Prawa ręka Putina

Jacek Dziedzina

GN 50/2014 |

publikacja 11.12.2014 00:15

Konserwatywna, antyunijna, antyimigrancka i… prorosyjska. Taka jest nowa prawica zachodnioeuropejska. Nie ukrywa, że patrzy z nadzieją na gospodarza Kremla. Z wzajemnością.

Marine Le Pen stała się największą zwolenniczką Putina spośród zachodnioeuropejskich polityków Patrick Bernard /ABACAPRESS.COM/east news Marine Le Pen stała się największą zwolenniczką Putina spośród zachodnioeuropejskich polityków

Front Narodowy (FN), Alterenatywa dla Niemiec (AfD), Partia Niepodległości Zjednoczonego Królestwa (UKIP). Francja, Niemcy, Wielka Brytania. To oczywiście nie wszystkie kraje i partie, które pasują do powyższego opisu. Ale to w tych państwach decyduje się najczęściej okierunku, w jakim zmierza Europa, i to w nich ta nowa polityczna jakość najmocniej przybiera na sile. Dlaczego partie, które mogłyby dać nowy, świeży impuls Europie, gotowe są zaprzedać dusze Putinowi? Dlaczego konieczną skądinąd konserwatywną rewolucję chcą wiązać z kreującym się na proroka konserwatyzmu Władimirem Władimirowiczem? Czy tak jak kiedyś lewica europejska broniła interesów ZSRR na Zachodzie, tak teraz podobną robotę dla Rosji wykona proputinowska prawica? Jedno jest oczywiste: na pewno taką współpracą zainteresowany jest… sam zainteresowany. To część strategii polegającej na nieustannym zabezpieczaniu interesów imperium w każdym zakątku Europy – od Lizbony po Władywostok.

Paktowanie z carem

To, że jakieś przesilenie wisi w powietrzu, jest zrozumiałe dla wszystkich: na naszych oczach sypie się pewien geopolityczny ład, do którego przywykliśmy w ostatnim ćwierćwieczu. Z jednej strony coraz wyraźniejszej korozji ulega kształt zjednoczonej Europy: Unia Europejska nie tylko stoi przed realną perspektywą stopniowego rozpadu z powodów polityczno-gospodarczych, ale też dusi się od narzuconej przez siebie poprawności politycznej, która stała się dla niej prawdziwą pętlą na szyi. Z drugiej zaś strony Rosja Putina mówi wyraźnie, że „nowy światowy ład” po okresie zimnej wojny nie został zdefiniowany raz na zawsze i to nie do Zachodu należy ostatnie słowo w tej rozgrywce – dowodem na to jest wygłoszone tydzień temu orędzie prezydenta, w którym uspokajał… strasząc Amerykę i Europę konsekwencjami „niepoważnego” traktowania Rosji. W takim właśnie klimacie w Europie powstają i rosną w siłę kolejne „antysystemowe” partie. Z jednej strony gromadzą w sobie całe słuszne niezadowolenie z kierunku, w jakim poszła Unia Europejska. Jest więc wyraźny konserwatyzm w reakcji na liberalne prawodawstwo i bezideowość chadecji. Jest „antyunijność” w reakcji na zbiurokratyzowaną brukselską machinę i jej nadmierny centralizm (regulujący nawet przepisy dotyczące spłuczek w toaletach).

Antyimigranckie nastroje mogą wprawdzie budzić zastrzeżenia i sprzeciw, jeśli przybierają radykalną formę wrogości wobec przybyszów albo nie liczą się z wymiernymi korzyściami z napływu imigrantów na rynku pracy (to np. wobec Polaków w Wielkiej Brytanii) – ale mogą też być przejawem zdroworozsądkowej potrzeby uregulowania statusu ludności napływowej i wprowadzenia zasad integracji ze społeczeństwem przyjmującym. Dlatego nie konserwatyzm, nie antyunijność i nawet – do pewnego stopnia – nie antyimigrancki charakter nowej prawicy budzi największe obawy. To nieskrywane prokremlowskie sympatie, a często po prostu powiązania personalne i finansowe z Moskwą mogą stać się źródłem poważnych kłopotów, w jakie może Europę wciągnąć to naiwne „paktowanie z carem”.

