Trzy niebezpieczeństwa

Tomasz Rożek

GN 39/2014 |

publikacja 25.09.2014 00:15

Wyobraźmy sobie, że Rosja całkowicie zakręca nam kurek z gazem. Nagle w naszych rurociągach jest o 70 proc. gazu mniej, niż być powinno. Ten scenariusz nie jest polityczną fikcją. Jest całkiem realny. I co wtedy?

 Budowa terminalu LNG w Świnoujściu,  popularnie zwanego gazoportem.  Stan z września 2014 r. Marcin Bielecki /PAP Budowa terminalu LNG w Świnoujściu, popularnie zwanego gazoportem. Stan z września 2014 r.

Jeszcze kilka lat temu nasza sytuacja byłaby tragiczna. Dzisiaj wciąż nie możemy czuć się komfortowo, ale przesadą byłoby twierdzenie, że jesteśmy pod ścianą. Mamy prawie dwukrotnie więcej gazu w magazynach, mamy też kilka nowych połączeń z Niemcami i Czechami. Gdy w ciągu najbliższych kilkunastu miesięcy ruszy gazoport, nasza sytuacja ulegnie znaczącej poprawie. Całkowicie uniezależniłoby nas jednak wydobycie gazu z pokładów łupkowych.

Dążenie do niezależności energetycznej (ze szczególnym naciskiem na dostawy gazu ze wschodu) może jednak napotkać na komplikacje. Główne niebezpieczeństwa są trzy.

Pierwsze wynika z traktatów, jakie podpisaliśmy i cały czas podpisujemy w związku z realizacją wspólnej polityki klimatycznej w Unii. Bruksela chce, żeby gaz zastąpił węgiel.

Drugie spowodowane jest zaangażowaniem rosyjskiego kapitału w budowę terminalu LNG (nazywanego gazoportem) w Świnoujściu.

Trzecie jest związane z tym, że polski program wydobywania gazu z łupków jest paraliżowany przez powiązane z Rosją firmy.

Unia chce gazu

Truizmem jest stwierdzenie, że Rosja nie jest wiarygodnym partnerem biznesowym. To kraj, w którym ważniejsza od umów i ustaleń jest imperialna polityka, mająca na celu podporządkowanie. Nie powinno to nikogo zaskakiwać, choć za każdym razem zaskakuje. Nie mniej zadziwiające jest to, że od wielu lat, mimo grożącego naszej gospodarce niebezpieczeństwa, nie udało się wypracować takich kierunków dostaw błękitnego paliwa, by się od niepewnego partnera całkowicie uniezależnić. A czasami było już blisko. Rząd Jerzego Buzka ze sporą dozą determinacji dążył do budowy na dnie Bałtyku gazowego połączenia z Norwegią. Dzięki tzw. Projektowi Duńskiemu i Projektowi Norweskiemu do Polski miało wpływać 5 mld m sześc. gazu rocznie. Projekt, który był w trakcie realizacji, został jednak zawieszony i wyrzucony do kosza przez kolejny gabinet, w którym premierem był Leszek Miller. Cena gazu norweskiego – wbrew temu, co wtedy mówiono – nie była wyższa od ceny gazu rosyjskiego.

Uniezależnienie od tak niepewnego partnera jak Rosja to w skrajnych wypadkach być albo nie być dla 40-milionowego kraju. Na szczęście nasza dzisiejsza sytuacja jest nieporównywalnie lepsza niż ta sprzed kilkunastu lat. Nie jesteśmy bezpieczni, ale nie grozi nam już całkowity paraliż w sytuacji zakręcenia kurka z gazem.

Według statystyk europejskich jesteśmy jednym z najbardziej bezpiecznych energetycznie krajów Unii. Bezpiecznych, czyli takich, które większość energii produkują z surowców będących pod własną kontrolą. W naszym przypadku chodzi głównie o węgiel, z którego produkujemy niemal całą energię elektryczną. Węgiel Unii się jednak nie podoba. Polska od lat jest naciskana, by z niego rezygnować na rzecz gazu. Z oczywistych względów opieramy się tym naciskom, ale zbyt długo nie da się być przeciwko wszystkim. To prawda, że gaz emituje mniej spalin niż węgiel. To prawda, że pozyskiwanie energii z gazu ma mniejszy wpływ na środowisko naturalne. Ale atmosfera może być bezpieczna także wtedy, gdy w energetyce i przemyśle zastosuje się niskoemisyjne technologie węglowe. W Unii promowany jest jednak gaz. Z biznesowego punktu widzenia krajem, który najwięcej na takiej zmianie zyskuje, jest Rosja. Im większa część polskiej energetyki będzie zależała od gazu, tym mniejsze będzie nasze bezpieczeństwo. Chyba że... zaczniemy gaz sprowadzać w formie skroplonej albo wydobywać go sami.

