Prywatna sprawa?

Andrzej Grajewski

GN 39/2014 |

publikacja 25.09.2014 00:15

Walka o nasze dobre imię, szargane w zagranicznych mediach określeniami o „polskich obozach zagłady”, prowadzona jest głównie przez grono zapaleńców. Niestety, często traktowanych wrogo przez polskie sądy i samotnych.

Protest przeciwko użyciu określenia „polski obóz koncentracyjny” na łamach „Wall Street Journal” zorganizowany przez przedstawicieli Polonii Amerykańskiej przed siedzibą gazety na Manhattanie w 2010 r. Art Pix St/East News Protest przeciwko użyciu określenia „polski obóz koncentracyjny” na łamach „Wall Street Journal” zorganizowany przez przedstawicieli Polonii Amerykańskiej przed siedzibą gazety na Manhattanie w 2010 r.

Kiedy w styczniu relacjonowałem sejmową debatę o projekcie nowelizacji ustawy o IPN, zgłoszonym przez posłów PiS, nakładającym obowiązek karnego ścigania kłamstwa o rzekomych „polskich obozach koncentracyjnych” czy „polskich obozach zagłady” istniejących jakoby podczas II wojny światowej, wydawało się, że sprawa wkrótce zostanie załatwiona. Tak się nie stało. Poseł Dariusz Piontkowski (PiS) mówi, że projekt nowelizacji wprawdzie został przesłany do dalszych prac, ale w lutym br. Komisja nadzwyczajna ds. kodyfikacji zaopiniowała go negatywnie i dalej nim się nie zajmowała. – Jesteśmy skłonni do dyskusji na temat kształtu i zapisów ustawy, ale brak jest woli, aby te prace kontynuować. Od początku ustawa była atakowana przez Twój Ruch i SLD. Nie podobał się zwłaszcza fragment, który przewidywał obronę dobrego imienia żołnierzy Polskiego Państwa Podziemnego. Przedstawiciele rządu wskazywali przede wszystkim, że projekt jest nie do wykonania oraz że MSZ monitoruje używanie określenia „polskie obozy”, stara się interweniować i więcej w tej sprawie zrobić się nie da – mówi.

Przypomnijmy: projekt przewidywał dopisanie do ustawy o IPN dwóch punktów, stanowiących, że kto publicznie oskarża o udział w masowych zbrodniach polskie, niepodległościowe, niekomunistyczne podziemne formacje i organizacje Polskiego Państwa Podziemnego, a także publicznie używa słów: „polskie obozy śmierci”, „polskie obozy zagłady”, „polskie obozy koncentracyjne” lub innych, które stosują przymiotnik „polskie” wobec niemieckich nazistowskich obozów koncentracyjnych i ośrodków zagłady, podlega grzywnie, ograniczeniu wolności lub karze pozbawienia wolności do lat 5.

Problem pozostał

Tymczasem w wielu zagranicznych mediach nadal pojawiają się kłamliwe, nadzwyczaj dla Polaków obraźliwe słowa o „polskich obozach śmierci”. Dopiero od 2005 r., z inicjatywy ówczesnego ministra spraw zagranicznych prof. Adama Rotfelda, placówki dyplomatyczne na nie reagują. Od dawna walczyła z tymi określeniami Polonia, zwłaszcza w Ameryce. W ostatnich latach udało się uzyskać kilkaset sprostowań, co nie oznacza, że wszystkie interwencje były skuteczne. Według różnych szacunków, liczba publikacji używających obraźliwych dla nas określeń w ostatnim czasie wzrosła. Co jest szczególnie oburzające, o „polskich obozach koncentracyjnych” coraz częściej piszą media niemieckie. Złapani na gorącym uczynku niemieccy wydawcy powtarzają tę samą wymówkę: Polacy są przewrażliwieni, nikt nie zamierza fałszować historii, wszyscy wiedzą, że obozy były „nazistowskie”, a autorzy tekstów popełnili lapsus językowy albo dokonali niefortunnego skrótu myślowego, opisującego geograficzne położenie obozów koncentracyjnych. Nie ma powodów, aby dawać wiarę tym wyjaśnieniom. Wydawnictwo Axel Springer, wydawca dziennika „Die Welt”, w 2009 r. pozwane przez Zbigniewa Osewskiego za używanie określeń „polskie obozy”, w następnych latach dopuściło do publikacji dwóch tekstów używających identycznych sformułowań.

Jak dowodzi prof. Zbigniew Mazur z Instytutu Zachodniego w Poznaniu, w niemieckiej polityce historycznej mamy do czynienia z dwoma sposobami relatywizacji odpowiedzialności Niemców za zbrodnie wojenne. W pierwszym wypadku, uwypuklając konsekwencje wojny, a przemilczając jej skutki, dowodzi się, że naród niemiecki także był ofiarą, m.in. przez wypędzenia czy straty ludności cywilnej. Prof. Mazur nazywa to „dyskursem ofiar”. Mamy także do czynienia z wypłukiwaniem narodowej odpowiedzialności za zbrodnie III Rzeszy. Winni są naziści, a więc ludzie bez narodowości, oraz ich pomocnicy – Polacy, Litwini, Łotysze, Rosjanie, Ukraińcy. Na tym polega druga technika narracyjna, nazwana przez prof. Mazura „dyskursem odciążenia”. Niemcy nie negują swoich zbrodni, ale chętnie dopisują inne narody do listy odpowiedzialnych. W tym kontekście widać, jak fundamentalne znaczenie ma skuteczne przeciwdziałanie określeniom „polskie obozy koncentracyjne” bądź „polskie obozy śmierci”. Wpisują nas one bowiem we „wspólnotę sprawców”, która przed ludźmi i historią odpowiada za popełnione zbrodnie.

