Ukraińska fala

Andrzej Grajewski


publikacja 20.01.2016 05:00

Dyskutujemy o uchodźcach z Syrii, których nie ma, omal nie zauważając, że w tym roku znalazło się w Polsce blisko milion Ukraińców. Ciężko u nas pracują, studiują, czasem proszą o status uchodźcy, którego nie dostają. Czy to dla nas pozytywne doświadczenie? Szansa czy problem? 


Studenci z Ukrainy najczęściej wybierają ośrodki akademickie we wschodniej Polsce, ale niemała grupa studiuje też na Uniwersytecie Wrocławskim roman koszowski /foto goosc Studenci z Ukrainy najczęściej wybierają ośrodki akademickie we wschodniej Polsce, ale niemała grupa studiuje też na Uniwersytecie Wrocławskim

Od kijowskiego Majdanu, którego dramatyczny finał miał miejsce w lutym 2014 r., rośnie liczba Ukraińców starających się u nas o pracę albo studiujących. Polskie placówki konsularne i dyplomatyczne wydały do października br. ponad 765 tys. wiz obywatelom Ukrainy (...). Rośnie więc liczba Ukraińców przez dłuższy czas przebywających w naszym kraju, na różne sposoby próbujących sobie znaleźć miejsce w naszym społeczeństwie. 


Recepta na niż 


Specyficzną i być może najciekawszą grupę w tej społeczności stanowią młodzi ludzie, którzy wybrali Polskę jako miejsce studiów. W tym roku spośród blisko 42 tys. cudzoziemców studiujących w Polsce ponad 23 tys. to Ukraińcy. Oznacza to wzrost o ponad 8 tys. osób w stosunku do roku poprzedniego. Jeśli dodamy, że 10 lat temu nie było ich nawet 2 tys., widać, jak wielkie zmiany nastąpiły w tym obszarze. W opinii Jarosława Gowina, ministra nauki i szkolnictwa wyższego, nadal nie wykorzystujemy wszystkich szans związanych z ukraińskim boo-
mem na polskie uczelnie.

– Powinniśmy się bardziej otworzyć na studentów z Ukrainy – mówi wicepremier Gowin w rozmowie z „Gościem”. – Mamy potencjał, aby mogło ich u nas studiować nawet 100 tys. Ich obecność pozwala nam zapełnić lukę na uczelniach, powstałą w wyniku niżu demograficznego. Ważne jest także to, aby młoda elita ukraińska poznała nasz kraj, miała tutaj przyjaciół i znajomych oraz kształciła się w duchu dobrych relacji z Polską – dodaje. Jego zdaniem warto zapraszać do studiowania w Polsce przede wszystkim matematyków oraz przedstawicieli nauk ścisłych i przyrodniczych, gdyż są na ogół nieźle przygotowani i dobrze sobie radzą na studiach. 
Zdaniem dr. Pawła Kowala z Instytutu Studiów Politycznych PAN, obserwującego proces migracji ukraińskiej do Polski, studenci z Ukrainy najczęściej wybierają ośrodki akademickie we wschodniej Polsce, a więc Przemyśl, Rzeszów, Lublin, choć niemała grupa studiuje także w Krakowie, Warszawie czy Wrocławiu.

W 2014 r. 4 tys. z nich otrzymało różnego rodzaju dofinansowania (zwolnienia z opłat i stypendia), ale dotyczy to studentów uczelni państwowych. Ukraińcy jednak najczęściej studiują na uczelniach prywatnych, gdzie nie mają stypendiów i płacą czesne. W przypadku mniejszych uczelni, np. w Suchej Beskidzkiej, Rzeszowie, Przemyślu czy Chełmie, stanowią grupę, bez której trudno byłoby tym uczelniom funkcjonować. Od ukraińskich studentów słyszałem, że wybierając prowincjonalne uczelnie, wiedzą, że poziom nauczania nie zawsze jest tam odpowiedni. Ale studia są tańsze, a dyplomy uznawane w całej Unii. Jeśli do tego dodamy, że trzeba zapłacić także za akademik oraz utrzymanie, okazuje się, że ukraińscy studenci pozostawiają u nas całkiem spore pieniądze. 
Zainteresowanie studiami w Polsce jest tak wielkie, że na Ukrainie powstało wiele biur i agencji specjalizujących się w doradzaniu i wyborze dogodnego miejsca studiów. Za wysoką opłatą pomagają wypełniać kwestionariusze oraz załatwiać formalności wizowe. O ukraińskich studentów intensywnie zabiegają także polskie uczelnie, tworząc dla nich w internecie strony informacyjne, organizując promocję w dużych miastach ukraińskich albo fundując dla niektórych stypendia. 


