Front narodowej przemiany

Joanna Bątkiewicz-Brożek

GN 50/2015 |

publikacja 10.12.2015 00:15

Front Narodowy niezależnie od wyniku II tury wyborów już wygrał we Francji. Uważana jeszcze niedawno za ksenofobiczną i rasistowską partia Le Penów ma szanse rozpalić ogień nad Sekwaną. Kim są jej twórcy i czemu ich poglądy podbiły teraz serca Francuzów?

Marine Le Pen (po lewej), liderka skrajnie prawicowego Frontu Narodowego, z siostrzenicą Marion Maréchal-Le Pen (po prawej)świętuje zwycięstwo w wyborach Lionel Cironneau /AP Photo/east news Marine Le Pen (po lewej), liderka skrajnie prawicowego Frontu Narodowego, z siostrzenicą Marion Maréchal-Le Pen (po prawej)świętuje zwycięstwo w wyborach

Tydzień po zamachu w Paryżu dziennik „Le Figaro” podał w tonie sensacji: „Front Narodowy idzie po wygraną w wyborach samorządowych. Partia klanu Le Penów pokonała i socjalistów, i republikanów Nicolasa Sarkozy’ego. Prawie 40 proc. poparcia w sześciu z 13 regionów w wyborach to największy od 40 lat sukces FN. I trampolina do fotela prezydenckiego dla głównej damy Frontu, Marine Le Pen”. Po raz pierwszy od czasów powstania tego ugrupowania, a więc od 1972 r., prasa oderwała przymiotnik „ksenofobiczny” od partii Le Penów. „Demonizacja Frontu Narodowego już nie działa” – napisał „Le Monde”. Nie działają też okrzyki Manuela Vallsa, który zwycięstwo FN określa „dramatem narodowym”. „Front Narodowy okłamuje Francuzów. Wzywam do walki o przyszłość ojczyzny i uchronienie jej przed »rosyjską ruletką«”. Co takiego stało się nad Sekwaną? Czy Francuzi, oddając głosy na prawicę, wyrażają sprzeciw wobec rządzących socjalistów, czy to symptom przemiany?

Stos i ołtarze

Nad Frontem Narodowym od zawsze wisiały czarne chmury. Głównie za nieposkromiony język ojca tej partii. Jean-Marie Le Pen, prawnik, oficer służb specjalnych na wojnie w Algierii, już w jednym z pierwszych wystąpień telewizyjnych postawił Francję na baczność stwierdzeniem, że „komory gazowe w Auschwitz to niewiele znaczący epizod w historii”. W 1987 r., kiedy głośno zrobiło się o chorobie AIDS, w programie „Godzina prawdy” na Antenne 2 określił zakażonych wirusem HIV „trędowatymi”, którzy „zakażają nasze powietrze”. W debacie na uniwersytecie letnim organizowanym cyklicznie przez Front Narodowy mówił: „Wierzę w różnice ras... Nie wszyscy są równi i nie wszyscy mają te same zdolności”. Za tę wypowiedź został skazany przez trybunał w Nanterre w 1998 r. na grzywnę w wysokości 1500 euro. Mimo to zapytany po latach o te kwestie na antenie France Info powtórzył: „Chwileczkę, przecież to nie ja, ale naukowcy stwierdzili, że czarni biegają szybciej niż biali, a zdecydowanie wolniej pływają niż my. Jest więc różnica ras czy nie? Cóż skandalicznego w moim stwierdzeniu?”.

Le Pen nigdy nie ulegał poprawności politycznej. Zasłynął też wyskokiem z 1997 roku. Miał zmierzyć się w debacie z Annette Peulvast-Bergeal z partii socjalistów. W jej otoczeniu byli zwolennicy już wtedy planowanych ustaw legalizujących związki homoseksualistów. „Ty wynaturzony pedale!” – krzyknął jednemu z nich w twarz. Za to też trafił pod sąd. Jean-Marie Le Pen siedem razy startował do fotelu prezydenta. Najlepszy rezultat osiągnął w 2002 r. z 16 proc. poparcia. Nigdy nie uzyskał tak dobrego wyniku jak później jego córka (18 proc.). To ona miała zmienić image Frontu Narodowego. Francuska prasa pisała nawet w tym kontekście o „oddemonizowaniu” FN. Pytany o ten fenomen, sam Le Pen powiedział z rozbrajającą szczerością: „To kobieta, to jej atut. Jest młodsza i utalentowana! Odpowiada profilowi naszej cywilizacji”. Marine Le Pen znalazła się dwukrotnie, w 2011 i 2015 roku, na liście „The Timesa” stu najbardziej wpływowych osób świata. Urodziła się w 1968 roku. Symboliczny rocznik rewolucji obyczajowej w Europie. Jest adwokatem. Choć chłonęła atmosferę domu, nie planowała iść w ślady ojca.

