W eter po ojcowsku?

GN 05/2016 |

publikacja 28.01.2016 00:15

O zadaniach i kształcie radia publicznego z Rafałem Porzezińskim, nowym dyrektorem radiowej Jedynki rozmawia Agata Puścikowska


Rafał Porzeziński
 – dziennikarz radiowy, pracował m.in. w radiowej Trójce, Radiu Zet czy katolickim Radiu Józef. Twórca programów telewizyjnych w mediach komercyjnych i publicznych, współtwórca Stowarzyszenia „Twoja Sprawa”, współtwórca i wydawca „12 kroków do wolności nie tylko dla chrześcijan”. Założyciel wydawnictwa Raj Media. Obecnie dyrektor Pierwszego Programu Polskiego Radia. jakub szymczuk /foto gość Rafał Porzeziński
 – dziennikarz radiowy, pracował m.in. w radiowej Trójce, Radiu Zet czy katolickim Radiu Józef. Twórca programów telewizyjnych w mediach komercyjnych i publicznych, współtwórca Stowarzyszenia „Twoja Sprawa”, współtwórca i wydawca „12 kroków do wolności nie tylko dla chrześcijan”. Założyciel wydawnictwa Raj Media. Obecnie dyrektor Pierwszego Programu Polskiego Radia.

Agata Puścikowska: Pierwszy Program Polskiego Radia będzie…


Rafał Porzeziński: Obiektywny, profesjonalny, ciekawy, polski, rodzinny. 


Rodzinny w kontekście radia?


Radio publiczne ma służyć pozytywnym celom – ze społecznego punktu widzenia. Ma być rodzinne w bardzo prostym sensie: ma oswajać, gasić strach przed dziećmi. Szczególnie kolejnymi w rodzinie. Powinno w sposób nowoczesny promować wartość, jaką jest rodzina, a szczególnie wielopokoleniowa i wielodzietna. Opisywać rodzinę jako rzeczywistość naturalnie otwartą na życie. Obecnie wielu naszych słuchaczy to osoby starsze. Ich nie trzeba przekonywać, że rodzina to skarb. Jednak chcemy również docierać do młodszego pokolenia, które boi się sformalizowanych związków, boi się nawet pomyśleć o pierwszym dziecku. 


Single się u was nie odnajdą…


Przeciwnie. Może właśnie singlom pomożemy pokonać strach przed związkami, relacjami. Chcemy „oswoić” wybory, które niegdyś były oczywiste i pozwalały na osiągnięcie szczęścia osobistego, a dziś postrzegane są przez młodych ludzi jako dziwactwo. Jeśli większość młodych ludzi, Polaków, deklaruje, że chciałaby założyć szczęśliwą rodzinę, a jednocześnie boi się i nie realizuje tych marzeń, to rolą mediów publicznych, w tym radia, jest dawanie pozytywnego wsparcia. Ręczę własnym przykładem: rodzina to najlepsze, co może spotkać człowieka. 


Co to znaczy: Polskie Radio?


A to akurat moje dwa ukochane wyrazy: „radio” i „polskie”. Jestem związany z radiem od 1992 roku. To moja życiowa pasja i moje wyzwanie. Staram się od dłuższego czasu kierować w życiu zasadą „rób to, co kochasz”. Wróciłem do radia publicznego, by programować najważniejszą antenę w Polsce, wziąć odpowiedzialność za jej tworzenie. Co może być bardziej radosnego dla osoby, która radiu poświęciła znaczną część zawodowego życia? A co do przymiotnika „polskie”: chcę, by Polskie Radio było polskie nie tylko z nazwy, ale przede wszystkim z istoty i treści. Rozumiem to dosłownie i symbolicznie. Dosłownie – poprzez emitowanie dobrej, polskiej muzyki w proporcjach nie mniejszych niż 50 proc. dobowej playlisty, przypominanie klasyki polskiej literatury w opracowaniu Teatru Polskiego Radia czy opowiadania wciąż nie dość znanej, najnowszej historii Polski, choćby losów żołnierzy wyklętych. Musimy budować zbiorowe i indywidualne poczucie wartości, pokazując że „Polak potrafi”. To coś więcej niż slogan gierkowskiej propagandy. Robienie Polskiego Radia rozumiem też jako misję odszukiwania tych rodaków, którzy osiągnęli światowe sukcesy, i opowiadania o nich. Chcę ich pokazywać i promować: jesteśmy z nich dumni, a oni stanowią wzór dla ludzi młodych. Ważne, by docierać do polskich imigrantów: powojennych, z lat 80., późniejszych – typowo zarobkowych. Ważni będą dla nas także ci, którzy zostali w swoich domach, ale historia przesunęła granice, zmieniając im obywatelstwo. Chcę, by zarówno nasza Polonia na świecie, jak i Polacy na Wschodzie mieli świadomość, że Polska o nich nie zapomniała i czeka. 


