Jak klucz do zamka

GN 24/2015 |

publikacja 11.06.2015 00:15

O tym, czy da się połączyć kozetkę z konfesjonałem i czy rany mogą świecić, z prof. Krzysztofem Krajewskim-Siudą rozmawia Joanna Bątkiewicz-Brożek

Prof. Krzysztof Krajewski-Siuda jest lekarzem i terapeutą, wykładowcą Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II w Krakowie roman koszowski /foto gość Prof. Krzysztof Krajewski-Siuda jest lekarzem i terapeutą, wykładowcą Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II w Krakowie

Joanna Bątkiewicz-Brożek: Kozetka czy konfesjonał? Kapłan odradził mi to pierwsze jako nieewangeliczne. Idź w przód, bez oglądania się wstecz, jak za pługiem. Po co rozdrapywać rany u terapeuty…


Prof. Krzysztof Krajewski-Siuda: Jeśli człowiek ma nieprzepracowane rany, to właśnie wtedy ogląda się za siebie, próbuje zanegować, że coś go w życiu w tył pociąga. I trudno iść do przodu za pługiem. W Księdze Syracha jest wskazówka, by wszystkie sprawy powierzać Bogu, ale jest również napisane: „Sprowadź lekarza, bo jego też stworzył Pan” (Syr 38,12).


I jest napisane, że Jezus Chrystus leczy wszystkie rany i choroby.


Ale jeżeli boli nas ząb, to idziemy do dentysty, a nie do kościoła. 


Ale tu nas dusza boli.


Tylko, jak mawiał św. Augustyn, łaska bazuje na naturze. Warto tę naturę poznać i z łaską współpracować, dostrzegać dwa poziomy. Jeśli zobaczymy tylko duchowy, to będziemy uciekać od rzeczywistości. Większość z nas ma lęk przed psychoterapią. Woli magiczne myślenie, że ktoś inny dokona zmiany w moim życiu, a nie ja sam, ufając, że jest Ktoś, kto mi pomoże. 


Jeśli ktoś nas skrzywdził np. w dzieciństwie, przebaczamy i zapominamy. A na kozetce wracamy do sprawy... 


Przebaczenie, jako akt woli, niekoniecznie dokonuje się od razu na poziomie emocji. Trzeba przejść etapy od złości, smutku, żalu do pogodzenia. Miłosierdzie to sytuacja, w której nie tylko reperujemy więź, ale uznajemy, że to, co było trudne, jest dla nas szansą. Bo nie ma takiej sytuacji, z której Bóg nie wyprowadziłby dobra. „Tam, gdzie wzmógł się grzech, tam jeszcze obficiej rozlała się łaska” (Rz 5,20). 


A czy sama spowiedź nie ma roli terapeutycznej?


Żal za grzechy jest aktem woli, świadomym. A jak mamy „poranione” emocje, to trudno go wypracować. Trudno czasem żałować za coś, co było przyjemne, choć było grzechem. 


A czy odsyłasz do konfesjonału?


Terapeuta nie mówi pacjentowi, co ma robić. Nie może zaatakować wolności pacjenta. W pewnych sytuacjach warto skorzystać z pomocy doświadczonego duszpasterza lub osoby świeckiej. Szczególnie kiedy ktoś ma surowe sumienie. Potrzeba wtedy kierownika duchowego, który naprowadzi i wyjaśni, że wiele spraw w życiu takiej osoby nie odpowiada nauce Kościoła, bo np. ktoś ma nieadekwatne poczucie winy z jakiegoś powodu. Zdarza się też, że księża odsyłają do mnie na terapię, bo zauważają problem emocjonalny. 


Czyli łączyć kozetkę z konfesjonałem…


Tak, bo sumienie ma psychiczne, a nawet fizyczne reprezentacje. Sfery duchowa, fizyczna i psychiczna wzajemnie się przenikają. Wiele rzeczy w dzisiejszej psychologii odkryła dawno duchowość. Św. Augustyn mówił już o gratyfikacyjnej części superego (sumienia), którą nazywał radością zwyciężającą (delectatio vinctrix). Dzisiaj wiemy, że rozwija się ona wskutek późnej identyfikacji z sukcesem ojca. 
Umiejętność cieszenia się z tego, że czynimy dobro, jest możliwa, kiedy mamy dobrą relację z ojcem. Św. Augustyn tego nie miał, bo jego ojciec zmarł, kiedy ten miał 17 lat, a ich relacja była trudna. To było powodem m.in. problemu Augustyna z kontrolą popędowości. Po nawróceniu zmagał się z tym przez siedem lat. I nauczył się, że – mówiąc językiem psychoanalizy – przyjemnością płynącą z superego można skontrolować tę pochodzącą z id (naturalnych popędów). Dlatego mówił: „tylko przyjemnością można zwyciężyć przyjemność”.
W ogóle pierwszymi psychologami byli Ojcowie Pustyni, mnisi, anachoreci. Na pustyni poddani skrajnej frustracji obserwowali, z jakimi demonami zmaga się człowiek. Ewagriusz z Pontu opisał teorię ośmiu demonów zła: od obżarstwa, nieczystości, chciwości, gniewu, smutku, acedii do próżnej chwały i pychy. I doszedł do wniosku, że trzeba z nimi umiejętnie postępować. 