W swoich wspomnieniach pt. „À contre flots” krytycznym okiem patrzy na tatę. Jego ostre wypowiedzi o Żydach i homoseksualistach nie pasują jej do katolickiego klimatu, w jakim wzrastała. Do domu, gdzie odmawiało się Różaniec, a Msza św. była stałym punktem tygodnia. Sam Le Pen w kwestii polityki liczył bardziej na starsze córki. Tymczasem jedna z nich zasiliła szeregi przeciwników, a druga przez głośne związki w trakcie małżeństwa przysparzała ojcu złośliwych komentarzy. (Związała się m.in. z jednym z korespondentów „La Croix” w Bejrucie. Z tego związku urodziła się Marion Maréchal-le Pen, która staje dziś z ciotką Marine na podium partyjnych wieców). Marine Le Pen na początku, w swojej kancelarii, wyciągała z tarapatów partyjnych kolegów taty. Za rozboje, za agresję wobec imigrantów. Kiedy jednak na dobre wchłonęła ją polityka, a ojciec przekazał jej w 2011 roku berło FN, lewicowy tygodnik „Le Point” napisał: „Jest gorzej niż przedtem”. Francuzi bowiem nie byli gotowi na jej szokujący w tamtych realiach dyskurs. Marine Le Pen od razu wzięła się za uśpione nad Sekwaną tematy: aborcję i eutanazję.

Oba procedery ujęła w ramy Holocaustu. A kiedy na zjeździe walnym partii w Lyonie przyrównała zjawisko modlących się na ulicach francuskich miast muzułmanów do nazistowskiej okupacji z czasów II wojny światowej, Zgromadzenie Narodowe zagłosowało nad uchyleniem jej immunitetu i postawieniem przed sąd. Sprawa przeciągnęła się do 2015 r. Le Pen się wybroniła. „To określenie nie jest efekciarskim hasłem wyborczym, ale rezulatatem mojej refleksji nad sytuacją Francji i przekonaniem” – mówiła. Szefowa FN sprzeciwiła się też ostro ustawie redefiniującej małżeństwa. Faktem jest, że poza wątkiem Holocaustu Le Penowie po prostu łamali w wielu miejscach polityczną poprawność Europy. Trudno w kontekście polityki odwagi zrozumieć jednak ich promoskiewskie inklinacje.

Na jednym ze spotkań z Władimirem Putinem Marine Le Pen ośmieliła się stwierdzić, że „razem będą przywracać chrześcijańskie oblicze Europy”. Cokolwiek to groteskowe stwierdzenie znaczy, we Francji bardziej przerażało sformułowanie „chrześcijańskie oblicze” niż „razem z Putinem”. Rosyjski przywódca ma tam raczej dobre notowania. Argument Vallsa, przestrzegający przed FN i jego rosyjską ruletką, jest w tym kontekście słaby. Tym bardziej że to do Putina właśnie o pomoc zwrócił się prezydent Hollande po zamachu. Słabą stroną FN dla Francuzów był zawsze też pomijany nad Wisłą szczegół: Le Penowie pochodzą z północy Francji i identyfikują się z tym regionem. A to ma nad Sekwaną spore znaczenie. Bo północ, Nord-Pas-de-Calais, skąd startuje Le Pen, to dla Francuzów kraniec zacofanego świata górników, mityczna kraina „mrozów i katolickiego zacofania”. Północ to też Wandea, wyrwa na sumieniu Francuzów (do dziś nie chcą uznać ludobójstwa, jakiego dopuścili się tam po rewolucji francuskiej głównie na księżach i katolikach). To z północy pochodzi wreszcie Joanna d’Arc. A to bohaterka sztandarowa Frontu Narodowego (w każdą rocznicę jej śmierci cała rodzina Le Penów składa wieńce pod jej pomnikiem w Reims). Święta jest postacią mityczną dla wielu Francuzów, słusznie w ich przekonaniu spaloną na stosie.

