W dobrych rękach

ks. Zbigniew Wielgosz

publikacja 26.03.2015 10:52

Cała historia zaczęła się od jabłka sprzed 7 tys. lat, odkrytego podczas wykopalisk archeologicznych. Tak Gwoździec stał się wioską pod kobiecą ręką, bo jeśli jabłko, to musiała być i Ewa…

 – Chcemy pomóc Gwoźdźcowi – mówią panie z „Wioski pod kobiecą ręką” ks. Zbigniew Wielgosz /Foto Gość – Chcemy pomóc Gwoźdźcowi – mówią panie z „Wioski pod kobiecą ręką”

Jak pokazać duszę konkretnego miejsca? Na to pytanie starali się odpowiedzieć twórcy projektu „Wioski tematyczne” z fundacji Biuro Inicjatyw Obywatelskich. Pomysł stworzenia marki wsi został podjęty przez wiele miejscowości w Polsce. – Do programu zgłosił nas Kazimierz Dudzik, dyrektor Zakliczyńskiego Centrum Kultury. Oprócz nas startowała też Ruda Kameralna – mówi Ewelina Siepiela. Obydwie miejscowości zostały zakwalifikowane i zaczęły odkrywać swoje najpiękniejsze i najciekawsze karty. Pierwotnie Gwoździec miał nosić nazwę „Strażnica Tradycji”. Dlaczego? Bo od 18 lat działa tu zespół folklorystyczny, który podtrzymuje wszelkiego rodzaju tradycje ludowe związane z dawnym życiem wsi. Jednak nazwa „Strażnica Tradycji” nie przyjęła się. – W związku z uczestnictwem w projekcie miejscowości tematycznych jeździłyśmy na specjalne szkolenia do Krakowa, do nas przyjeżdżali instruktorzy i wszyscy razem – studiując historię Gwoźdźca – stwierdziliśmy, że nasza miejscowość, jako wioska tematyczna, musi mieć nazwę związaną z kobietami – mówi Agata Nadolnik, budowniczy szkoły w Gwoźdźcu i wieloletni dyrektor placówki. Tak zrodziła się „Wioska pod kobiecą ręką”.

Kobiety, ach kobiety…

A oto argumenty: patronką parafii i kościoła od najdawniejszych czasów jest kobieta, czyli św. Katarzyna Aleksandryjska, pierwszą właścicielką Gwoźdźca była hrabina Lanckorońska, pierwszym dyrektorem szkoły i zarazem jej budowniczym była kobieta, kobieta również pełni dzisiaj tę funkcję, sołtysem wsi jest kobieta… wszystko więc w Gwoźdźcu jest w rękach kobiet. – Broń Boże, nie chciałyśmy marginalizować naszych mężów i wszystkich mężczyzn w Gwoźdźcu! Oni pracują na utrzymanie naszych rodzin, a kobiety zajmują się wychowaniem dzieci, prowadzeniem domu. Mamy prężnych mężczyzn, jest chociażby aktywnie działająca jednostka OSP, jest klub sportowy, gdzie panowie mogą się udzielać – dodaje Agata Nadolnik. Na nazwaniu Gwoźdźca „Wioską pod kobiecą ręką” zaważyły też odkrycia archeologiczne prowadzone na terenie miejscowości. – Znaleziono m.in. ziarna pszenicy i ślady jabłek, a jabłka kojarzą się z kobietą. Więc zważywszy na ten argument i wszystkie pozostałe – wszędzie widać kobiety. Wiadomo, cenimy mężczyzn, są nam potrzebni, bez nich nie byłoby Gwoźdźca, nas… Pomagają nam żyć, pracować, działać. Przystępując do projektu miejscowości tematycznych, chciałyśmy mieć intrygującą, ciekawą nazwę. I udało się! – mówi Danuta Siepiela, sołtys wsi.

