Kobieta na froncie Putina

Jacek Dziedzina

GN 08/2015 |

publikacja 19.02.2015 00:15

Rosyjscy dziennikarze zbierający haki na ministra Schetynę nie urwali się z choinki. Telewizja, w której pracują, należy do grupy medialnej zarządzanej przez partnerkę Putina. To w Kanale 5 wyemitowano również „satyrę” o marszu rosyjskiej armii na Rygę, Warszawę i Berlin.

Władimir Putin nagrodził Alinę Kabajewą Orderem Zasługi  dla Ojczyzny II klasy Sysoyev Grigory /ITAR-TASS/pap Władimir Putin nagrodził Alinę Kabajewą Orderem Zasługi dla Ojczyzny II klasy

Alina Kabajewa – nazwisko i twarz znane wszystkim Rosjanom. Złota medalistka z Aten z 2004 roku w gimnastyce artystycznej, później deputowana do rosyjskiej Dumy z ramienia putinowskiej Jednej Rosji. Była m.in. współautorką ustaw o zakazie adopcji rosyjskich dzieci przez obywateli Stanów Zjednoczonych i o obowiązku wpisywania organizacji pozarządowych otrzymujących finansowanie z zagranicy na listę zagranicznych agentów. Liderów opozycji nazywała „nikczemnikami”, wróżąc im, że „jak pająki w słoiku pożrą się nawzajem”…
 

Druga pierwsza dama

Z polityki „zrezygnowała”, by stanąć na czele największego holdingu medialnego w Rosji – Narodowej Grupy Medialnej, do której należą m.in. Kanał 5 i dziennik „Izwiestia”. Grupa posiada także 25 proc. udziałów w Kanale 1 państwowej telewizji. Kabajewa doświadczenie medialne miała w tym sensie, że… często pokazywano ją w mediach, gdy zdobywała kolejne medale. Gwoli sprawiedliwości dodajmy, że prowadziła też program w Kanale 5. Doświadczenia w zarządzaniu mediami, do tego powiązanymi z Kremlem, nie miała jednak żadnego. Za to jej powiązanie z Kremlem (nigdy nie potwierdzone, ale oczywiste dla wszystkich w Rosji) wystarczyło, by odsunąć dotychczasowego szefa holdingu, Kirilla Kowalczuka, i na czele rady nadzorczej, której większość członków jest grubo po pięćdziesiątce, postawić trzydziestoparoletnią gimnastyczkę i deputowaną. Właściwie trudno mówić, że Kabajewa zrezygnowała z polityki na rzecz mediów. Raczej została przeniesiona na bardziej wpływowy odcinek służby dla władzy. A nawet nie tyle służby dla władzy, co po prostu władzy wykonawczej, jaką z pewnością są proputinowskie media.

Nikt w Rosji nie ma wątpliwości, że Kabajewa nie znalazła się tam przypadkowo i że de facto jest to nowa pierwsza dama. Sam Putin ucina zawsze pytania o Kabajewą, trzymając życie prywatne w ścisłej tajemnicy. Może poza rozwodem ze swoją żoną Ludmiłą, który pierwsza para ogłaszała w świetle kamer. Szybka kariera gimnastyczki – polityczna i biznesowa – kilka sytuacji, w których para z trzydziestoletnim dystansem wiekowym była widziana, a także nie do końca dyskretne sygnały ze strony samej Kabajewej (np. pokazującej dziennikarzom obrączkę w dniu, gdy wszyscy plotkowali o tajnym ślubie z Putinem) sprawiły, że wiedza o związku prezydenta z młodszą o pokolenie dziewczyną stały się „najbardziej nieoficjalną wiedzą powszechną”.

Zlecenie na Schetynę

W Polsce o Kanale 5 zrobiło się głośno, gdy do naszego kraju przyjechała ekipa telewizyjna, by wykonać „zlecenie na Schetynę”, czyli przygotować reportaż ośmieszający polskiego ministra spraw zagranicznych. Szef MSZ naraził się Rosjanom wypowiedziami, które w ich mniemaniu uderzają w mit Wielkiej Wojny Ojczyźnianej, bo podważają bohaterstwo i zasługi Rosjan w zwycięstwie nad faszyzmem. A ponieważ ten mit jest największą świętością narodową w Rosji, wyjątkowo mocno promowaną przez Putina i jego otoczenie, nerwowa, wręcz histeryczna reakcja była możliwa do przewidzenia. Nie miejsce tu na ocenę samej wypowiedzi Schetyny, mówiącego o wyzwoleniu Auschwitz przez Ukraińców. Marginalne w tym momencie są również sprawy, w które mógł być zamieszany Schetyna, a które nagle Rosjanie postanowili prześwietlić. Było jasne, że celem takiego materiału było uderzenie nie tylko w samego ministra, ale także w państwo polskie. Tym bardziej że na celowniku znalazł się również b. minister spraw wewnętrznych, Bartłomiej Sienkiewicz. Paradoks sytuacji polega na tym, że rosyjscy dziennikarze zabrali się za prześwietlenie polskich polityków z gorliwością, jakiej brakuje nierzadko polskim mediom. Tyle tylko, że „nasi” powinni zajmować się tym w interesie państwa polskiego. „Obcy” zrobili to z pewnością w interesie innego państwa. Biorąc pod uwagę, że holdingiem, do którego należy Kanał 5, zarządza osoba najbliższa Putinowi, nie będzie przesady w stwierdzeniu, że rosyjscy dziennikarze działali co najmniej za cichym przyzwoleniem władcy Kremla. A na pewno ich gorliwość wynikała ze świadomości, że mają błogosławieństwo partnerki prezydenta.