Gazoport

Budowa gazoportu w Świnoujściu ma pół roku opóźnienia. Nie jest to okres, który byłby niepokojący. Inwestycja jest skomplikowana, a instalacja w Polsce prototypowa. Gdy zostanie wybudowany, będzie mógł przyjmować około 5 mld m sześc. gazu rocznie (po rozbudowie nawet 6,5 mld m sześc.). To spowoduje, że gaz z Rosji będzie przez nas wykorzystywany do zaspokajania 30 proc. zapotrzebowania, a nie – tak jak dzisiaj – 70 proc. Ktoś jednak musi do gazoportu skroplony gaz dowozić, gdzieś ten surowiec trzeba będzie kupić. Nie jest tajemnicą, że Polska ma kontrakt na dostarczanie gazu podpisany z Katarem. Tyle tylko, że z powodu opóźnień w budowie instalacji kontrakt będzie trzeba renegocjować albo aneksować. To nie powinno stanowić problemu, o ile gazoport będzie miał rzeczywiście tylko pół roku opóźnienia. Problem leży gdzie indziej. Włoska firma, która wygrała przetarg na jego budowę, swoje interesy prowadzi główne z Rosją. Więcej, ostatnio gdy wpadła w kłopoty finansowe, pomocną rękę wyciągnął do niej właśnie rosyjski kapitał. I to jest niebezpieczeństwo numer dwa. W skrócie mówiąc: kluczową z punktu widzenia naszego bezpieczeństwa energetycznego instalację, instalację, która jawnie uderza w interesy zarówno ekonomiczne, jak i polityczne Rosji, prowadzi spółka, która albo jest częściowo w rękach Rosjan, albo jest od Rosji uzależniona. To rodzić może obawy o powodzenie inwestycji i jej pomyślne zakończenie oraz eksploatację.

Łupki

Jest jeszcze gaz łupkowy. Miało go być bardzo dużo i wystarczyć na kilkaset lat. Dzisiaj wiadomo, że te prognozy były przesadzone. Nie w tym jednak tkwi problem. Nawet najnowsze szacunki mówią, że gazu w pokładach łupkowych na terenie Polski jest sporo. Ale na razie niewiele się w sprawie wydobycia dzieje. Przez kilka lat rząd nie był w stanie uchwalić ustawy, która regulowałaby rynek węglowodorów płynnych. Działanie po omacku, według anachronicznych przepisów, spowodowało, że blisko jedna trzecia koncesji poszukiwawczych jest w ręku spółek, które mają kapitał albo wprost rosyjski, albo są powiązane z kapitałem rosyjskim. I to jest trzecie niebezpieczeństwo. Na przełomie marca i kwietnia tego roku, już po tym jak Rosja zaanektowała Krym i zaczęła się przygotowywać do agresji na wschodnią Ukrainę, a politycy europejscy wyrażali zaniepokojenie, niemiecki koncern RWE za ponad 5 mld euro sprzedał rosyjskiemu funduszowi LetterOne swoją spółkę RWE Dea. A wraz z nią cztery koncesje na poszukiwanie łupków w polskich Karpatach. To oczywiste, że firmy z rosyjskim kapitałem albo z nim powiązane, nie wywiozą nam gazu cysternami. Mogą jednak zrobić coś znacznie gorszego. Mogą nie robić nic. I rzeczywiście, w wielu przypadkach od kilku lat nie wykonano nawet jednego odwiertu próbnego. Koncesje są zajęte, nie tak łatwo je odebrać, ale równocześnie nic się tam nie dzieje. W praktyce oznacza to, że na ogromnych obszarach kraju nie tylko nie można prowadzić eksploatacji, ale nawet nie wykonano odwiertów próbnych, które są niezbędne do tego, by oszacować wielkość złóż. Może się więc okazać, że gaz mamy, ale nie wiemy ile i nie mamy prawnej możliwości wydobywania go.

