Trzeci oddech Europy

Jacek Dziedzina

GN 05/2016 |

publikacja 28.01.2016 00:15

Zjednoczona Europa rodziła się na kolanach. Nie było ważnej decyzji politycznej, której Alcide de Gasperi nie poprzedziłby długą modlitwą. Dziś włoski ojciec integracji europejskiej jest kandydatem na ołtarze.

Alcide De Gasperi był premierem Włoch i jednym z twórców integracji europejskiej REPRODUKCJA /HENRYK PRZONDZIONO/foto gość/zASOBy FUNDACJI ALCIDE DE GASPERI Alcide De Gasperi był premierem Włoch i jednym z twórców integracji europejskiej

Gdy w połowie stycznia papież Franciszek spotkał się z córką De Gasperiego, pojawiły się głosy mówiące, że proces beatyfikacyjny włoskiego polityka może ruszyć do przodu. Tym bardziej, że sam papież – według relacji Marii Romany De Gasperi – miał obiecać, że zajmie się tą sprawą.

Kłopotliwy życiorys

Proces, rozpoczęty w 1993 r., od kilku lat stoi bowiem w miejscu po rezygnacji dotychczasowego postulatora. Tymczasem za kontynuacją przemawiają liczne świadectwa wiary jednego z ojców założycieli zjednoczonej Europy, a także wypowiedzi poprzednich papieży. O tym, że Alcide De Gasperi zmarł w opinii świętości, był przekonany kard. Angelo Roncalli, późniejszy papież Jan XXIII. Powiedział nawet, kilkadziesiąt lat przed ogłoszeniem zmarłego sługą Bożym, że proces beatyfikacyjny pokazałby życie polityka, „inspirowane biblijną wizją życia, służbą Bogu, Kościołowi i Ojczyźnie”. Również Jan Paweł II w liście do Konferencji Biskupów Włoskich pisał: „Czyż nie ma znaczenia fakt, że wśród głównych propagatorów jedności kontynentu europejskiego byli tacy ludzie jak De Gasperi, Adenauer, Schuman, ożywiani głęboką wiarą chrześcijańską? Czyż nie z ewangelicznych wartości wolności i solidarności czerpali oni inspirację dla swego odważnego planu?”. Z kolei Benedykt XVI w przemówieniu do członków Rady Fundacji De Gasperiego w 2009 r. zauważył, że łączenie wiary i polityki nie oznaczało u De Gasperiego przekonania o budowie państwa wyznaniowego. „Łagodny i posłuszny Kościołowi, był autonomiczny w swych wyborach politycznych, bez posługiwania się Kościołem dla celów politycznych, i nigdy nie szedł na kompromis ze swym prawym sumieniem” – mówił o nim emerytowany papież.

To ważne słowa, bo De Gasperi faktycznie zawsze dążył do stworzenia nie tyle „partii katolickiej”, ile „partii katolików”, otwartej na różne inne nurty. W oficjalnych życiorysach powstających w Brukseli tego nie wyczytamy, ale na łożu śmierci Alcide De Gasperi miał wielokrotnie wzywać imienia Jezus. A jedno z jego zdań napisanych u schyłku życia, brzmiało: „Jezus jest ostatnią i jedyną nadzieją. Iść Jego drogą, karmić się Jego światłem we wszystkim”. Te kłopotliwe dla dzisiejszych elit unijnych szczegóły życiorysu są punktem odniesienia dla wszystkich, którzy szukają ratunku dla upadającego na naszych oczach projektu integracji.

U Pana Boga za piecem

Właściwie gdyby nie pewne okoliczności, pisalibyśmy dziś łącznie: Degasperi. Tak bowiem nazywał się Alcide od urodzenia. Rozłączenia na De Gasperi dokonali niemieckojęzyczni urzędnicy parlamentarni, którzy sądzili, że to nazwisko arystokratyczne i taka forma pisowni jest prawidłowa. Alcide urodził się 3 kwietnia 1881 r. w miejscowości Pieve Tesino w południowym Tyrolu. Obszar ten należał wówczas do monarchii austro-węgierskiej. I właściwie dla znających tamtejsze tereny już nazwa miejscowości rodzinnej wskazywała, że nie było to żadne arystokratyczne pochodzenie, tylko skromne i jednocześnie silnie związane z Kościołem katolickim. Nazwa Pieve pochodzi bowiem z łacińskiego słowa „plebs” i dawniej oznaczała po prostu… małą parafię, życie społeczności zorganizowane wokół swojego proboszcza. Coś w rodzaju klimatów znanych nam z filmu „U Pana Boga za piecem”. Alcide wzrastał w kształtowanej przez Kościół lokalny rzeczywistości, pobierając naukę pod okiem ks. Vittoria Merlera. Biografowie De Gasperiego podkreślają jednak, że nie można mówić o jego wierze jako o czymś ograniczającym się tylko do tradycji. Nie była to również wiara narzucona przez matkę. Bo choć jej wpływ był oczywisty, to jednak jego przekonania wynikały z własnych przeżyć religijnych. Trudno powiedzieć, ile w tym legendy, ile prawdy, ale popularna stała się anegdota o małym Alcide, który chciał zostać na noc w kościele, żeby pilnować figury Maryi. Zdumionej matce tłumaczył: „Mamo, dotrzymam towarzystwa Maryi. Ona nie może być sama w ciemnościach”.

