NATO w rosyjskim kurorcie

Maciej Legutko


GN 51/2015 |

publikacja 17.12.2015 00:15

Już w lipcu 2016 r., podczas szczytu w Warszawie, 29. członkiem Paktu Północnoatlantyckiego może zostać Czarnogóra. Dotychczas była ona silniej związana z Rosją niż z Zachodem.


Wicepremier Czarnogóry Igor Lukšić (z lewej) został serdecznie powitany przez sekretarza generalnego NATO Jensa Stoltenberga na spotkaniu ministrów spraw zagranicznych krajów NATO, które odbyło się 
2 grudnia w Brukseli OLIVIER HOSLET /epa/pap Wicepremier Czarnogóry Igor Lukšić (z lewej) został serdecznie powitany przez sekretarza generalnego NATO Jensa Stoltenberga na spotkaniu ministrów spraw zagranicznych krajów NATO, które odbyło się 
2 grudnia w Brukseli

Czarnogórę oficjalnie zaproszono do akcesji 2 grudnia, podczas spotkania ministrów spraw zagranicznych krajów NATO. Sekretarz generalny Jens Stoltenberg zasugerował chęć przyjęcia nowego kraju najszybciej, jak to możliwe, a więc zapewne w lipcu 2016 r. na spotkaniu w Warszawie. To odważna, ale i kontrowersyjna decyzja. Do Paktu Północnoatlantyckiego przyjmowano już kraje zza żelaznej kurtyny oraz byłe republiki Związku Radzieckiego. Tym razem dołączy jednak państwo, które jeszcze 16 lat temu było przez NATO atakowane. W 1999 r. Czarnogóra była częścią Federalnej Republiki Jugosławii, która w odwecie za przeprowadzane w Kosowie czystki etniczne stała się celem nalotów sił powietrznych Sojuszu. Mała bałkańska republika wciąż znajduje się też pod bardzo silnym gospodarczym i kulturalnym wpływem Rosji. Minister Siergiej Ławrow oceniał grudniową decyzję jako „błąd albo wręcz prowokację”. Akcesja do Paktu Północnoatlantyckiego nie może też przysłonić faktu, że Czarnogórze bardzo daleko do zachodnich standardów politycznych. Kraj niezmiennie uchodzi za bałkańskie serce przemytu i przestępczości zorganizowanej. Czy zatem przyjęcie kolejnego członka nie przyniesie NATO więcej kłopotów niż korzyści?


Folwark Djukanovicia


Istniejąca w obecnym kształcie Czarnogóra ma za sobą dopiero 9 lat historii. 21 maja 2006 r. odbyło się referendum niepodległościowe. 55,5 proc. mieszkańców opowiedziało się za samostanowieniem, przekraczając wymagany próg, podwyższony na prośbę Unii Europejskiej do 55 proc. Uczyniono to w obawie przed uniknięciem zamieszek w przypadku wyniku oscylującego wokół połowy głosujących. Nowy kraj nawet jak na standardy rozdrobnionych Bałkanów charakteryzuje się małymi rozmiarami (powierzchnia 13,812 km kw. to dla porównania mniej niż województwo lubuskie, a populacja 621 tys. mieszkańców to mniej, niż liczy Wrocław), pozbawiony jest też surowców naturalnych oraz bogactw innych niż piękne góry i plaże nad Adriatykiem.
„Czarnogóra wkracza do ekskluzywnego grona państw wyznaczających najwyższe standardy współczesnej cywilizacji” – w ten dość patetyczny sposób zareagował na wieść o zaproszeniu do NATO premier Milo Djukanović.