Cytat z internauty: „Do radia i telewizji wkroczą funkcjonariusze rządzącej partii”. Jesteś funkcjonariuszem?


Nigdy nie byłem i nie będę związany z żadną partią. Choć dostałem kiedyś legitymację Partii Dobrego Humoru. Co niestety nie oznacza, że zawsze mam dobry humor. Niemniej, ponieważ legitymacja zobowiązuje, pozostaję w pogodzie ducha nawet przy tak absurdalnych zarzutach jak powyższe. Oczywiście, gdyby bardzo się postarać i rozpocząć śledztwo w poszukiwaniu funkcjonariuszy partyjnych w publicznym radiu, być może ktoś by się znalazł. Ale zapewniam, że nie będą to osoby nominowane po ostatnich wyborach. Myślę, że intuicja mnie nie zawodzi i etaty w radiu nadal dzierżą nominowani przez partie do zadań politycznych. I nie mam na myśli jedynie ostatnich 8 lat, ale także czasy znacznie wcześniejsze. Takie osoby są i… tkwią. 


Bezproduktywnie?


Kiedy pytano Jana Pawła II, ile osób pracuje w Watykanie, odpowiedział, że najwyżej połowa. Wierzę, że u nas ta proporcja jest większa. Ale jest dla mnie również zupełnie jasne, że potrzeba konkretnego rozpoznania, kto dla radia pracuje, a kto w nim zimuje. Jest wiele bardziej odpowiednich miejsc do zimowania niż publiczne radio. Kto nie ma ochoty pracować, wcale nie musi.


Groźnie. 


Uczciwie. 


Jaka była Twoja pierwsza reakcja na propozycję objęcia funkcji dyrektora? 


Na rozmowę z prezes Barbarą Stanisławczyk poszedłem zaciekawiony. Bez oczekiwań, z otwartością, przy jednoczesnym poczuciu zadowolenia z pracy i obowiązków zawodowych, jakie pełniłem. Własne wydawnictwo, wolność, swoboda działań, aktywności medialne, podróże. Ale kiedy usłyszałem propozycję pokierowania Jedynką, od razu wiedziałem, że ją przyjmę, bez pytania o warunki. Chciałem jedynie skonsultować decyzję z żoną Agnieszką. 


Co na to Agnieszka? Jest świetnym dziennikarzem, wydawcą, pisze scenariusze, zna świat mediów… 


Doskonale zna. Oboje wiedzieliśmy, że ta decyzja odmieni funkcjonowanie naszej rodziny, przebuduje moje plany zawodowe, ale zmieni również zamiary Agnieszki, która np. musi przejąć samodzielne prowadzenie naszej firmy. Mimo to moja żona absolutnie mnie wsparła. Agnieszka, jak każda mądra żona, chce, by mąż rozwijał się zawodowo, a nie trwał w błogiej i szczęśliwej stagnacji. Myślę, że przyszedłem do Jedynki także dla niej. Chcę się jej podobać, także jako zdobywca, ktoś od wielkich polowań, a nie chłopiec z nagonki. Po raz trzeci będę kierował bardzo dużym zespołem, a w jej opinii jestem w tym dobry i potrafię działać sprawnie, konkretnie, stanowczo, ale bez wzbudzania konfliktów. Jest spokojna, że sobie poradzę. Więc i ja jestem spokojny: Zwykle żony znają nas najlepiej. Sporo pracy przede mną, bo sytuacja, w której przejmuję stery stacji, nie jest najciekawsza. Słuchalność Jedynki jest najgorsza w historii. Wynik poniżej 10 proc. słuchalności to porażka i nie wyobrażam sobie, by ten stan mógł trwać. Przedziwne, że ogromny zasięg i potencjał stacji nie przyniosły wyższej słuchalności. Absolutnie konieczne są zmiany i mój zespół będzie je wprowadzał. 