Społeczna samoobrona

Działania oficjalnych instytucji, niestety, nie zapobiegły używaniu przez zagraniczne media fałszujących prawdę określeń. Jednak dzięki inicjatywie ludzi dobrej woli, często potomków tych, którzy sami doświadczyli gehenny niemieckich obozów koncentracyjnych, oszczercy są pozywani przed polskie sądy. Nie byłoby to możliwe bez wsparcia wielu ludzi, a przede wszystkim Stowarzyszenia Patria Nostra z Olsztyna, kierowanego przez Lecha Obarę oraz naukowców z ośrodków akademickich w Poznaniu, Toruniu i Olsztynie. Szczególnie ważna była pomoc prof. Aurelii Nowickiej z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, która pomogła przygotować pozwy od strony prawnej. Stawką w tych procesach są nie tylko indywidualne kary dla oszczerców. Jak przekonuje mec. Obara, jeden wyrok skazujący zagraniczne koncerny medialne załatwiłby całą sprawę i skutecznie odstraszałby innych wydawców od podobnego postępowania. Jego zdaniem, środowiskom prawniczym i elitom państwowym wyraźnie brakuje woli, aby z tym walczyć. – Dlaczego w przypadku tzw. mowy nienawiści – pyta mec. Obara – prokurator generalny zarządza specjalne szkolenia dla prokuratorów, nakazując im reagowanie oraz wskazując sposób postępowania, a w przypadku „polskich obozów koncentracyjnych” jedyną dyrektywą jest milczenie i brak oznak zainteresowania problemem?

Kilka lat temu problemem było samo pozwanie zagranicznego wydawcy. Stan prawny zmienił się na naszą korzyść, gdy weszło w życie Rozporządzenie Rady Wspólnoty Europejskiej z 2000 r. dające taką możliwość. Potwierdził to później wyrok Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości z 2011 roku. W tej sytuacji sędziowie, którzy wcześniej z uporem przekonywali, że polskie sądy nie są uprawnione do rozstrzygania tego rodzaju spraw, wreszcie musiały się nimi zająć. Robią to jednak opornie, często z wyraźną niechęcią. Kwestią o fundamentalnym znaczeniu dla rezultatu procesów będzie udowodnienie, że konkretna osoba może poczuć się dotknięta medialnymi oszczerstwami. W toczących się trzech procesach adwokaci niemieckich koncernów, a jest to jedna z renomowanych kancelarii warszawskich, przekonują, że wprawdzie określenia „polskie obozy koncentracyjne” w stosunku do niemieckich kacetów są niestosowne, nieprawdziwe, a może nawet naganne, ale nie ma podstaw prawnych, aby twierdzić, że ranią one uczucia konkretnego Polaka, który wytoczył proces. Dlatego, zdaniem mec. Filipa Rakiewicza, należy jak najszybciej wpisać pojęcie tożsamości narodowej do chronionego prawnie katalogu dóbr osobistych.

Sprawa nie jest błaha

Wieloletnie używanie przez zachodnie media określeń „polskie obozy śmierci” bądź „polskie obozy koncentracyjne” rodzi poważne skutki. Jak wynika z ostatnich badań, większość młodych Amerykanów jest przekonana, że Polacy czynnie uczestniczyli w zagładzie Żydów. W tym kontekście nie dziwi fakt, że nawet prezydent Obama, odznaczając Jana Karskiego Medalem Wolności, użył określenia „polski obóz śmierci”. Skuteczną metodą przeciwdziałania szkalującym publikacjom byłoby wykorzystanie istniejącej w prawie międzynarodowym definicji „kłamstwa oświęcimskiego”. Umożliwia ona karne ściganie osób publicznie podważających prawdę o zagładzie Żydów podczas II wojny światowej. Istniejące zapisy należy rozszerzyć o określenie „polski obóz koncentracyjny” jako specyficzną formę „kłamstwa oświęcimskiego”. Jestem przekonany, że taka inicjatywa oraz zakończenie prac nad nowelizacją ustawy o IPN będą skutecznym orężem w walce z fałszerzami historii. Sam fakt, że w polskim prawie karnym umieszczone zostaną stosowne zapisy, może skutecznie powstrzymywać zachodnich wydawców przed lekkomyślnym bądź celowym powtarzaniem kłamstwa o „polskich obozach śmierci”. Elementem naszej pozycji, choć niedającym się zmierzyć prostymi wskaźnikami, jest również sympatia społeczności międzynarodowej. Nie ulega wątpliwości, że określenie „polskie obozy koncentracyjne” wywołuje całą gamę negatywnych skojarzeń, deprecjonujących naszą pozycję międzynarodową. Przeciwdziałanie więc temu zjawisku nie powinno być wyłącznie sprawą prywatną, ale kwestią odpowiedzialności państwa i jego kierowniczych elit.

Korzystałem z materiałów z sesji naukowej o przeciwdziałaniu fałszowaniu pamięci o niemieckich obozach koncentracyjnych przez zagraniczne media, zorganizowanej przez Stowarzyszenie Patria Nostra i IPN.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.