A gdy trafię do terapeuty ateisty, co on z tymi demonami zrobi?


Uświadomi ci je. W psychoterapii jest ponad 300 nurtów wykorzystujących różne koncepcje człowieka. Łączy je kodeks etyczny, który mówi, że nie można zaatakować świata wartości pacjenta. Dobry terapeuta opiera się najpierw na fenomenologii, czyli na opisie tego, co pacjent przeżywa. A potem testuje hipotezy i pozwala mu odkryć pewne rzeczy w sobie. To często jest trudne i wiąże się z cierpieniem, ale przynosi zmianę. 


Znam sytuację, że ktoś był zachęcany przez terapeutę do porzucenia małżonka… 


Ale jeśli żona jest bita przez męża, czy też on nadużywa alkoholu, to są to skrajne sytuacje, w których Kościół dopuszcza separację. Warto jednak zrozumieć, dlaczego w ogóle do tego doszło. Ludzie dobierają się jak klucz do zamka. Zdarza się, że niedojrzałe osoby tworzą dojrzałą relację, albo dojrzałe budują relację niedojrzałą. Jeśli terapia jest dobrze prowadzona, pacjent dojrzewa, to jego partner też się zmienia. Pytanie, czemu dana osoba wybrała drugą? Zakochując się, nasze dobre strony lokujemy w drugim. Ona, on jest piękna/y, mądra/y. Zubażamy siebie: to, co dobre w nas, widzimy w drugim. I kiedy nagle budzimy się, widzimy słabe strony drugiego. Wtedy trzeba zdobyć się na bezinteresowną miłość.


Czy każde małżeństwo jest skazane na kryzys?


Właściwie każdy człowiek, bo rozwijamy się przez kryzysy. Znakomite na to przykłady są w Piśmie Świętym. Profesor Antoni Kępiński mawiał, że „Biblia jest najlepszym podręcznikiem psychiatrii”. 


Biblia podręcznikiem psychiatrii?


Oczywiście! Weźmy życie proroka Eliasza. Przechodzi klasyczny kryzys wieku średniego ze wszystkimi jego etapami, które metaforycznie ujęte są jako droga, pustynia, jaskinia, góra, miasto. A zaczyna się od tego, że prorok siada pod drzewem i chce umrzeć. A historia Jakuba, który walczy z Bogiem i staje się Izraelem? Bóg w tej walce wywichnął mu biodro. Jakub już nigdy nie osiągnie tylu sukcesów, musi się zmierzyć ze swoimi ograniczeniami. Historia Tobiasza to z kolei opowieść o człowieku w kryzysie, który szuka żony, sam pochodzi z rodziny patologicznej. Musi wyrzucić z siebie całą złość, żółć, jaką czuje do ojca, prosto w oczy, żeby wyzdrowieć. 


Na terapię Tobiasz nie chodził.


Nieprawda. Tobiasz ma Rafała Archanioła, jego imię oznacza: „Bóg uzdrawia”. To jest rodzaj terapeuty. Towarzyszy mu w szukaniu ryby, która jest symbolem nieświadomości.


A w Nowym Testamencie?


Wszystkie uzdrowienia Jezusa są opowieścią o wychodzeniu z kryzysu. Przy Sadzawce Owczej burzy się woda. Kto pierwszy się dopcha, ten jest uzdrowiony. Ale jest tam mężczyzna, który od 38 lat leży na łożu. Mówi do Chrystusa: „Panie, nie mam człowieka (który by mnie tam podprowadził)”. „Ale czy ty chcesz wyzdrowieć?” – pyta Chrystus. To ważne pytanie! Chrystus mówi: „Bierz swoje łoże i idź”, czyli bierz swoje życie z całym bagażem. Tak go uzdrawia. Albo opowieść o uzdrowieniu człowieka z uschniętą ręką. Chrystus mówi: stań na środku. Stawia chorego w centrum. I każe mu wyciągnąć rękę. Uświadamia mu, że jego choroba nie jest karą za grzechy, że jesteśmy w życiu karani przez grzechy, a nie za. Jeśli przyjrzeć się, czym jest Dekalog, to nie jest to tylko zbiór nakazów i zakazów, ale i pierwszy kontrakt terapeutyczny, jaki Bóg zawiera z człowiekiem. 


