Skarby pod ręką

ks. Zbigniew Wielgosz; GN 32/2014 Tarnów

publikacja 03.09.2014 06:00

Tym razem odwiedzamy miejsca, które przez ponad dwa stulecia należały do diecezji tarnowskiej. Są tak blisko, że grzechem byłoby ich nie przypomnieć.

Poranek w Tuchowie, mały bazar z owocami przy rynku, morele, brzoskwinie zwane ufo. Za chwilę skok w czasie za sprawą miłośnika pogórzańskich bezkresów Piotra Firleja, który zabiera nas w kolejną fascynującą podróż. Samochód toczy się leniwie przez Jodłówkę Tuchowską, Szerzyny, Rzepienniki, aż wypada na drogę krajową 28 z Nowego Sącza do Przemyśla. Pierwszy przystanek w Binarowej. Wiadomo – kościół drewniany wpisany 11 lat temu na listę UNESCO, więc czapki z głów. Dla laika zewnętrzna bryła świątyni nie wyróżnia się niczym szczególnym, ot kolejny zabytek na drewnianym szlaku Małopolski. Ale w środku – nie wiadomo, co powiedzieć. Aż chce się usiąść z wrażenia. Zachwyt, oniemienie, szok. Kościół w Binarowej wprawia w zdumienie pięknem swojego wnętrza. W oczy uderza najpierw złoty ołtarz z patronem parafii św. Michałem Archaniołem walczącym z uśmiechem z szatanem, ale kolejne oniemienie przychodzi, kiedy spojrzy się na polichromię. Każdy fragment ścian prezbiterium i nawy jest wypełniony malowidłami. Kręci się od nich w głowie.

Binarowa

Od zawrotów głowy ratuje przewodnik Małgorzata Nalepa, która spokojnie, z humorem i delikatnością wprowadza w tajemnice świątyni. – Jestem przywiązana do tego kościoła, ponieważ to moja świątynia parafialna. Tu byłam ochrzczona w pięknej chrzcielnicy z 1522 roku, tu byłam do I Komunii św., a kiedyś zamierzam wziąć tu ślub – mówi. Pani Małgorzata nie ma jakiegoś ulubionego miejsca w kościele, wszędzie chce zabrać swoich słuchaczy. Spokojnym głosem prowadzi przez gąszcz obrazów i rzeźb, zaczynając od ołtarza, a kończąc pod chórem kościoła. Więc sceny z męki Pańskiej w prezbiterium, XVI-wieczne malowidła patronowe na stropie, w nawie głównej przyciąga oko scena sądu ostatecznego, zwłaszcza część piekielna. – Diabełki są tłuściutkie, podobne do prosiaczków, mają skrzydła nietoperza. Ludzie nie są pozostawieni sami z diabełkami. Oto frunie ku nim św. Michał Defensor, czyli obrońca, który wzywa wszystkich na sąd i odpędza szatana. Scena, przy której zatrzymują się ludzie, to ukazanie dwóch dróg życia. Droga pędząca w stronę okna wiedzie do piekła, druga do nieba. Na dole stoi pokusa ubrana w wyzywający strój, z odsłoniętym kolanem, w koronkach i tiulach, które w tamtym czasie nie przystoiły kobietom. Pokusa w ręku trzyma kielich. Kto jej posłucha, idzie drogą do piekła, która wydaje się pociągająca, bo jest szeroka, czysta, wyścielona kwiatami, ale jak człowiek nią przejdzie, to wpada w paszczę Lewiatana i tam już diabełki nim się zajmują. Droga do nieba jest wyścielona cierniami, pełna trudów, ale na jej szczycie czeka anioł, który prowadzi idących do Boga – opisuje pani Małgorzata.

Kościół w Binarowej jest jak księga, którą napisano i namalowano dla ubogich, stąd tak bogata polichromia, ukazująca m.in. prawdy wiary z Credo, naukę o grzechach głównych, wezwanie do czuwania nad sobą i ożywiania świadomości, że czas jest krótki. – Pod koniec zwiedzania prowadzę pod chór, gdzie pokazana jest śmierć – królowa z kosą. Trzyma ją tak, że gdy wierni siedzą podczas Mszy św., to kosa znajduje się na wysokości ich szyi – pokazuje przewodniczka. Wierni mogą uciekać się do Matki Bożej Piaskowej, czczonej w ołtarzu bocznym. To główny cel pielgrzymów, którzy składają tu prośby i podziękowania.

Biecz

Następne miejsce mocno związane z historią diecezji tarnowskiej to Biecz. Zwą go małym Krakowem lub polskim Carcassonne. – Największą atrakcją jest wieża ratuszowa i możliwość wyjścia na jej szczyt. Widać z niej piękną gminę Biecz, pobliskie góry, a nawet Tatry. Po zejściu z wieży proponuję iść do naszych muzeów, do kolegiaty Bożego Ciała, kościoła św. Anny, a potem pospacerować po naszym mieście pełnym średniowiecznego uroku. Nad Ropą biegnie ścieżka spacerowa, a zmęczeniu może zaradzić tutejsza kuchnia. Miasto przeszło wiele renowacji i rewitalizacji. Biecz jest zawsze ładny, niezależnie od pory roku. Mamy bazę hotelową, schronisko młodzieżowe. Można się więc u nas zatrzymać na dłużej – mówi burmistrz Urszula Niemiec. Miasto kojarzone jest z katem, który wykonywał wyroki także w innych miastach. – Chciałabym, żeby Biecz był kojarzony z pięknymi zabytkami, gościnnością, otwartością na zwiedzających – dodaje pani burmistrz.

