócie UNRWA (to pozostałe 5 milionów uchodźców). I obie agendy ONZ przyznają, że te liczby są najwyższe od lat. Co więcej, ponad połowa uchodźców znajdujących się pod opieką UNHCR (6,3 miliona) przebywa na wygnaniu już od co najmniej pięciu lat. Największe populacje uchodźców objętych mandatem UNHCR to Afgańczycy (2,56 mln), Syryjczycy (2,47 mln) i Somalijczycy (1,12 mln).

Ciekawe jest też zestawienie krajów przodujących na liście tych, które przyjmują uchodźców. Na pierwszym miejscu jest Pakistan, dalej Iran, Liban, Jordania i Turcja. Jeśli zaś wziąć pod uwagę kraje, w których uchodźcy najczęściej szukają azylu, to zdecydowanie ten ranking wygrywają Niemcy. W 2013 roku w sumie aż 1,1 miliona osób złożyło wniosek o nadanie statusu uchodźcy, z czego najwięcej właśnie w Niemczech. Chyba zupełnie nieznanym dotąd faktem jest liczba wniosków złożonych przez dzieci pozostające bez opieki. W ubiegłym „pobiły rekord”, bo o azyl wystąpiło aż 25 300 takich dzieci. Raport pokazuje też, że zdecydowana większość uchodźców (86 proc.) znajduje schronienie w krajach rozwijających się. To też jakieś wyzwanie dla państw wysoko uprzemysłowionych i pytanie, czy są w stanie otworzyć się bardziej na rosnącą falę uchodźców. W dobie przesytu polityką otwarcia na imigrantów w ogóle (zwłaszcza w Europie Zachodniej) można się spodziewać, że to postulat z niewielką szansą na odzew.

Powroty to rzadkość

Liczba osób, które musiały opuścić swój dom, ale zostały w swoich krajach, również osiągnęła rekordowy poziom. To wspomniane 33 miliony. Dla UNHCR i innych organizacji humanitarnych pomaganie tym ludziom stanowi szczególne wyzwanie, bo wielu z nich tkwi w strefach objętych działaniami wojennymi, dokąd trudno dotrzeć z pomocą i gdzie trudno jest objąć ich ochroną międzynarodową, gwarantowaną uchodźcom. Warto zaznaczyć, że praca UNHCR to nie tylko doraźna pomoc np. w obozach dla uchodźców czy pomoc w integracji z nowym środowiskiem. To również zachęta do dobrowolnych powrotów tam, gdzie to możliwe. W zeszłym roku do swoich ojczyzn wróciło zaledwie 414 600 osób – to jedna z najniższych liczb w ostatnich 25 latach. „Doświadczamy ogromnych kosztów niezakończonych wojen, braku zdolności do rozwiązywania konfliktów czy zapobiegania im”, mówi António Guterres. „Pokój jest dziś towarem dramatycznie deficytowym. Organizacje humanitarne mogą jedynie łagodzić objawy, tu konieczne są rozwiązania polityczne. Bez nich alarmująca liczba konfliktów i ogrom spowodowanego nimi cierpienia będą nadal rosnąć”. Liczba 51,2 miliona przesiedlonych oznacza nie tylko rzesze ludzi w potrzebie, ale również wyzwanie dla budżetów państw pomagających uciekinierom, a także dla państw przyjmujących uchodźców. „Dziś liczba przymusowo przesiedlonych odpowiada populacji takich krajów jak Kolumbia, Hiszpania, Republika Południowej Afryki czy Korea Południowa”, dodaje Guterres.
 

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.