Poważne wątpliwości budzi fakt, czy sam szef rządu spełnia rzeczone standardy. Ten były członek Związku Komunistów Jugosławii i bliski współpracownik Slobodana Miloševicia pierwszy raz zasiadł na fotelu premiera Czarnogóry, wtedy jeszcze części składowej federacji, już w 1991 r., w wieku 29 lat. Na najwyższych stanowiskach (na przemian szef rządu i prezydent) trwał aż do rozpadu Serbii i Czarnogóry. Przez niecałą dekadę niepodległości większość czasu stał na czele rady ministrów: od 2008 do 2010 i ponownie od 2012 roku. Djukanoviciowi nie można odmówić dyplomatycznych talentów. Kierowany przez niego kraj utrzymuje dobre stosunki z każdym sąsiadem. To prawdziwy ewenement na Bałkanach. 
Dla zachodnich przywódców stabilność czarnogórskiej sceny politycznej jest atutem, lecz coraz więcej obywateli ma już serdecznie dość niezniszczalnego premiera. Ich zdaniem rządzi on krajem niczym prywatnym folwarkiem, toleruje wszechwładną korupcję i przemytnicze gangi. Przez 6 lat prokuratura w Neapolu toczyła nawet śledztwo pod kątem jego powiązań z mafią, ale ostatecznie z braku dowodów sprawę umorzono w 2009 roku. 


Nadadriatycka republika charakteryzuje się ogromnymi kontrastami. W nadmorskich kurortach żyje się bardzo dostatnio, ale na prowincji panuje bieda. Bezrobocie wynosi aż 19,7 procent. W październiku 2015 r. tysiące Czarnogórców wyszło na ulice stołecznego miasta Podgorica, aby protestować przeciwko prawie ćwierćwieczu rządów Djukanovicia. Barwnie ujął to cytowany przez agencję AFP demonstrant o imieniu Raso: „Ponad 25 lat u władzy to za dużo, nawet gdyby to był Mahatma Gandhi, a nie ten złodziej Djukanović”. Szef rządu nie tylko ignoruje postulaty protestujących, ale też sprytnie używa ich przeciwko Zachodowi. Twierdzi, że opozycja zwalcza go za dążenie do akcesji do NATO i wspólnot europejskich. Prawdą jest, że wśród Serbów, którzy stanowią aż 28,7 proc. ludności kraju, dominują nastroje prorosyjskie i antynatowskie. Ale Nebojsa Medojević, lider największej opozycyjnej formacji Front Demokratyczny, zapewnia, że demonstracje wymierzone są przede wszystkim w „korupcję, przestępczość i dyktaturę”.


Moskwa nad morzem


Fasadowa demokracja i obawy o praworządność obecnych władz to niejedyne znaki zapytania dotyczące wstąpienia Czarnogóry do NATO. Bałkany są obecnie areną dyskretnej, ale bardzo zaciętej konfrontacji Zachodu i Rosji. Chorwacja jest członkiem UE i NATO, do tej drugiej organizacji należy też Albania. Serbia to z kolei jeden z najbliższych partnerów Moskwy w Europie; bliskie więzi zostały niedawno przypieczętowane ogromnym kontraktem na modernizację serbskiej armii za pomocą rosyjskiego sprzętu. Do niedawna wydawało się, że Czarnogóra także ciąży bardziej ku Wschodowi. Rosyjskie wpływy w małym nadadriatyckim kraju są tak silne, że bywa on zwany „Moskwą nad morzem”. Według informacji niemieckiego dziennika „Der Spiegel” jedna trzecia czarnogórskich przedsiębiorstw znajduje się w rękach kremlowskich oligarchów. Tutejsze wybrzeże to ulubione miejsce wczasów rosyjskich turystów. Czują się jak u siebie ze względu na wspólnotę językową i religijną.