Głos Moskwy

Jeśli tendencja wzrostowa dla nowej prawicy utrzyma się w sondażach i przy kolejnych wyborach, Władimir Putin może spać spokojnie. Do tradycyjnych wpływowych elit politycznych, skupionych w partiach lewicowych (nie mówiąc o „szerokiej” prawicy włoskiej Berlusconiego), dołączy antysystemowa prawica, która ma szansę przejąć władzę: na razie najbardziej realnie wygląda to we Francji, gdzie Front Narodowy przeżywa swój renesans, a jego liderka, Marine Le Pen, może wygrać wybory prezydenckie, a także w Wielkiej Brytanii, gdzie UKIP Nigela Farage’a realnie zagraża rządzącym konserwatystom, co pokazały ostatnie wybory samorządowe. Prorosyjskość UKIP najmocniej ujawniła się w czasie wrześniowego głosowania w Parlamencie Europejskim nad ratyfikacją umowy stowarzyszeniowej UE z Ukrainą. Otóż na ponad 120 europosłów, którzy głosowali przeciw, ponad 70 stanowili deputowani z grupy eurosceptyków, wśród których liderem jest właśnie UKIP. A Steven Woolfe, deputowany z UKIP, w czasie debaty na zarzut, że są „głosem Moskwy” w PE, zarzucił innym „nieodpowiedzialne ataki na Rosję i zakusy kolonialne”. Sam lider UKIP Nigel Farage kilka miesięcy wcześniej w jednym z wywiadów przyznał, że ze światowych polityków najbardziej podziwia Władimira Putina za skuteczność.

Moskiewska pożyczka

O prokremlowskich sympatiach i powiązaniach wiadomo też w przypadku francuskiego Frontu Narodowego. „Putin nie zrobił ani jednego błędu w przeciwieństwie do jego przeciwników z Unii i USA, którzy cały czas błądzą”, oświadczył Jean-Marie Le Pen, założyciel FN i ojciec jego obecnej liderki. Córka zresztą nie kryje, że chciałaby zaprowadzić we Francji rządy autorytarne, wzorując się właśnie na Putinie. W tym przypadku jednak mamy do czynienia nie tylko z sympatiami dla cara Kremla, ale z faktycznym powiązaniem z rosyjskimi pieniędzmi. Określenie „pierwsza partia putinowska” na Zachodzie nie jest zatem nadużyciem. Okazało się bowiem, że FN otrzymał od Pierwszego Banku Czesko-Rosyjskiego wsparcie finansowe w wysokości 9 mln euro. Tyle że to tylko wisienka na torcie – w sumie FN miał otrzymać 40 mln pożyczki z tych samych źródeł. Sam Jean-Marie Le Pen dostał – niezależnie od funduszy dla FN – 2,5 mld dolarów od holdingu, którego właścicielem jest były agent KGB. Pisał o tym „The New York Times”, a same władze Frontu wcale tego nie dementowały. Dyrektor finansowy FN Wallerand de Saint-Just powiedział wręcz, że partia potrzebuje znaczących środków na kampanie wyborcze i zapewne ponownie zwróci się do Pierwszego Banku Czesko-Rosyjskiego w Moskwie po kolejne finansowanie, ponieważ „potrzebuje co najmniej 50 mln dolarów”. To pewnie dlatego w paryskiej ambasadzie Federacji Rosyjskiej coraz częściej można zobaczyć rodzinę Le Penów, a na zjeździe partii w Lyonie pojawił się deputowany kremlowskiej Jednej Rosji Andriej Isajew, a także zastępca szefa Komisji Spraw Zagranicznych Rady Federacji Andriej Klimow. Ich przemówienia członkowie Frontu Narodowego oklaskiwali na stojąco. Warto dodać, że Isajew zwracał się do swoich francuskich gospodarzy per „towarzysze”… Nawet dla sympatyzujących z Rosją francuskich socjalistów ten otwarty romans radykalnej prawicy z Kremlem jest rażący (możliwe, że z zazdrości). Lider tamtejszej lewicy powiedział wprost: „Dlaczego Putin stawia na Le Pen? Bo ona chce wyjścia z UE, co spowodowałoby zniszczenie Unii i osłabiło Francję. Ona jest pionkiem na szachownicy Putina”.