Pod głową niedźwiedzia

Miasto warto zwiedzić wzrokiem od strony Gorlic, skąd widać baszty, kolegiatę i wieżę ratusza. – Bez wątpienia zachwyca kolegiata. Robi wrażenie. Pełna przestrzeni. Miasto jest piękne o poranku, kiedy widać je z Grudnej, ze wzgórza, po południu zaś właśnie od Gorlic. Wreszcie zimową porą, kiedy iluminacja oświetla budynki, jak we Włoszech, gdzie są miasta uczepione skał – dodaje Janusz Gubernat, zastępca burmistrza. Pierwszy spacer po mieście to wejście na szczyt wieży ratuszowej, skąd rozciąga się panorama miasta i okolicy. A potem do kolegiaty Bożego Ciała. Surowy gotyk nawy zderza się z polichromowanym prezbiterium. – W ołtarzu głównym obraz namalowany w szkole Michała Anioła, dalej rzeźbione stalle i polichromia według projektu Tetmajera. Powyżej oratorium, w którym modliła się królowa Jadwiga – opowiada Joanna Faryj. Z kolegiaty niedaleko do muzeum w starej, XVI-wiecznej kamieniczce z basztą, w której zaciekawia muzeum – apteka, pełne flasz i flaszeczek, puszek i fiolek. – W kuchni aptekarskiej aptekarz i pomocnicy używali ziół, minerałów, a także okazów przyrodniczych. Leki były dla ludzi i zwierząt – mówi pani przewodnik. Główna sala, gdzie sprzedawano lekarstwa jest pięknie oświetlona. Pod oknami cały szereg moździerzy, tubownica do maści i pigularz do robienia pigułek, niektóre, szkodliwe dla przewodu pokarmowego, lukrowano, inne złocono lub srebrzono. Na jednej z recept z XIX wieku chory napisał aptekarzowi: „Kochany Panie, nie mów pan nikomu, że jestem słaby, bo to przyjaciele zaraz się będą cieszyć”.

Siedemnaście baszt

A to niejedyne skarby muzeum. Jest jeszcze m.in. intrygująca kolekcja instrumentów muzycznych, a w baszcie, na pięciu piętrach królestwo przedmiotów wykorzystywanych przez bieckich i okolicznych rzemieślników. Jeśli ktoś chce poznać fascynującą historię miasta, musi zajrzeć do kolejnego muzeum, gdzie powita zwiedzającego jeden z najstarszych dzwonów kościelnych w Europie, który odpoczywa po zasłużonej pracy. Biecz został kiedyś uznany za jedno z najpiękniejszych miast Europy. W czasach świetności gród otaczały mury, 17 wież, był barbakan. – Miasto miało wodociąg, który przetrwał do XX wieku. Biecz żył z handlu, bo blisko Węgier i niedaleko na wschód. Miasto znane jest z tutejszego kata, ale największym bieczaniniem był bp Marcin Kromer. Związany z naszym miastem był też poeta Wacław Potocki – opowiada Grzegorz Szary.

Skarb w Trzcinicy

Na koniec zagłębiamy się w zamierzchłą historię ziemi nad Ropą. – Jedziemy do Trzcinicy, gdzie powstał skansen archeologiczny „Karpacka Troja”, zbudowany wokół wzgórza zasiedlonego już od 1900 roku przed Chrystusem – mówi Piotr Firlej. Na obszarze 8 ha zrekonstruowano częściowo fragmenty umocnień i chat z epoki brązu i wczesnego średniowiecza. Zwiedzający poruszają się po zachowanych wałach naturalnie złączonych ze stromiznami wzgórza. – Najbardziej podobała nam się wieża widokowa – mówią Justyna i Dominik. – Profesjonalne muzeum, ciekawa ekspozycja w budynku z makietami, rekonstrukcje na wzgórzu. Nie wiedziałem, że tak blisko mamy do skarbu, jakim jest Trzcinica – mówi kolejny zwiedzający ks. Franciszek Grądalski. Wzgórze żyje pracą archeologów, którzy właśnie odkrywają kolejne fragmenty zamierzchłej historii. Owoce ich pracy można zobaczyć w pięknie urządzonej sali wystawowej, gdzie w gablotach lśnią ceramiczne fragmenty naczyń, błyszczy srebrny skarb odnaleziony na terenie grodziska. Po zewnętrznej ścianie postacie ubrane w stroje z epoki przypominają życie dawnych mieszkańców tego niezdobytego grodu, który jednak upadł za czasów Mieszka II.

TAGI: