Wilki, czyli fantomy

Piotr Legutko

GN 19/2015 |

publikacja 07.05.2015 00:15

Choć wyprawa Nocnych Wilków szlakiem Armii Czerwonej nie doszła do skutku, to i tak narobiła sporych szkód.

Wilki, czyli fantomy Stanisław Rozpędzik /epa/pap Rozwinięcie flagi ZSRR w Muzeum Auschwitz, gdzie zabrania się pokazywania symboli totalitarnych, to świadoma prowokacja

Rajd motocyklowego gangu rosyjskich nacjonalistów spełnił zakładane przez Kreml cele propagandowe. Mimo że „w realu” żadnego rajdu nie było. Ale w Polsce i tak stał się on tematem gorących sporów oraz powodem wymiany ostrych not dyplomatycznych. I prawdopodobnie właśnie o to chodziło, by w świat – ale głównie do samych Rosjan – poszedł mocny komunikat o Polakach, którzy odmawiają pokojowej, „oddolnej” inicjatywie obywatelskiej prawa do oddania hołdu poległym w Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej.

Niewykluczone, że rajd od początku był jedynie propagandową kreacją, choć podobno Nocne Wilki faktycznie ruszyły 25 kwietnia z Moskwy w drogę szlakiem niezwyciężonej Armii Czerwonej. Podobno dzień później dotarły do Katynia, by uczcić pamięć zamordowanych tam polskich oficerów. 27 kwietnia niewielka grupa motocyklistów faktycznie pojawiła się na granicy, ale nikt z jej członków nie przyznawał się do wilczej skóry. Inni (znów „podobno”) jakimś cudem do Polski dotarli, ale tak na pewno, to Nocny Wilk ujawnił się tylko jeden, w trakcie składania kwiatów na terenie Muzeum Auschwitz. Tak było „w realu”. Natomiast w świecie wirtualnym – czyli na stronie internetowej motocyklistów Putina – Rosjanie mogli na bieżąco śledzić dzieje legendarnej wyprawy. Jak bowiem wiadomo, jest „prawda czasu” i „prawda ekranu”.

Wjadą? Nie wjadą?

Najgorętszy i obfitujący w dyplomatyczne konsekwencje był tydzień przed zapowiadanym startem rajdu. W latach 80. kabaret „Sześćdziesiątka” wykonywał piosenkę o sowieckiej interwencji ze słynnym refrenem „wejdą, nie wejdą, wejdą?”. Teraz media rozgrzewała debata o motocyklowej inwazji – „wjadą, nie wjadą, wjadą?”. W Berlinie, Warszawie, Bratysławie i Budapeszcie, gdzie Nocne Wilki zapowiadały swoją wizytę, panowała dezorientacja, nikt bowiem nie przyznawał się do wydania im wiz Schengen, które ponoć posiadali. Wiadomo było także, że ich lider, Aleksander Załdostanow „Chirurg”, ma zakaz wjazdu do UE. Mimo to w rosyjskich mediach (a za nimi i w polskich) panowało przekonanie graniczące z pewnością, że motocyklistów nic nie powstrzyma.

W związku z obawami przed prowokacją w piątek 24 kwietnia, polskie MSZ przekazało ambasadzie Federacji Rosyjskiej w Warszawie notę dyplomatyczną z informacją o odmowie wydania Nocnym Wilkom zgody na wjazd na terytorium Polski. Reakcja drugiej strony była błyskawiczna.

Rosyjskie MSZ jeszcze tego samego dnia wyraziło „stanowczy protest” z powodu decyzji polskich władz i oświadczyło, że jest nią oburzone. Notę naszego MSZ uznano za „absolutnie nieadekwatną”, zaś argumenty strony polskiej określono jako „jawne kłamstwo”.

W oświadczeniu zamieszczonym na swej stronie internetowej resort spraw zagranicznych Rosji zauważył, że odmowa Polski to jedyna taka decyzja na całej planowanej trasie przejazdu rosyjskich motocyklistów po krajach Europy. Ambasador FR w Warszawie, zagroził zaś, że takie sytuacje, „nie mogą przechodzić bez śladu dla przyszłych naszych stosunków”.

Nocne Wilki jeszcze nie wyjechały z Moskwy, a już założone cele propagandowe całej operacji właściwie zostały zrealizowane. Dalej – z rosyjskiego punktu widzenia – mogło być już tylko lepiej. We wtorek wpłynęła kolejna nota z Moskwy z żądaniem szczegółowych wyjaśnień dotyczących niewpuszczenia grupy rosyjskich motocyklistów do Polski.

Cel pierwszy – dezintegracja

W poniedziałek na przejściu granicznym w Terespolu rzeczywiście doszło do żenującego spektaklu. Ale nie z udziałem straży granicznej, która po prostu wykonywała swoje obowiązki, ale dwóch grup… polskich motocyklistów licytujących się, kto będzie eskortował Nocne Wilki przez nasz kraj. Wiktor Węgrzyn, szef Rajdu Katyńskiego, najbardziej zaangażowany zwolennik Wilków, starł się z sekretarzem prorosyjskiej partii Mateusza Piskorskiego „Zmiana”.

Spór był tym bardziej groteskowy, że w Terespolu pojawiło się zaledwie 10 motocyklistów, w dodatku deklarujących, że są z Memoriału Drogami Chwały, zaś od niedzieli na wszystkich przejściach (włącznie z Białorusią) pojawiło się w ogóle czterdziestu Rosjan na jednośladach, z czego połowa nie została wpuszczona – z różnych powodów.

Wiktor Węgrzyn był w tych dniach chyba najczęściej występującą postacią w polskich mediach, choć to, co mówił było niczym nie skażonym przekazem Kremla. Przede wszystkim kwestionował on polityczny i paramilitarny charakter Nocnych Wilków. Stawiał znak równości pomiędzy mogiłami katyńskimi a cmentarzami żołnierzy sowieckich. O rajdzie Wilków mówił „oni robią dokładnie to samo, co my”, a polskie komentarze na ten temat nazywał kłamliwymi. Rosyjskich motocyklistów przedstawiał jako pacyfistycznie nastawionych hobbystów, choć jednocześnie deklarował, że tak naprawdę nic na temat działalności Nocnych Wilków nie wie. Na przykład tego, że mają na ukraińskim froncie swój oddział wojskowy pod nazwą Nocne Wilki Donbasu.

Zołdostanow nie byłby sobą, gdyby nie wykorzystał takiego prezentu. Polskie władze i media określił jako skrajnie rusofobiczne, ale motocyklistów nazywał „serdecznymi przyjaciółmi”. W jednym z wywiadów wyznał: „Ci przyjaciele przyjeżdżali do nas do Sewastopola i byli na wszystkich naszych zlotach na Krymie po jego przyłączeniu do Rosji. Zawsze udostępnialiśmy im honorowe, oddzielne miejsce w naszym obozowisku. Dla nich, jako dla naszych najlepszych przyjaciół, dawaliśmy najlepsze miejsca”. To raczej fałsz niż prawda, ale nie o prawdę „Chirurgowi” chodzi, ale o działanie dezintegracyjne wobec Polski.

Cel drugi – propaganda

Prasa europejska sporo miejsca poświęcała rajdowi, którego nie było. „Der Spiegel” opisywał go jako element polityki wewnętrznej Kremla, mającej pokazać wrogi stosunek Polski i innych rządów europejskich do zwykłych Rosjan. Największy w Niemczech tygodnik opinii zarzucał nam przywiązywanie zbyt dużej wagi do całej awantury, zauważając, że „sceny takie jak na polskiej granicy są wodą na młyn dla rosyjskiej propagandy”. Brakło niestety w tym i podobnych tekstach zrozumienia przyczyn takiej, a nie innej reakcji polskich władz i nastawienia naszej opinii publicznej.

