Nepal, powrót do życia

Jerzy Szygiel

GN 28/2015 |

publikacja 09.07.2015 00:15

Chrześcijańska solidarność pomogła setkom tysięcy ludzi w kraju ciężko dotkniętym trzęsieniem ziemi.

Dzięki pomocy dostarczanej głównie przez Caritas na zniszczonych w kwietniu br. przez trzęsienie ziemi terenach w Katmandu życie powoli  wraca do normy NARENDRA SHRESTHA /EPA/pap Dzięki pomocy dostarczanej głównie przez Caritas na zniszczonych w kwietniu br. przez trzęsienie ziemi terenach w Katmandu życie powoli wraca do normy

W Nepalu niełatwo być katolikiem. Praktykowanie chrześcijaństwa było zakazane do 1991 r. W maju 2009 r. w katolickiej katedrze Wniebowzięcia NMP w stołecznym Katmandu wybuchła bomba podłożona przez nepalskich nacjonalistów, żądających powrotu monarchii i uznania hinduizmu za jedyną dozwoloną religię. Chrześcijan otaczała społeczna niechęć, choć jest ich niewielu: ok. 9 tys. katolików i nieco ponad 100 tys. protestantów w ponadtrzydziestomilionowym kraju.

Po tragicznym trzęsieniu ziemi z 25 kwietnia sporo się w tym względzie zmieniło. O. Silas Bogati z wikariatu apostolskiego w Nepalu podkreśla chrześcijańską determinację w niesieniu pomocy: – Caritas, dzięki szczodrości katolików z całego świata, dostarcza pomoc różnego typu w regionie dotkniętym nieszczęściem. Ludzie dziękują nam. Chrześcijańskie świadectwo wyraża się dzisiaj w dziełach miłosierdzia i we współczuciu osobom, które straciły bliskich, domy i wszystko, co posiadały. Pomoc bliźnim jest naturalnym odruchem chrześcijan, nie zabraknie jej w tej strasznej sytuacji. Blisko 9 tys. zabitych, dziesiątki tysięcy rannych, pół miliona całkowicie zniszczonych domów... Caritas wzięła na siebie najtrudniejsze zadanie – pomoc wiejskim regionom, do których trudno dotrzeć ze względu na zniszczenie górskich dróg. Na dodatek czas naglił: należało zapewnić poszkodowanym dach nad głową jeszcze przed nadejściem pory deszczowej.

Osłem i śmigłowcem

Do tragicznego bilansu trzęsienia ziemi nie wlicza się strat w ludziach, które nastąpiły potem: bezdomne rodziny umierały na zapalenie płuc i inne choroby wywołane przenikliwym, górskim zimnem. Dla Caritas i wszystkich chrześcijańskich wolontariuszy akcja w Nepalu stanowi niezwykłe wyzwanie logistyczne, wymagające nie tylko dobrej organizacji, ale i pomysłowości, umiejętności wykorzystania wszystkiego, co pod ręką, by poradzić sobie z trudnościami terenu. Ciężarówki i samochody terenowe bez problemu docierają do celu w regionach nizinnych, ale te akurat w większości ocalały. W górach taki transport to wyjątek, bo drogi, nawet jeśli ocalały, rozmokły po pierwszych deszczach, a osunięcia stoków po nadejściu monsunów stanowią tu stałą groźbę. Armia Nepalu ma tylko kilkanaście śmigłowców, ich efektywne wykorzystanie szybko stało się problemem, zresztą w obliczu ogromu zniszczeń cała flota powietrzna kraju okazała się niewystarczająca. Nie mogąc liczyć na śmigłowce, chrześcijańskie organizacje pomocowe zdecydowały się korzystać z tradycyjnego tu transportu na osłach.

Czasem takie karawany z pomocą potrzebują kilku dni, by dotrzeć do oddalonych wiosek. Ofiarność katolików (również z Polski) została zamieniona przede wszystkim na deski, nieprzemakalne płachty i blachę falistą, bo priorytetem od pierwszych dni było zapewnienie ludziom materiałów do budowy schronień trwalszych niż namioty, słabo zdające egzamin w warunkach deszczu i silnego wiatru. Na grzbietach osłów pojechały też do potrzebujących lampy, wiadra, garnki, pastylki do uzdatniania wody, komplety higieniczne, środki opatrunkowe, lekarstwa i żywność. Łącząc różne środki transportu, Caritas dotarła z pomocą do 269 tys. ludzi w ciągu dwóch pierwszych miesięcy od tragedii. 54 tys. rodzin z trudno dostępnych regionów znalazło schronienie. Chodzi głównie o społeczności zmarginalizowane w kastowym społeczeństwie, jak Czepangowie i Tamangowie, „niedotykalni” i muzułmanie.