U nas im dobrze, ale… 


Rozmawiałem Ukraińcami studiującymi na Uniwersytecie Wrocławskim. Wszyscy dość sprawnie posługiwali się językiem polskim, co wynika z tego, że ubiegali się o stypendia umożliwiające im bezpłatne studiowanie w Polsce. Jednym z wymogów, aby takie stypendium otrzymać, jest dobra znajomość języka polskiego. Kilka osób otrzymało stypendia w ramach projektu „Teraz Wrocław”. Zdecydowali się na studia u nas, gdyż wiedzieli, że Polska chętnie ich przyjmie, nie ma tu większej bariery językowej oraz istnieje możliwość znalezienia pracy dorywczej, umożliwiającej utrzymanie. Podkreślali, że dla nich ważna jest także jakość zdobywanej wiedzy. U nas nie załatwia się zaliczenia za łapówkę, niedozwolone jest ściąganie, a nauczyciele akademiccy traktują ich życzliwie. W akademikach tworzą zwartą grupę. W naszych rozmowach pojawił się nawet termin „ukraińskie piętro”, gdyż faktycznie w jednym z wrocławskich akademików całe piętro zajmowane jest przez studentów z Ukrainy. Z polskimi rówieśnikami dogadują się na ogół dobrze, chociaż czasami zdarzają się zabawne nieporozumienia. Na przykład słowo „zakaz”, często spotykane w miejscach publicznych, w języku rosyjskim oznacza „zamówienie”.

– O co tu chodzi, myślałam, gdy czytałem komunikat o „zakazie palenia”, wspominała swoje początki we Wrocławiu Maria z Kijowa, studiująca dziennikarstwo. Z polskimi kolegami spotykają się też poza uczelnią i razem spędzają wolny czas. Nie zawsze jednak tak jest, zwłaszcza w mniejszych ośrodkach. Bywa, że studenci ukraińscy raczej trzymają się w swoich środowiskach i poza zajęciami na uczelni nie mają zbyt wiele kontaktów z Polakami. Do-
ktor Kowal mówi nawet o procesie pewnego świadomego zamykania się tej społeczności we własnym kręgu, co nie sprzyja integracji, a czasem rodzi frustrację i niechęć do goszczącego ich kraju. Dlatego warto pomyśleć – mówi Kowal – o programach adaptacyjnych, które wciągną studentów z Ukrainy w życie miejscowych społeczności. 
Co ich u nas zaskoczyło negatywnie, pytałem. Jarosław z Równego, który studiuje chemię, zwraca uwagę, że wielu jego polskich znajomych zwiedziło prawie całą Europę, ale żaden z nich nigdy nie był na Ukrainie.

– Generalnie temat ukraiński zszedł dzisiaj na drugi plan – potwierdza Bohdan z Winnicy, studiujący ekonomię. Nawet wydarzenia na wschodniej Ukrainie nie przebijają się już w polskich mediach. W dyskusjach dominują uchodźcy, a wiedza Polaków o Ukrainie jest niewielka. Dlatego dominują o nas stereotypy, zwłaszcza wśród ludzi starszych, mówili młodzi Ukraińcy. Ten motyw w rozmowach powracał. Jeśli najczęściej nie mają problemów w relacjach z rówieśnikami, w kontaktach z ludźmi starszymi, m.in. w pracy, zdarzało się, że okazywano im niechęć lub traktowano w sposób paternalistyczny. 
Jedna rzecz irytowała ich jednak szczególnie. Chodzi o sytuacje, kiedy ich polscy rówieśnicy, pół żartem, przekonywali ich, że Lwów, Tarnopol, a nawet Kijów to polskie miasta. – Zawsze w takich sytuacjach odpowiadam, że tak Lwów jest polski jak Wrocław niemiecki – mówi zadziornie Krystyna z Borysławia pod Lwowem. – Niestety, Polacy w ogóle nie mają pojęcia o tym, że te ziemie miały także ukraińską przeszłość, a ich historia nie skończyła się, kiedy Polacy musieli je opuścić – dodaje. – Nie traktuję takich głosów jako przejawów polskiego rewizjonizmu – wtrąca Igor z Lwowa – ale miło mi nie jest, kiedy słyszę, że moje miasto to „polskie” miasto.