Grzegorz Schetyna powinien chyba zresztą otrzymać specjalne wyróżnienie od Kanału 5 za inspirację. Okazuje się, że polski minister dostarczył rosyjskiej telewizji więcej „materiału” do nowych produkcji. W minionym tygodniu autorzy stacji przeszli samych siebie, gdy postanowili zakpić z pomysłu prezydenta Komorowskiego, bronionego przez ministra Schetynę, by rocznicę zakończenia II wojny światowej obchodzić w którymś z miast Europy, na przykład w Warszawie. „Dlaczego wszyscy przyzwyczailiśmy się tak łatwo, że to Moskwa jest miejscem, gdzie czci się zakończenie działań wojennych, a nie np. Londyn czy Berlin, co byłoby jeszcze bardziej naturalne”, mówił Schetyna.
 

Do Warszawy rzut beretem

Woda na młyn dla putinowskiego Kanału 5. Za pomocą cyrkla i linijki reporterzy tego samego programu informacyjnego, który przygotował materiał o szefie polskiej dyplomacji, wyliczyli, ile czasu zajmie rosyjskiej armii dotarcie do europejskich stolic. Nagranie stało się jednym z hitów internetu w ostatnich dniach. „Warszawa? Nic prostszego. Z Moskwy do polskiej stolicy jest zaledwie 1300 km. Czołgom T-90 pokonanie tego dystansu, bez wsparcia sił powietrznych, zajmie dobę” – wyliczał szybko reporter Kanału 5. W tym czasie na ekranie widać czerwoną strzałkę, przesuwającą się w kierunku Warszawy.

Rosyjski reporter dodaje, że siłom powietrzno-desantowym dotarcie do polskiej stolicy zajęłoby zaledwie 2 godziny. „Mieliby więc czas, żeby odpocząć i przygotować się do parady” – mówi. Czerwona strzałka na mapie Europy przesuwa się w kierunku Berlina, a reporter stwierdza, że „rosyjskich żołnierzy dawno nie było w Berlinie”. „1800 km dla nowoczesnej armii to żaden dystans. A wielu rosyjskich oficerów dobrze zna Niemcy” – stwierdza kpiąco dziennikarz. I dodaje, że trzeba będzie uważać, by się nie rozpędzili i „nie zajęli naszych wojskowych miasteczek, które po połączeniu RFN i NRD dostały się Niemcom”. Czerwone strzałki wskazują na inne europejskie stolice: Pragę, Wilno, Rygę, Tallin, Helsinki. A reporter komentuje, że do połowy tych stolic „rosyjskie wojska mogą dotrzeć na piechotę, jak 70 lat temu”. Do wizyty w Londynie i Waszyngtonie, jak przyznaje reporter Kanału 5, „trzeba się przygotować”. By tam dotrzeć, potrzebne są flota i siły powietrzne. „Do maja jest jednak jeszcze dużo czasu, czekamy na zaproszenia” – stwierdza. „Mamy liczną armię, wystarczy żołnierzy i sprzętu na wszystkie parady” – przekonuje reporter. „Szkoda tylko, że nasi zachodni partnerzy nie będą mogli na własne oczy podziwiać naszych rakiet Iskander i Szatan. Poza granice Rosji można je dostarczyć tylko drogą powietrzną”, słychać emocjonalny głos, a grafika i zdjęcia na ekranie przypominają propagandowe filmy z Korei Północnej.

Nawet jeśli oglądać to ze świadomością, że jest to utrzymane w konwencji satyry, to na pewno z wyraźnym prowokacyjnym przesłaniem i prężeniem muskułów. Trudno wyobrazić sobie, by telewizja w jakimkolwiek kraju, a zwłaszcza mającym na koncie współudział w rozpętaniu II wojny światowej, posunęła się nawet w satyrze do tak agresywnej i pełnej pogardy (nie mówiąc o nadmiernej wierze we własne muskuły) treści w materiale „informacyjnym”. Można przypuszczać, że Władimir Putin musi być dumny ze swojej nowej partnerki, jeśli zarządzana przez nią grupa medialna produkuje tego typu materiały. Wojna propagandowa została Polsce już wypowiedziana. Generał Alina Kabajewa melduje wykonanie zadania.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.