Małe lotnisko Tivat nad Morzem Adriatyckim ma regularne całoroczne połączenie lotnicze z Moskwą, obsługiwane przez Aeroflot. Według danych portalu Balkaninsight Rosjanie stanowią prawie jedną czwartą wszystkich odwiedzających kraj. 
Silna zależność czarnogórskiej gospodarki od Rosji budzi obawy, że Kreml spróbuje zdestabilizować bałkańską republikę i wywrzeć na nią presję jeszcze przed szczytem NATO w lipcu 2016 roku. Tym bardziej że opozycja w Czarnogórze mocno naciska na przeniesienie daty wyborów parlamentarnych z października 2016 na pierwszą połowę roku. Poseł rosyjskiej Dumy Siergiej Żeleźniak już zapowiedział: „Jeśli pojawi się tam infrastruktura NATO, będziemy musieli odpowiedzieć, ograniczając nasze kontakty zarówno w gospodarce, jak i w innych obszarach”. Wiktor Ozierow, przewodniczący komisji obrony w Radzie Federacji Rosji, używa jeszcze ostrzejszego sformułowania: „wspólne projekty zostaną zerwane”. Przypadek Ukrainy, gdzie Wiktor Janukowycz niemal z dnia na dzień wycofał się z podpisania umowy stowarzyszeniowej z Unią Europejską, uczy ostrożności w przewidywaniu zachowania krajów, na które Moskwa jest w stanie wywierać silny wpływ. 


Bałkańska 
reaktywacja NATO


Włączenie Czarnogóry w szeregi NATO rodzi jednak nie tylko zagrożenia, ale też spore szanse i nadzieje. Choć jest to była część Jugosławii, wciąż silnie związana z Serbią oraz Rosją, ma już całkiem spore doświadczenie współpracy z Paktem Północnoatlantyckim. W lutym 2010 r. Czarnogórcy wysłali 45 żołnierzy na misję w Afganistanie. To niewielka liczba, ale cała armia republiki liczy zaledwie 2 tys. osób. Kontyngent służył do końca 2014 r., jednakże obecnie bałkański kraj wciąż wspiera afgańską armię szkoleniowo, finansowo oraz wysyła uzbrojenie. 


Akcesja Czarnogóry to dla NATO nie tylko włączenie w swoje szeregi żołnierzy doświadczonych w trudnej misji zagranicznej, ale przede wszystkim korzyści wizerunkowe i strategiczne. Pakt Północnoatlantycki i stojący aktualnie na jego czele Jens Stoltenberg chcą udowodnić, że Sojusz wciąż jest pożądanym i atrakcyjnym partnerem dla innych krajów. Mimo coraz brutalniejszych nacisków na wschodnią Europę w wykonaniu Rosji NATO kontynuuje swoją „politykę otwartych drzwi” dla wszystkich chętnych państw. Niezależnie od tego, jak blisko były one niegdyś sprzymierzone z Moskwą i jak mocno Kreml będzie protestować przeciwko rozszerzeniu. 
Włączenie Czarnogóry do Paktu niesie znaczne korzyści strategiczne. Zostanie domknięta obecność NATO na całym wybrzeżu Morza Adriatyckiego. Moskwa dostrzegała konieczność powstrzymania tego procesu. Intensywnie, ale i bezskutecznie zabiegała o zgodę władz w Podgoricy na zlokalizowanie nad ich brzegiem Adriatyku bazy rosyjskiej marynarki. Dzięki agresywnej polityce ostatnich miesięcy Władimir Putin trzyma w szachu Ukrainę i energicznie wkroczył na arenę wojny w Syrii. Ale na Bałkanach konsekwentnie kurczy się strefa rosyjskich wpływów.

W 2009 r. do NATO wstąpiły Albania i Chorwacja, w lipcu 2016 r.
najprawdopodobniej dołączy Czarnogóra. Zaawansowane rozmowy prowadzone są z Macedonią. Mimo głośnych w Moskwie wyrazów oburzenia wszystko wskazuje na to, że Rosja będzie musiała pogodzić się z przystąpieniem kolejnej bałkańskiej republiki do Paktu Północnoatlantyckiego. Ale przed Czarnogórą jeszcze wiele pracy nad dorównaniem zachodnim standardom politycznym. Z kolei dowódcy NATO muszą liczyć się z faktem, że polityka „otwartych drzwi” będzie stawiać przed nimi coraz trudniejsze wyzwania. Pierwsze po 7 latach rozszerzenie Sojuszu kolejny raz rozbudziło nadzieję w Gruzji i na Ukrainie. Prawdziwe kontrowersje na linii Rosja–NATO mogą więc dopiero nadejść.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.