Od śpiewu do kapusty

Ludzie życzliwie przyjęli nowy pomysł i samą nazwę miejscowości. – Na różnych spotkaniach prezentujących pomysły na budowanie własnej marki, kiedy przedstawiałam Gwoździec jako „Wioskę pod kobiecą ręką”, od razu wzbudzało to zainteresowanie słuchaczy, zwłaszcza mężczyzn – śmieje się Ewelina Siepiela. Co oferują panie zaangażowane w projekt? Między innymi udział w warsztatach śpiewu białego, tradycyjnego kiszenia kapusty, haftu płaskiego. – Organizujemy sesje zdjęciowe w strojach z epoki, przygotowałyśmy grę terenową po naszej wiosce, która pozwala na poznanie różnych miejsc w Gwoźdźcu, ich nieznanych historii, a na końcu zdobycie skarbu – wymienia Ewelina Siepiela. Zorganizowane zostały warsztaty rzeźbiarskie, dzięki którym specjalnymi tablicami rzeźbionymi w drewnie oznaczono wszystkie przysiółki w miejscowości. Był też kurs krojenia i szycia.

Nawet w kościele

Z wszystkich warsztatów, które proponują panie, najbardziej intryguje nauka śpiewu białego. Co to jest? – Biały śpiew ma bardzo dawne pochodzenie. Nasze prababcie, babcie, kiedy pracowały ciężko w polu, miały zajęte ręce. Ale nie usta. Lubiły śpiewać. Kiedy jedna zaczęła na swoim zagonie, naraz odzywał się śpiew innej kobiety pracującej na swoim. Jednej zwrotka jakiejś pieśni się zapomniała, to inna kończyła. Wiele pieśni powstawało niejako na bieżąco, na żywo, podczas roboty. Biały śpiew nazywa się lekarstwem dla duszy. To wydobywanie głosu od przepony, od serca, z głębi naszego ciała i ducha. To nie jest taki zwykły śpiew. Ciało musi się wyciszyć, żeby móc uczynić go instrumentem dla białego śpiewu – mówi Halina Machel-Gaura. Zostając przy muzyce, trzeba powiedzieć, że rodzącą się gwiazdą projektu jest zespół „Podkóweczki”. Zespół powstał w ciągu 10 minut, gdy okazało się na krótko przed dorocznym festynem, że jeden z zaproszonych wykonawców nie przyjedzie. – Śpiewamy piosenki folkowe, mieszamy różne style. Jesteśmy szalonymi kobietami, które chcą śpiewać i bawić się razem z innymi. Udało się nas jednak utemperować, bo zaśpiewałyśmy też w kościele i sam proboszcz powiedział, że „nie wiedział, iż z bab gwoździeckich może powstać taki fajny chórek” – śmieje się pani Halina.

Robak na rowerze

Śpiew, zespół to jednak nie wszystko, cząstka zaledwie całej aktywności pań w Gwoźdźcu. – Ponad 10 lat należę do zespołu folklorystycznego, teraz też do „Podkóweczek”, do scholi śpiewającej w kościele, działam w projekcie wioski tematycznej. Mama mówi, że wszędzie mnie pełno! – śmieje się Anna Pawlik, najmłodsza w zespole aktywnych kobiet. Panie pokazują też swoje talenty aktorskie. Powstała w Gwoźdźcu samozwańcza grupa teatralna, która przygotowała już przedstawienie oparte na historii wesela Boryny z „Chłopów” Reymonta. – Tylko że pomieszałyśmy ją ze scenami i bohaterami różnych filmów. Zagrałam w tym przedstawieniu ks. Robaka i zarazem ks. Mateusza jeżdżącego na rowerze – mówi Jolanta Świerczek. Na potrzeby wioski tematycznej powstała staraniem pań ścieżka edukacyjna. – Zaczyna się przed remizą OSP w Gwoźdźcu, wiedzie przez wieś, pola, las, a kończy się na zamku w Melsztynie. Pod drodze poznajemy historię m.in. kościoła i patronki Gwoźdźca św. Katarzyny, pomników i cmentarzy z czasów I wojny światowej, wykopalisk archeologicznych. W każdym z tych miejsc są tablice informacyjne, ławeczki do odpoczynku, a przy ruinach zamku w Melsztynie jest miejsce na dłuższe biwakowanie. Całość trasy to 3,5 godziny spaceru. Nie jest ona trudna, więc wybrać mogą się także starsi. Ławki były wykonane przez naszych i melsztyńskich mężczyzn, ale malowały je kobiety – opowiada Barbara Gamon.

