Tatuaż nasz powszedni

Szymon Babuchowski

GN 20/2015 |

publikacja 14.05.2015 00:15

Szpecą czy zdobią? Wiążą z ideą, a może są po prostu wyrazem próżności? Już co dziesiąty Polak ma tatuaże, a co trzeci chce je mieć.

Pochodzący z Białorusi Anton Oleksenko specjalizuje się we wzorach biomechanicznych henryk przondziono /foto gość Pochodzący z Białorusi Anton Oleksenko specjalizuje się we wzorach biomechanicznych

Kiedyś kojarzono je głównie ze światem przestępczym albo z subkulturami. Dziś bez obciachu noszą je sportowcy, urzędnicy, biznesmeni. Zarówno mężczyźni, jak i kobiety. Według badań firmy IQS tatuaż ma już co dziesiąty Polak, a z pozostałej grupy co trzeci nosi się z myślą o jego wykonaniu. Skąd ten pęd do zdobienia ciała w dziwaczne nieraz wzory? Czy nie jest to efekt chwilowej mody, która wkrótce przeminie, zostawiając jednak na naszych skórach trwałe ślady?

Ile sztuki w tatuażu?

– Na pewno takiej modzie sprzyjają media, zwłaszcza internet – twierdzi Piotr Wojciechowski, tatuator i twórca gliwickiego Muzeum Tatuażu. – Ludzie patrzą na celebrytów – piosenkarzy czy sportowców – i tak jak oni chcą się przyozdobić. Ale dla mnie tatuaże to sztuka. Jestem estetą, dlatego odradzam kierowanie się w tej sprawie modą. Cenię oryginalne pomysły.

Sam lubuje się w motywach ludowych – na jego rękach można znaleźć ornamenty z różnych stron świata. Na brzuchu wytatuował sobie natomiast... definicję tatuażu przekopiowaną wprost ze słownika wyrazów obcych. – Z tatuażami miałem do czynienia od dzieciństwa – opowiada. – Nosił je tata, więc nigdy mnie nie drażniły. Dorastałem w punkowym środowisku, gdzie wiele osób się tatuowało. Pierwszy tatuaż zrobiłem sobie zaraz po skończeniu 18 lat.

Pięć lat później Wojciechowski zdobył za swoją pracę główną nagrodę w kategorii tatuażu realistycznego na pierwszej konwencji tatuażu, jaka odbywała się w Polsce. Po kolejnym roku miał już własne studio tatuażu i zarejestrował czasopismo „Tatuaż – ciało i sztuka”, ukazujące się do dziś. Wkrótce uzyskał też dyplom Instytutu Sztuki Uniwersytetu Śląskiego, broniąc pracy „Tatuaż w sztuce, sztuka w tatuażu”. – Nie było łatwo, bo duża część kadry profesorskiej twierdziła wówczas, że współczesny tatuaż to wyłącznie kicz – opowiada tatuator. – Ale przetarłem szlaki i młodsi koledzy, którzy pisali później podobne prace, nie mieli już takich problemów. Bo skoro za sztukę uznaje się jaskiniowe malowidła, to dlaczego w ten sam sposób nie traktować tatuaży?
 

Święci, demony i pralka

Wojciechowski podkreśla, że od czasów PRL-u, kiedy tatuaż był nielegalny, wiele się w tej dziedzinie zmieniło. – Dziś większość tatuatorów to ludzie po studiach plastycznych – mówi.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.