Kontrakt terapeutyczny?


Przymierze, gdzie Bóg się do czegoś zobowiązuje. Zauważ, że nie jest napisany w trybie rozkazującym czasu teraźniejszego, ale w orzekającym czasu przyszłego. Bóg nie mówi: „Nie zabijaj!”, ale „Nie będziesz zabijać”. Jeżeli będziesz ze Mną w relacji (a Ja już cię uratowałem, wywiodłem z ziemi egipskiej), to nie będziesz czynić źle. To jest obietnica: Ja ci pomogę. Dlatego prawdziwy żal za grzechy to nie jest użalanie się nad sobą: jaki to jestem zły, ale przyznanie się, że w relacji z Bogiem, z małżonkiem, coś się nie udało. Żal doskonały wypływa z miłości, z relacji. 
Ciekawe jest to, jak Chrystus uzupełnia Prawo Mojżeszowe o Osiem Błogosławieństw. Na przykład nie skupia się tylko na łamaniu szóstego przykazania – jak my często w konfesjonale i gabinecie – ale odwołuje się do szóstego błogosławieństwa: „Błogosławieni czystego serca”! Czyli do radości, że człowieka stać na coś więcej. 



A my mamy często obraz Boga surowego.


Który za zło karze, a za dobro wynagradza. Ale bywa, że zakochujemy się w Bogu, żyjemy w euforii i tak inwestujemy w relację z Bogiem, że staje się On – mówiąc językiem psychoanalizy – obiektem inwestycji libidinalnych i narcystycznych. Jeśli ten czas się przedłuża, to jest to ucieczka od rzeczywistości. A chrześcijaństwo to nie ucieczka, ale życie.


Dobrze jest być w Bogu zakochanym.


Terapeuci mówią, że jak kończy się zakochanie, to zaczyna się miłość. Ale do zakochania wracać trzeba. W życiu ojców duchowości Bóg często znika, milczy. Zapada ciemna noc wiary. To czas, którym interesują się i teologowie duchowości, i psychiatrzy.


Co wtedy dzieje się z człowiekiem?


Cierpi z powodu milczenia Boga. Matka Teresa z Kalkuty mówiła, że to było trudne doświadczenie. Święta Teresa Wielka, widziała, że niektórzy w ciągu tygodni przerabiali etapy duchowości, które ona przechodziła przez lata.


Czemu Bóg milczy? Jak to tłumaczy terapeuta?


Żeby dać szansę człowiekowi zdobycia się na bezinteresowną miłość. Ona jest po ludzku wbrew nadziei, nie niesie ze sobą gratyfikacji. I to jest doświadczenie Chrystusa na krzyżu. Najpierw dramatycznie woła: „Boże, czemuś mnie opuścił?”. Bóg milczy i w Jego życiu. Chrystus umiera i zdobywa się – już nie siłą emocji, ale swojej woli – by powiedzieć: „Pragnę”. Święty Augustyn mówi tu o akcie miłości: „Amo: volo ut sis” (Kocham: pragnę, abyś był). Chrystus, który umierając, nie doświadcza Boga , ostatnim aktem woli mówi: „Pragnę (abyś był)”. I w tym słowie spotykają się wiara, nadzieja i miłość. 


To „Pragnę” interpretujemy jako wolę zaspokojenia fizycznego pragnienia. 


To jest interpretacja żołnierzy rzymskich. A na krzyżu chodzi o akt miłości. W sytuacji, w której człowiek mógłby popaść w rozpacz i odwrócić się od Boga, Chrystus przekracza siebie i pragnie, by Dawca życia dalej był. Ojciec Richard Rohr, terapeuta, mówi, że „cierpienie, które nie uległo transformacji, ulega transmisji”.


Czyli?


Jeżeli nie przepracujemy cierpienia, naszych traum, to możemy ranić innych. Jeśli ktoś doświadczył przemocy, agresji, to będzie to odtwarzał w swojej rodzinie. Chrystus tak transformuje swoje cierpienie, że nikogo nie rani.


A jak Chrystus przepracował rany? 


W trakcie zmartwychwstania. Widzimy Chrystusa, który ma rany. One Mu nie znikają, ale Go już nie bolą. Chrystus tymi ranami świeci. I to jest zaproszenie, żeby się swoich ran nie bać. Bo gdybyśmy nie mieli ran, nie mielibyśmy czym świecić po naszym zmartwychwstaniu!

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.