Brakło choćby uzupełnienia, że Nocne Wilki realizują swymi działaniami politykę historyczną Putina, sprzeczną z naszą racją stanu, a ich niedoszły rajd był tylko jedną z wielu inicjatyw podjętych w tej dziedzinie przy okazji 70. rocznicy zakończenia II wojny światowej.

W cieniu Wilków odbył się na przykład zjazd ok. 200 motocyklistów z obwodu kaliningradzkiego w Braniewie. Wśród nich był gubernator obwodu kaliningradzkiego Nikołaj Cukanow, który przemawiając 25 kwietnia na cmentarzu czerwonoarmistów, przypomniał, że „dali oni nową ojczyznę w tych stronach i Polakom, i mieszkańcom obwodu kaliningradzkiego”. Przestrzegał, że trzeba o tym pamiętać, by te wydarzenia się nie powtórzyły.

Niemal w tym samym czasie do Polski wjechał rosyjski rajd samochodowy „Drogi Chwały”. Na karoseriach pojazdów widniały symbole komunistycznej ideologii: sierpy i młoty oraz czerwone gwiazdy. Widać, że ci goście nie mieli zamiaru liczyć się z doświadczeniem historycznym gospodarzy i polskim punktem widzenia na dziedzictwo komunistyczne. Choć przecież i dla nich nie ma ono wyłącznie wymiaru „chwały”.

Także obecni w Muzeum Auschwitz rosyjscy motocykliści (z jednym jawnym wilkiem) rozwinęli dawną flagę ZSRR, mimo że byli uprzedzani, iż każdą grupę w tym miejscu obowiązuje regulamin przewidujący zakaz wnoszenia na teren Miejsca Pamięci symboli propagujących reżimy totalitarne.

Motocykle jak „biały konwój”

Sposób rozgrywania przez rosyjską propagandę sprawy rajdu Nocnych Wilków bardzo przypomina niedawną historię „konwoju humanitarnego”, który miał wjechać na Ukrainę. Myląca nazwa i obraz białych ciężarówek, które jakoby miały nieść pomoc poszkodowanym przez wojnę (którą Rosjanie w tym samym czasie wspierali za pomocą zupełnie innych pojazdów) odwoływały się do zbiorowej pamięci i wspólnych doświadczeń. Uruchamiały związany z nimi pozytywny łańcuch skojarzeń. Człowiek podświadomie zaczynał solidaryzować się z inicjatorami konwoju. Jak teraz wielu widzów z „apolitycznymi” motocyklistami.

Bo choć tamten konwój miał gigantyczny tonaż i ciągnął się kilometrami, był przecież jedynie medialnym fantomem, dokładnie takim jak rajd Nocnych Wilków. Fatamorganą, która zasłania prawdziwe intencje i działania Putina. I konwój, i motocykliści pojawiali się i znikali, przez wiele dni angażując wyobraźnię dziennikarzy i internautów, w dużej części po swojej stronie.

W każdej wojnie agresorowi chodzi o to, by był postrzegany jako sprowokowana ofiara albo przychodzący z pomocą sojusznik. Tu paramilitarne oddziały nacjonalistów zostały przedstawione jako ofiary rusofobicznej nagonki nakręcanej przez polski rząd i posłuszne mu media. Dla rosyjskiej opinii publicznej mogło to wyglądać bardzo prawdopodobnie, bo tak właśnie działa Kreml.

Dla nas ważniejszy jest jednak inny wymiar tej prowokacji. W wojnie hybrydowej, prowadzonej dziś przez Rosję chodzi przede wszystkim o dezorientowanie opinii publicznej, dzielenie ludzi i rozbijanie solidarności wobec agresora. Choćby poprzez namiętne wystąpienia obrońców Nocnych Wilków, którzy zapowiadali, że podejmą ich dzieło, sławiąc w Polsce pamięć Armii Czerwonej. Jeśli tak mówią uczestnicy Rajdu Katyńskiego, to znaczy, że nawet fantom może okazać się skuteczną bronią.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.