Niepokonani

Był rok 1976. Rodzina Le Penów spokojnie spała w jednej z paryskich kamienic. Dziewczynki Marie Caroline, Marine i Yann wyskoczyły w piżamach, kiedy rozległ się potężny huk. Imigranci podłożyli bombę. Ofiarami padły rodziny z małymi dziećmi. Celem miał być Jean-Marie Le Pen. Za nienawiść do obcokrajowców. „Coś się wtedy we mnie przestawiło – pisze Marine Le Pen. – Miałam osiem lat, wyrwali mnie ze spokojnego snu dzieciństwa”.

Jean-Marie Le Pen był wściekły. Wydarzenie to tylko dodało mu animuszu. Wtedy rozbujał kampanię, w której żądano deportacji imigrantów. Chciał wywozić z Francji samolotami nawet Żydów. Okrzyknięto go rasistą. I dopiero kiedy w 2011 roku Marine Le Pen przyjęła do szeregów partii Michele’a Thoorisa, Żyda, klimat wokół FN zaczął się ocieplać. Podobnie jak wśród środowisk homoseksualistów. Mimo braku akceptacji dla ich małżeństw Le Pen zatrudniła w najbliższym otoczeniu gejów. To także zmieniło sytuację. Punkty dla Frontu zaczęły również rosnąć, kiedy socjalistyczny rząd zadeklarował przyjmowanie imigrantów z Syrii. Choć Francja była zawsze otwarta na przybyszów z Bliskiego Wschodu, coś się przełamało. I wreszcie doszło do zamachu 13 listopada 2015 roku. Mimo że zamachy to niemal chleb powszedni nad Sekwaną (prawie 30 razy próbowano zabić generała De Gaulle’a), krew lejąca się na paryskim bruku wywołała szok i przysporzyła wyborców Frontowi Narodowemu. Dziś, kiedy Marion Maréchal-le Pen, wnuczka Jean-Marie Le Pena, wychodzi na podium i wzywa rodaków do opamiętania w kwestii islamu, nikt już nie protestuje.

Dzień przed wyborami dziennik „La Croix” napisał już tylko o FN: „Są niepokonani”. Z pewnością są uparci. Kiedy Marion Maréchal-Le Pen staje na podium z ciotką, Marine Le Pen, i razem podnoszą ręce w geście zwycięstwa, do złudzenia przypominają Mariannę na barykadach rewolucji z płótna Delacroix. Marion Maréchale przy tym przyciąga wzrok. Smukła blondynka z niebieskimi oczami ma zaledwie 26 lat. Jest bezkompromisowa i nie żongluje okrągłymi politycznymi frazesami. Mówi to, co uchodzi za niepoprawne politycznie, ale nie rzuca oszczerstw i przekleństw jak jej dziadek. Potrafi powiedzieć spokojnie, ale stanowczo: „Muzułmanie nie mogą mieć takich samych praw jak katolicy we Francji. Tymczasem jest odwrotnie. Muzułmanie, jeśli chcą tu mieszkać i praktykować, muszą sobie uświadomić, że to ziemia o korzeniach chrześcijańskich”. I kiedy przeciwnicy krzyczą, że dyskryminuje islam, bez wahania mówi: „Do czego doszliśmy, żeby Francuzki zakładały czadory?!”. I zadaje niewygodne dla obecnej władzy pytania: „Jak to możliwe, że 20 tys. osób we Francji posiada tzw. kartę »S«, oznaczającą, że są zagrożeniem dla bezpieczeństwa kraju, a mimo to poruszają się na wolności?!”.

Wylicza głośno: „10 500 osób jest bezpośrednio związanych z ruchami islamistów. Pozostali należą do organizacji terrorystycznych jak PTK (Partia Robotników Kurdystanu), czy do zbrojnej gałęzi Hezbollahu”. Front Narodowy konsekwentnie uderza w ton antyimigracyjny. Na plakatach wyborczych pojawiały się kobiety w burkach i morze imigrantów z napisem: „Stop. Francjo, wstań!”. To ton, którego po 13 listopada chce słuchać Francja. Przemówienia Marine Le Pen po zamachu odsłuchało 5,7 mln internautów. „Le Monde” napisał: „Wyborcy nie głosują za programem Frontu Narodowego. Siłą tej partii jest teraz tożsamość Francji, nasze bezpieczeństwo”. A wciąż jeszcze świeża krew na ulicach wzmacnia poparcie dla rażącej dotąd wielu Lepenowskiej retoryki. Wygląda na to, że tym razem chodzi nie o prztyczek dla władz, ale o silne poparcie.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.