Królewska masakra

Trzęsienie ziemi w Nepalu przyniosło również wstrząs polityczny. Objawiło słabość młodej demokracji, prawdziwy paraliż władzy w obliczu gigantycznego dramatu. Od zakończenia wojny domowej w 2006 r. maoiści, marksiści-leniniści i centroprawicowa Partia Kongresowa zmieniali się u steru rządów, nie potrafiąc uchwalić podstaw, na których miałaby opierać się konstytucja. Kraj nigdy nie został skolonizowany, jest mozaiką społeczności rolników i górali o silnych tożsamościach, mówiących 123 różnymi językami. Każda z nich wysyła reprezentantów do Zgromadzenia Konstytucyjnego, nawet jeśli niektórzy, jak połowa obywateli, nie umieją czytać ani pisać.

W pierwszych tygodniach po trzęsieniu parlamentarzystów naciskano ze wszystkich stron, by w końcu zakończyli swe jałowe dyskusje, główny powód katastrofalnej bezwładności państwa po tragedii. Według nepalskiego pisarza Nayana Pokhrela „trzęsienie pokazało najlepszą i najgorszą stronę Nepalu. Silne i solidarne społeczeństwo obywatelskie, które umiało zorganizować skuteczny, równoległy system wzajemnej pomocy, ale i bezradny rząd, państwo strukturalnie niefunkcjonalne. Od 15 lat nie było lokalnych wyborów, a lokalni urzędnicy są jedynie skorumpowanymi biurokratami. Gdyby nie chrześcijanie, po trzęsieniu umarłyby setki tysięcy ludzi”.

Na początku czerwca wydarzył się cud polityczny – parlament podpisał międzypartyjną ugodę, która pozwoli napisać podstawowy akt prawny państwa. Nepal będzie więc republiką po stuleciach monarchii. Armia, która była po trzęsieniu jedyną instytucją państwową, która jako tako działała, raczej nie zdobędzie władzy. Brak jej poparcia ludowego, bo niemal cała wojskowa hierarchia to arystokraci marzący o przywróceniu monarchii. Wiarygodność rodziny królewskiej została mocno osłabiona po masakrze w 2001 r., kiedy nafaszerowany narkotykami następca tronu, książę Dipendra, zabił swoich rodziców i siedmiu członków rodziny, zanim popełnił samobójstwo. Jedyny brat, który ocalał, nigdy nie zdobył zaufania poddanych i został pozbawiony tronu kilka lat później.

To nie znaczy, że zniknęły wszelkie sentymenty. Po trzęsieniu w dolinie Katmandu niektórzy mieszkańcy, widząc dezorganizację państwa, zaczęli tęsknić za królem, którego uważają za inkarnację boga Wisznu. – Gdybyśmy zachowali króla, ziemia nie zatrzęsłaby się – mówili. Oczywiście ziemia w Nepalu trzęsła się również za czasów monarchii...

Nieustająca pomoc

Pod koniec czerwca wikariusz apostolski w Nepalu bp Paul Simick zorganizował konferencję, która wyznaczyła dalsze kierunki pomocy. Kolejne tysiące najuboższych bezdomnych rodzin znajdzie dach nad głową, jednak otwiera się też inne zadanie, pomoc w odbudowywaniu rozdartej tkanki społecznej i gospodarczej. Caritas uruchomi programy mikrokredytów i kształcenia zawodowego, struktury opieki nad dziećmi, które od czasu tragedii są niedożywione. Kościół dołoży się również do odbudowy szpitali i szkół. Pomoc z zagranicy ciągle dociera, choć zaczęły się problemy z nepalskimi służbami celnymi, które potrafią z niejasnych powodów tygodniami przetrzymywać zgromadzone materiały.

Życie odradza się powoli mimo wszelkich trudności, a ludzie z charakterystycznym dla hinduizmu fatalizmem znoszą najcięższe cierpienia. Po trzęsieniu ziemi w miasteczku Arughat Bazar lokalna stacja radiowa donosiła, że runęły mury szkoły, odsłaniając napis na ścianie klasy: „Przyjemność jest krótką przerwą między dwoma długimi bólami”.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.