Poczuć się kobietą

Projekt wioski tematycznej trafił w potrzeby samych mieszkanek Gwoźdźca. – Ja odżyłam, cieszy mnie to, że mogę śpiewać, że się spotykamy, że mamy czas dla siebie – mówi Jolanta Świerczek. – Można poczuć się w pełni kobietą. Można miło i pożytecznie spędzić czas na spotkaniach z ludźmi, mogę sobie pośpiewać, mogę coś robić, mogę pomóc – mówi Małgorzata Nowak. – Cieszy to, że możemy działać, że się dogadujemy, że jak trzeba coś zrobić, to są od razu chęci, zapał. Trochę nas mało, ale powoli ludzie się przekonują i przychodzą, żeby włączyć się w nasze działania – przyznaje Monika Malik. Dla pań i wielu osób spoza wsi Gwoździec przestał być nieznany. – Gra terenowa, którą przygotowałyśmy, nagle poszerzyła „mój Gwoździec”, bo okazuje się, że różne domy we wsi mają swoją niezwykłą historię. W jednym mieszkał partyzant, tam strzelano, tu była jakaś ochronka… Na pozór zwykłe chałupy, a tu nagle zmieniają się w ciekawe, intrygujące historie – opowiada pani Halina. Anię Pawlik bardzo zaciekawiły wykopaliska i to, co podczas prac odkryli archeolodzy. – Marzymy o wydaniu dziejów Gwoźdźca. Mamy małe muzeum w szkole, mamy mnóstwo dawnych narzędzi, które chcielibyśmy przedstawić ludziom w formie wystawy. A jest w naszej wsi oryginalna kuźnia, może uda się ją kiedyś przemienić w muzeum – mówi Agata Nadolnik.

Mój koniec świata

W projekt są zaangażowane nie tylko rodowite gwoźdźczanki. – Mieszkałam w wielkim mieście, szukałam jednak wciąż swojego miejsca na świecie. Widziałam wiele wiosek w Małopolsce, ale kiedy przyjechałam do Gwoźdźca, to postanowiłam, że już z niego nie wyjadę. Zakochałam się w nim. To jest mój koniec świata. Zrezygnowałam z mieszkania i pracy w mieście na rzecz wsi. Gwoździec jest urokliwy, dla mnie jak zaczarowany, ludzie życzliwi, przyjęli mnie, pomagają, jak trzeba – opowiada Małgorzata Nowak. Wieś można pokochać za pracowitość ludzi, ich życzliwość. – Mieszkańcy wsi są przyjaźni, gościnni, jeżeli trzeba, to się łączą i pracują dla wspólnego dobra – podkreśla Monika Malik. Inne panie chwalą miejscowość za piękno przyrody i ciekawą historię. – Nam zależy na tym, żeby nasze dzieci znały swoją tożsamość, historię swego rodzinnego miejsca, żeby widziały, jak ich przodkowie ciężko pracowali, by był chleb. Chcemy, żeby ludzie do nas przyjeżdżali, mogli tu odpocząć, nacieszyć się ciszą, pięknym krajobrazem, zjeść coś prostego, smacznego, oryginalnego, żeby ludzie, którzy jeszcze mają gospodarstwa, mogli sprzedać swój ser, jajka… – mówi Danuta Siepiela. Na potrzeby „Wioski pod kobiecą ręką” powstaje fundacja MAK, czyli Miejsca Kobiet Aktywnych, by jeszcze lepiej promować „swoje”. – Nawet coś tak prostego, jak nasza zupa z gwoździa. Ale musi być zardzewiały, bo jakieś oka powinny pływać – śmieje się Agata Nadolnik.