Przede wszystkim 
praca


Najwięcej Ukraińców przyjeżdża do nas w poszukiwaniu pracy. To skutek tego, że po Majdanie gospodarka ukraińska znajduje się w stanie zapaści. W 2014 r. hrywna straciła 70 proc. na wartości, a inflacja przekroczyła 50 proc. (...). Przyjazdy ułatwiają przyjęte w 2011 r. regulacje, na mocy których obywatele Ukrainy, czasowo pracujący w Polsce, sa zwolnieni z obowiązku uzyskiwania pozwolenia na pracę. Wystarczy, jeśli polski pracodawca wyda oświadczenie o zamiarze zatrudnienia Ukraińca i zarejestruje je w powiatowym urzędzie pracy. O przyjęcie takich regulacji zabiegali m.in. politycy PSL, którzy w ten sposób chcieli pozyskać tanią siłę roboczą do prac sezonowych: zbierania jabłek, truskawek oraz innych prac rolnych. 


Przyjeżdżający często pozostawieni są samym sobie, zwłaszcza na prowincji. Organizują się we własnych środowiskach, a pomocy udzielają im parafie greckokatolickie oraz prawosławne. Poza posługą duszpasterską są miejscem spotkań, wymiany doświadczeń i kontaktów oraz organizatorem doraźnej pomocy w nagłych wypadkach. Nie wszyscy od razu otrzymują legalną pracę. W roku ubiegłym pracodawcy wydali ponad 320 tys. oświadczeń o zamiarze zatrudnienia cudzoziemców. W tym samym czasie na wizach turystycznych przebywało w Polsce blisko pół miliona Ukraińców. Można przyjąć, że zdecydowana większość z nich przyjechała do nas, aby pracować, a nie podziwiać zabytki Warszawy, Krakowa, czy Wrocławia. Pracowali więc „na czarno”. Dotyczy to również Ukrainek znajdujących zatrudnienie jako sprzątaczki, opiekunki osób starszych czy dzieci. 
Opinia o pracownikach z Ukrainy najczęściej jest dobra. Pan Jan jest właścicielem dużego gospodarstwa sadowniczego w okolicach Grójca. Zatrudnia tam kilkudziesięciu Ukraińców i jest z nich bardzo zadowolony. Płaci im tyle, że jest to dla nich korzystne. Przyznaje jednak, że Polacy za takie stawki nie chcieliby pracować.

–  Dzisiaj – mówi – nie wyobrażam sobie prac sezonowych bez pracowników ze Wschodu. Podobne opinie słyszałem wśród osób zatrudniających Ukraińców do prac domowych. Podkreślano zwłaszcza ich uczynność oraz troskliwość przy zajmowaniu się dziećmi albo osobami starszymi. Obecność pomocy domowej z Ukrainy w domach wielu zamożniejszych rodzin w Warszawie jest czymś zwyczajnym. Część z nich nawiązuje z nimi dobre relacje, stara się pomóc w załatwieniu niezbędnych formalności w urzę-
dach pracy, aby nie musieli pracować „na czarno”. Większości jednak nieformalny status odpowiada, gdyż mniej im płacą. Ostatnio na rynku pracy pojawia się 
coraz więcej osób dobrze wykształconych, elektroników, informatyków. Zatrudniani są nawet w międzynarodowych korporacjach. 


Szansa
i wyzwanie


Wielka rzesza Ukraińców pracujących i studiujących w Polsce jest szansą i wyzwaniem. Szansą wzajemnego poznania się i zbudowania dobrych relacji sąsiedzkich w skali, jakiej w naszej historii nie było od czasów I Rzeczypospolitej. Społeczność ukraińska mieszkająca i żyjąca u nas to ważny argument w debacie na temat migracji, kiedy jesteśmy oskarżani o egoizm, ksenofobię i zamykanie się przed innymi. Doświadczenie ukraińskie pokazuje, że nie jest to prawda. Wyzwaniem zaś jest budowanie postaw otwartych wobec naszych gości z Ukrainy. Jeśli w Europie przekonują nas, że mamy otwierać się na innych, otwórzmy się na Ukraińców. Łączy nas z nimi nie tylko dobra i zła historia, ale i bliskość językowa oraz wiara, nawet jeśli różni obrządek czy wyznanie. To być może najważniejsza szansa i wyzwanie, przed jakim stoimy u progu XXI wieku.