Rozsądek i naiwność

Nieco innym przypadkiem jest Alternatywa dla Niemiec. To na razie ciągle debiutant na scenie politycznej – ale już ze znaczącymi sukcesami. Bo zdobycie 7 proc. w wyborach do europarlamentu przez partię, która dopiero niedawno powstała i która zarazem kontestuje instytucję, do której wysyła swoich przedstawicieli, to na pewno niebanalny wyczyn. Poglądy członków AfD budzą mieszane uczucia. Z jednej strony nie są zbyt przyjazne dla imigrantów, w tym Polaków mieszkających w Niemczech i korzystających z rozbudowanego systemu socjalnego. Alternatywa chce ukrócić jego możliwości – co akurat może być zrozumiałe. Z drugiej strony AfD jawi się jako rzeczywista alternatywa w sprawach związanych z ustawodawstwem dotyczącym ochrony życia ludzkiego czy regulującym sprawy rodzinne. Na tle bezideowej chadecji i bardziej ideologicznej w tym względzie socjaldemokracji Alternatywa dla Niemiec daje prawdziwą konserwatywną alternatywę. Tyle tylko, że przy wszystkich zdroworozsądkowych propozycjach tej partii dotyczących ekonomii, wizji państwa i sfery wartości, zadziwia bezkrytyczne podejście do polityki Moskwy, a właściwie pisanie apologii dla rosyjskiej racji stanu. Jaskrawym przykładem był dokument napisany przez jednego z czołowych działaczy AfD Aleksandra Gaulanda, w którym uzasadniał rosyjskie „prawo” do „odzyskiwania” rosyjskiej ziemi – oczywiście każdej, którą Rosja uzna za swoją.

Putin wybawca

Kurs na Moskwę widoczny jest nie tylko w tych trzech wymienionych partiach – i też nie każda z nich reprezentuje ten nurt w równym stopniu (najbardziej jednak Front Narodowy). Wzrok w stronę Kremla od dawna kieruje radykalna prawica węgierska, partia Jobbik, a ostatnie działania centrowego Fideszu premiera Orbána też nie pozostawiają wątpliwości co do przyjętej strategii. Jeśli dodać do tego tradycyjne środowiska w Europie Zachodniej, wspierające Moskwę od zawsze, to wyłania się obraz stopniowego przejmowania przez Moskwę rządu dusz na niemal całym kontynencie. Dla Putina to naturalny zabieg, efekt konsekwentnej, długofalowej działalności służb specjalnych (to nie spiskowa teoria dziejów, tylko polityka mocarstwowa w praktyce) i sprawnej dyplomacji. Ale czym jest to poddanie się Putinowi dla jego europejskich wyznawców? Nie chodzi tylko o pieniądze – jak w przypadku Frontu Narodowego. Nie jest to również tylko zwykła naiwność ani nawet podyktowana pragmatyzmem (interesy gospodarcze) postawa. Jest w tym poddaństwie jakaś tęsknota za silnym liderem, mecenasem przemian, których Europa de facto potrzebuje. Rusofilia w takim znaczeniu to oczywiście nic nowego – zachwyt nad konserwatywną (w mniemaniu wyznawców) Rosją był obecny od zawsze – w literaturze, filozofii, polityce. Dzisiaj poczucie, że upada pewien projekt, pomysł na Europę, znowu popycha niektórych w stronę przywódcy, który chętnie nakreśli nową wizję, o mocnych fundamentach. Tyle tylko, że nigdy jeszcze to inwestowanie zachodnich uczuć pod adresem wschodnich władców nie przyniosło dobrych skutków. Także tym razem postrzeganie Putina jako wybawcy Europy jest takim samym zaciskaniem pętli na szyi, jak dusząca Europę polityczna poprawność, od której rusofile tak bardzo chcą się uwolnić.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.