Magazyny i połączenia

Czytając o gazie łupkowym, naciskach Unii czy gazoporcie można odnieść wrażenie, że jesteśmy na łasce i niełasce Rosji i jej stronników (ewentualnie tych, których interesy w danym momencie są zbieżne z interesami Moskwy). Taki obraz naszej sytuacji byłby jednak nieprawdziwy. Mamy magazyny gazu wypełnione po brzegi. W sumie na czarną godzinę trzymamy prawie 3 mld m sześc. błękitnego paliwa. Dużo to czy mało? Rocznie potrzebujemy 15 mld m sześc. gazu, ale około 4 mld m sześc. wydobywamy sami. Oznacza to, że magazyny zabezpieczają mniej niż 30 proc. importu gazu do Polski. Gdyby Rosja całkowicie zakręciła kurek z gazem, to przy jednoczesnym podniesieniu krajowego wydobycia gazu w magazynach wystarczyłoby na około 3 miesiące zimą i 4 miesiące latem. Nie jest to rewelacyjny wynik, ale nie jest też najgorzej. Krajem, który ma najbardziej pojemne magazyny gazu w Europie, są Niemcy. Oni trzymają pod ziemią prawie 20 mld m sześc. paliwa. Trzeba jednak pamiętać, że roczne zapotrzebowanie Niemców wynosi prawie 90 mld m sześc. Gaz z ich magazynów wystarczyłby im na mniej więcej tyle samo czasu, jak gaz z naszych zasobów nam. Sytuacja polityczna Niemiec jest jednak skrajnie inna niż nasza. Może to kwestia wyobraźni, ale jeśli zakręcenie kurka krajom naszego regionu wydaje się możliwe, to zakręcenie kurka Berlinowi zakrawa na fikcję. Pozbawiłoby to Rosję ogromnego rynku zbytu, bo gazu nie dostawałyby także inne europejskie kraje. To – paradoksalnie – zwiększa nasze bezpieczeństwo, bo rosyjski gaz może płynąć do nas nie tylko ze wschodu, ale także tzw. rewersami z zachodu. – Osiągnięcia ostatnich lat w zakresie bezpieczeństwa energetycznego, ze szczególnym naciskiem na bezpieczeństwo dostaw gazu, są bardzo znaczące – tłumaczył w Radiu eM Janusz Steinhoff, były wicepremier i minister gospodarki, a dzisiaj przewodniczący Rady Krajowej Izby Gospodarczej. Wyliczył, że dzięki rozbudowie połączenia gazowego w Lasowie (koło Zgorzelca), do Polskiego systemu gazociągów może być tłoczone ok. 1,5 mld m sześc. gazu z Niemiec rocznie, z kolei przez rewers na gazociągu jamalskim 5,5 mld m sześc. paliwa. Dzięki otwartemu w 2011 roku gazociągowi Moravia, łączącemu nasz system gazowy z czeskim, do Polski może trafiać 0,5 mld m sześc. gazu rocznie. Gdyby zaszła taka potrzeba, jesteśmy w stanie z zachodu i z południa kupować do 7 mld m sześc. gazu na rok. To niemal tyle, ile kupujemy dzisiaj od Rosji. •

Gaz w liczbach

W magazynach mamy około 2,5 mld m sześc. gazu, a w skrajnych wypadkach jesteśmy w stanie z zagranicy sprowadzać 6,5 mld m sześc. Gdy ruszy gazoport, będzie mógł przyjmować 5 mld m sześc. gazu. Gaz w Polsce w 60 proc. zużywa przemysł, głównie gałęzie związane z chemią lub petrochemią. Tylko trzy firmy (Grupa Tarnów, Grupa Orlen oraz Zakłady Azotowe Puławy) wykorzystują rocznie prawie 2,5 mld m sześc. gazu. W sumie cały przemysł potrzebuje 9 mld m sześc. gazu rocznie. Gospodarstwa domowe (ogrzewanie w zimie, ogrzewanie wody użytkowej, gotowanie) zużywają około 30 proc. gazu. Krajowe wydobycie wystarczyłoby więc na pokrycie indywidualnych potrzeb Polaków. Polska energetyka pochłania nie więcej niż 10 proc. rocznego krajowego zapotrzebowania. Z czasem ten odsetek będzie jednak rósł.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.