„Umpa-umpa” zamiast muzyki i bełkot zamiast treści? To daje ponoć słuchalność.


Przeciwnie. Mam odwrotny obraz naszych słuchaczy i potencjalnych słuchaczy. Umpa-umpa i bełkot wcale nie gwarantują słuchalności. Rynek takimi klimatami już się wysycił. Natomiast słuchacz, który ma inne gusta, lepszy smak, umiłowanie piękna, chciałby też znaleźć coś dla siebie. W Polsce jest dużo osób szukających w radiu kultury, smaku, tradycji. Nie będziemy więc się ścigać na michałki, plecenie bzdurek na antenie i głupie żarty. Aby ożywić radio, którego będą chcieli słuchać Polacy, wystarczy zaczerpnąć z najlepszych wzorców polskiej radiofonii i połączyć tradycję z nowoczesnością i profesjonalizmem całej ekipy. I humorem. Nie mylić z błazenadą.


Wrócił cały, nieokrojony hejnał. Dobrze.


Bo tego bardzo oczekiwali nasi słuchacze! Otrzymujemy dużo listów i podziękowań. Hejnał wrócił od razu, to była jedna z moich pierwszych decyzji. Hejnał grany na cztery strony świata to ukłon w stronę tradycji i historii. Ale nie tylko. To również ukłon w stronę… spokoju i poczucia bezpieczeństwa. Grając hejnał w całości, dajemy sygnał, że chcielibyśmy, aby każdy nasz słuchacz miał czas na zatrzymanie w biegu, refleksję, powrót do źródeł. Nasze babcie o godz. 12 w południe słyszały gruchające gołębie oraz kroki hejnalisty na wieży kościoła Mariackiego i wiedziały, że czas na „Anioł Pański” albo na to, by po prostu ucieszyć się dniem. Chciałbym, żeby nasze dzieci miały również taką szansę. To wartości, które nie mają ceny. Również dżingle Jedynki, będą sukcesywnie wracać na antenę. W sposób, niekolidujący z pozycjami, które pojawią się wkrótce. 


Zdradzisz, co to za nowości? 


Oczywiście, że… nie. Jest za wcześnie. Pozostaną dobre, „stare” nazwiska, dojdą nowi ludzie. I wspólnie będziemy tworzyć program i tradycyjny, i atrakcyjny, i bardzo współczesny. 


Będziesz nas… nawracał? Czytałam złośliwe komentarze, że „misjonarz i rekolekcjonista został dyrektorem”.


Spieszę uspokoić, że program „Cztery pory roku” nie zostanie zastąpiony „Czterema nieszporami roku”. A na serio: zadaniem radia publicznego nie jest ewangelizacja, lecz budowanie programu zgodnego z tym, co stanowi podstawę kultury europejskiej. Nowe media publiczne powinny kierować się klarowną wizją programową zgodną ze stwierdzeniem, że „nadawcą społecznym jest nadawca, którego program (…) respektuje chrześcijański system wartości, za podstawę przyjmując uniwersalne zasady etyki, oraz zmierza do ugruntowania tożsamości narodowej”. (Ustawa o radiofonii i telewizji § 4 ust. 10a). Nie sposób też zauważyć, że Dekalog i Ewangelia stanowią fundamentalne teksty kultury polskiej i europejskiej, stanowią uniwersalną inspirację moralną, prawną, społeczną i artystyczną, niezależnie od przekonań religijnych i zapatrywań politycznych.


No to cytacik: To jest brutalna akcja PiS-u mająca na celu odebranie słuchaczy Radiu Maryja. Ojcem dyrektorem się nie czujesz?