Do NATO z różańcem

Ten rys jego pobożności maryjnej można było dostrzec również w dorosłym życiu. W wywiadzie sprzed paru lat dla „Gościa Niedzielnego” córka włoskiego męża stanu opowiadała m.in.: „Maryja towarzyszyła mojemu tacie przy każdej decyzji. Codziennie odmawiał Różaniec – mówiła Maria Romana w rozmowie z Joanną Bątkiewicz-Brożek. Maria Romana wyjawiła również okoliczności poprzedzające przystąpienie Włoch do NATO. „Tata całą noc przemodlił na różańcu przed podpisaniem Paktu Atlantyckiego dla Włoch. Decyzję w tej sprawie poprzedziła burza w parlamencie. Po wygranym głosowaniu jeden z przyjaciół posłów podszedł do ojca i zapytał: »Jak ty to robisz? Albo sprzyja ci szczęście, albo jesteś świetnym politykiem«. A De Gasperi, nie podnosząc oczu znad dokumentów, odpowiedział: »To nie ja, ale Jezus Chrystus. Spróbuj tego«. I wyciągnął z kieszeni różaniec. Przed pójściem spać de Gasperi czytał zawsze kilka stron z »Wyznań« św. Augustyna. Rano medytował nad książeczką »O naśladowaniu Chrystusa« Tomasza à Kempis. Zawsze nosił ją w kieszeni”, wspominała córka De Gasperiego w rozmowie z GN.

Kosmopolita z duszą

Na postawę życiową późniejszego premiera Włoch, oprócz pobożności i klimatu społecznego w miejscowości przenikniętej życiem religijnym, wpływ miały również klimaty kosmopolityczne w dobrym tego słowa znaczeniu. W roku 1900 Alcide rozpoczął bowiem studia na Uniwersytecie Wiedeńskim. Doświadczenie wielonarodowego, wielokulturowego charakteru monarchii habsburskiej miało wpływ na jego późniejszy program jedności europejskiej wolny od nacjonalizmu, choć szanujący narodową tożsamość, szukający tego, co łączy Europejczyków, ale bez sztucznego zacierania różnic. I, co najważniejsze, nie widział szans na zbudowanie jakiejkolwiek jedności europejskiej bez jasnego odniesienia do chrześcijańskiej tożsamości kontynentu. Już jako włoski premier mówił: „Jedność Europy odnajduje swój podstawowy fundament w naszej wspólnej świadomości duchowej i kulturowej. Gospodarcza jedność Europy, a także społeczna i polityczna, to dzieła, do których dorośniemy, można nawet rzec, ku którym nieustannie się zbliżamy; jedność zaś naszego ducha i naszych ideałów to rzeczywistość już istniejąca, ponieważ wynika z naszej wspólnej cywilizacji chrześcijańskiej, z naszego pojmowania prawa i demokracji, z wielkich osiągnięć ducha i intelektu. To ona musi zatem stanowić pierwszy środek i najbardziej skuteczne spoiwo osiągnięcia europejskiej jedności” [cytat za: Piotr Podemski, „Włoscy ojcowie-założyciele Wspólnoty Europejskiej w kontekście transformacji Włoch od faszyzmu do demokracji (1941–1954)”, Centrum Europejskie Natolin].

Prorok i realista

Niezwykle ważny dla jego rozumienia integracji był artykuł opublikowany w lutym 1950 r. pod znamiennym tytułem „Unia europejska”. Włoski wizjoner polityczny pisał m.in., że „unia europejska opiera się na istniejącej rzeczywistości – nie jest nową kreacją. Europa istnieje i dlatego nie możemy ustanawiać zbędnych instytucji bez oparcia w rzeczywistości”. To o tyle ważne stwierdzenie, że De Gasperi uchodził – nie do końca słusznie – za człowieka, który zbliżał się do poglądów federalistycznych, według których integracja europejska ma doprowadzić do stworzenia właśnie federacji, w której suwerenność państw będzie ograniczona, oczywiście za zgodą samych zainteresowanych. Nie oznaczało to jednak bynajmniej próby takiej centralizacji władzy w rękach urzędników, jak to ma miejsce obecnie w Brukseli. Nie chodziło też o tworzenie wyłącznie biurokratycznego molocha do konkretnych działań. Chodziło o poważniejszy, głębszy projekt integracji.

Pisał: „Tworzenie narzędzi i środków technicznych, rozwiązań administracyjnych, jest bez wątpienia ważne. Te konstrukcje tworzą kościec, są tym, czym szkielet dla ciała ludzkiego. Lecz czyż nie ma ryzyka, że ulegną rozkładowi, jeśli dziś jeszcze nie przeniknie ich ożywcze tchnienie, by podnieść je do życia? Jeśli nie zbudujemy czegoś innego niż tylko wspólna administracja – bez przenikającej ją wyższej woli politycznej – jest ryzyko, że ta rzeczywistość europejska wyda się w konfrontacji z żywotnością partykularyzmów narodowych pozbawiona ciepła, pozbawiona ideowego życia; mogłaby nawet wydać się jakąś powierzchowną superstrukturą, może nawet opresyjną, jak w pewnych okresach słabości działo się w przypadku Świętego Cesarstwa Rzymskiego”. W kontekście dzisiejszych sporów o centralizm i suwerenność w Unii widać, że były to słowa prorocze. Realizm De Gasperiego miał zatem oparcie na trzech filarach: chrześcijaństwie jako kodzie kulturowym Europy, integracji jako lekarstwie na szaleństwo wojny i nacjonalizm oraz wspólnocie politycznej, której nie zapewnią same struktury i administracja. Ten potrójny realizm Alcida De Gasperiego (być może kiedyś św. Alcida) wydaje się dziś… mocno oderwany od rzeczywistości, w której funkcjonuje Unia Europejska. Ale też powrót do tego realizmu jest jedyną szansą na złapanie trzeciego oddechu przez Europę. Drugim oddechem była integracja na powojennych zgliszczach. Trzecim może być powrót do myśli ojców założycieli i budowa nowej Unii na zgliszczach poprawności politycznej.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.