Z boku

Marcin Jakimowicz

GN 36/2015 |

publikacja 03.09.2015 00:15

Zamieszkał „kawał w bok od szosy głównej”. Stamtąd widać wszystko wyraźniej. Od lat nasłuchuję, co ma do powiedzenia Jan Krzysztof Kelus, facet, który nie tylko śpiewał: „czerwony Radom pamiętam siny jak zbite paŁką ludzkie plecy”, ale też pakował manatki, by pomagać ludziom zaszczutym przez komunę.

Jan Krzysztof Kelus Tomasz Wierzejski /FOTONOVA/east news Jan Krzysztof Kelus

Skłamałbym, gdybym powiedział, że wychowałem się na jego piosenkach. Gdy ze zdezelowanego magnetofonu dobiegały z pokoju rodziców zniekształcone przez wielokrotne kopiowanie słowa: „Dostaliśmy od historii i oddamy komuś w spadku czas wystąpień i protestów, czas wydarzeń i wypadków”, miałem kilka lat. Potem odkryłem Kelusa. Zachwyciłem się jego piosenkami. Ascetycznością, surowością wykonania, przenikającymi na wskroś tekstami. Twórczością, która nikogo nie kopiowała, nie działała wedle mechanizmu Ctrl + C, Ctrl + V. Kilkukrotnie „połknąłem” wywiad rzekę, jaki z Janem Krzysztofem Kelusem przeprowadził Wojciech Staszewski. Chłonąłem książkę „Był raz dobry świat”, zafascynowany wolnością, jaka biła z tej opowieści. Podobał mi się ten wolny duch. To „szlajanie się” po Polsce, żeglowanie po Mazurach (Kelus zna je jak własną kieszeń), wypady w Tatry. I fascynująca opowieść o „ciotce historii”, która przypałętała się po drodze. Podobało mi się to, że opowiadając o trudnych wyborach, których dokonywał, za wszelką cenę unikał patosu.

Nie wierzyłem, że komunizm padnie

Do marca 1968 r. najlepszy bard wśród socjologów (studiował prawo, ale ostatecznie ukończył socjologię na Uniwersytecie Warszawskim) i odwrotnie, był – jak opowiada – apolityczny aż do bólu. W 1969 r. został aresztowany w ramach głośnej „sprawy taterników” (przenosili przez góry m.in. paryską „Kulturę”). Po latach należał do współpracowników KOR, w ramach którego współorganizował wsparcie prawne i finansowe dla robotników biorących udział w proteście 25 czerwca 1976 r. Wiem, łatwo czyta się słowa Herberta: „To wcale nie wymagało wielkiego charakteru (…)/ mieliśmy odrobinę koniecznej odwagi/ lecz w gruncie rzeczy była to sprawa smaku”, trudniej z realizacją tego przesłania. Kelus nie tylko śpiewał o „czerwonym Radomiu”. Pakował manatki i narażając się „smutnym panom” z bezpieki, jeździł tam z Warszawy. Pukał do zastraszonych rodzin, zaszczutych przez władzę nieufnych mieszkańców, oferując konkretną pomoc.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.