Uważam, że dzieło zakonu redemptorystów i ojca Tadeusza Rydzyka, tj. radio, gazeta codzienna, telewizja, wydawnictwo, fundacja, wreszcie wyższa uczelnia medialna, to coś, co bardzo podoba się św. Maksymilianowi Kolbemu – wielkiemu twórcy polskich, przedwojennych, katolickich mediów. A wracając do pytania: zarówno ja, jak i wicedyrektor Jedynki, Jacek Raginis-Królikiewicz, jesteśmy i dyrektorami i ojcami! Razem (choć nie wspólnie) wychowujemy… 13 dzieci. Mam trzy córki, Jacek jest ojcem dziesięciorga dzieci. Co to oznacza dla słuchaczy i pracowników? Bezpieczeństwo i pewność, że atmosfera w radiu będzie rodzinna. A z drugiej strony pozwala prezesom spać spokojnie: wielodzietni ojcowie słyną z pracowitości, umiejętności zarządzania, ludzkim podejściem do pracowników, ale także… twardej ręki. Gdy zachodzi potrzeba. Na pewno jednak nie będziemy się ścigać z Radiem Maryja w katechezie, modlitwie czy formacji sumień.


Co więc z redakcją programów katolickich? Ten rok to czas wielkich zadań.


Dlatego rola redakcji katolickiej będzie wyjątkowa. 1050. rocznica chrztu Polski, Światowe Dni Młodzieży – to oczywiste powody do wytężonej pracy. Moim zdaniem największym zadaniem tej redakcji jest pokazanie, że chrześcijaństwo to radość, a w kontekście nadchodzących wydarzeń, również przybliżenie światu naszej historii, kultury i Kościoła, który jest wciąż żywy. Tego celu nie osiągnie się wyłącznie poprzez przypominanie (pięknej skądinąd) pieśni „Abba, Ojcze”, ale przede wszystkim przez mobilizowanie młodych ludzi do pozytywnej zmiany życia, by wymagali od siebie nawet wtedy, gdy nikt od nich nie wymaga, jak mówił „klasyk”, pomysłodawca Światowych Dni Młodzieży.


Dwadzieścia lat temu uwierzyłbyś, że jako dyrektor Jedynki będziesz mówił o wartościach? 


Byłoby to trudne. Natomiast fakt, że 18 lat temu rozpocząłem proces powrotu do normalności, do pozytywnego życia i funkcjonowania, a wszystko za pomocą narzędzia, jakim jest 12 kroków, nie byłbym dzisiaj tym, kim jestem. I nie robiłbym tego, co kocham. Tak naprawdę nie wiem, czy… nadal bym był. Zadanie, które stawia przede mną Polskie Radio, to oczywiście sprawa prestiżowa. Ale traktuję ją jako ewidentny owoc ciągłej pracy nad sobą. Nie będę też przeczył, że wyszedłem z poważnych zniewoleń i nałogów. Przeszedłem sporo, wiele doświadczyłem. Zostałem nawet czynnym trenerem terapii uzależnień. To dobrze. To uodparnia mnie na potencjalny wybuch wody sodowej związany z nową funkcją, pomaga spokojniej podchodzić do powierzonego zadania i jest (całkiem) skuteczną obroną przed… pychą. 


Wróćmy do przymiotników. Opisałeś radio bez słowa „narodowe”. 


Nie powiedziałem, bo przymiotnik „narodowy” mieści się we wszystkim tym, o czym mówiłem wcześniej. Co złego jest w narodzie? Co złego w dążeniu, by Polskie Radio było… polskie? Naród to nie same granice. To korzenie, tożsamość, pamięć, proste i najtrwalsze wartości, na których straży powinno stać radio publiczne. Nazwa „radio narodowe” nie powinna nikogo przerażać, nie musi też wywoływać zbędnej euforii. Choć dobrze, gdy wywołuje spokojną, wyważoną dumę. Są przecież: Biblioteka Narodowa, Narodowy Bank Polski, hymn narodowy. We Francji media są narodowe i to chyba nikogo nie razi. Narodowe to… naturalne, dobre i zwyczajne. I tak do tego podchodźmy. 


Nie będzie… hymnu co godzinę?


Antena to nie miejsce, gdzie można prowadzić osobistą wojenkę. Nawet w najsłuszniejszej sprawie.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.