Szalone dni

Andrzej Capiga

publikacja 08.02.2016 06:00

Co roku we wtorek przed Środą Popielcową przez Radomyśl nad Sanem przechodzi barwny korowód zapustników. Przebrani w dziwaczne stroje i ukryci za maskami ściągają tłumy gapiów z całej Polski.

 W ubiegłym roku pani Gizela jechała takim oto quadem Archiwum UG w Radomyślu nad Sanem W ubiegłym roku pani Gizela jechała takim oto quadem

Radomyskie zapusty to przede wszystkim comber i parada przebierańców. Comber kultywowany jest tutaj jeszcze od czasów zaborów. Skąd pochodzi jego nazwa, tego dokładnie nie wiadomo. Prawdopodobnie najbliżej prawdy jest Czesław Witkowski z Krakowa, który podaje następującą wersję powstania combra (cąbra): „W XVII wieku była to zabawa kobiet odbywająca się w tłusty czwartek i trwająca do trzech dni. W Krakowie na rynku gromadziły się przekupki, dziewczęta służebne i kobieca biedota miejska, a wybrawszy spośród siebie marszałkową, tańczyły z wielką wrzawą dookoła rynku i ratusza. Dopadłszy nieżonatego mężczyznę, stroiły go w wieniec grochowy i zmuszały do ciągnięcia kloca, a biegnąc za nim, wołały: Cąber! Cąber!”. A w gwarze ludowej combrzyć (cąbrzyć) znaczy skubać, targać za włosy.

W 1836 r. Austriacy zakazali tych zabaw. Zwyczaj ów w południowo-wschodniej Polsce do dziś zachował się tylko w Radomyślu nad Sanem.

Ważne przykazanie

W Radomyślu w XIX wieku zawiązało się stowarzyszenie kobiet pod nazwą „Comber”. Ma ono swój statut składający się z dziesięciu punktów. Zasadniczym celem stowarzyszenia jest wpisanie młodych mężatek do Grona Kobiet. „Gdy Mężatka zostanie przyjęta do Grona Kobiet, ma najpierw złożyć w gotówce 100 groszy na wsparcie biednych wdów” – czytamy w statucie. Stowarzyszenie otaczało bowiem opieką zarówno wdowy, jak i dzieci oraz chore mężatki, w czasie kiedy ich mężowie pracowali daleko od domu. Zabawy natomiast odbywały się raz w roku podczas zapustów w prywatnych domach lub radomyskim ratuszu. Mogły w nich uczestniczyć tylko mężatki wraz z mężami. Nowo wpisane mężatki musiały zapoznać się z dziesięcioma przykazaniami dla żon. Pierwsze z nich mówi: „Mąż jest panem, który cię wyprowadził z domu rodzicielskiego. Na kolanach masz mu dziękować, żeś nie została starą panną”.

Zabawie towarzyszyła parada przebierańców; jej uczestnicy podążali w niej przebrani w kolorowe stroje i maski. Po pierwszej wojnie światowej parada zaczęła funkcjonować już niezależnie od karnawałowej zabawy. Przebierańcy, zwani też „zapustnikami”, odwiedzają również wójta i proboszcza, prosząc ich o ślub dla młodej pary przebierańców. Panna młoda zwie się Maryna, gdyż dawniej tak właśnie wołano na niezamężne kobiety. Od niedawna zaczęły się również pojawiać transparenty z dowcipnymi napisami.

Nobilitująca funkcja

Zdaniem wójta Radomyśla nad Sanem Jana Pyrkosza zapusty, ostatnie dni przed Środą Popielcową, to dobra promocja gminy, gdyż zjeżdża się wtedy wielu gości. – Mimo że przemarsz zapustników to zaledwie kilka godzin, ze względu na swoją barwę, pomysłowość i żywiołowość uczestników cieszy się on niesłabnącą popularnością – podkreśla Jan Pyrkosz. Wójt, który z mocy prawa jest też kierownikiem USC, ma w zapusty do odegrania ważną rolę – udziela ślubu młodej parze zapustników.

– Radomyski comber nobilituje instytucję małżeństwa, a przez swą elitarność i atrakcyjną formę od pokoleń wyróżnia kobiety, które jako dziewczynki, obserwując swe mamy, myślą o dniu, kiedy zostaną włączone do tej uprzywilejowanej grupy. Już z powyższych względów obrzęd jest godny upowszechniania i naśladowania. Jako parafianka radomyska, pracownik KUL-u w Stalowej Woli, socjolog, pedagog zajmujący się środowiskiem lokalnym chcę podkreślić ogromną rolę więziotwórczą, wychowawczą i kulturotwórczą, jaką w lokalnym środowisku pełnią tradycje i wierzenia. To właśnie dzięki kulturze człowiek żyje prawdziwie ludzkim życiem. To przez kulturę wyraża siebie i odróżnia się od innych istnień, a do prawidłowego rozwoju kolejnych pokoleń konieczne jest przekazywanie tradycji i promowanie lokalnej kultury ludowej – tak obszernie rolę radomyskich zapustów wyjaśniła Joanna Kopacz.

Szalone dni

95-letnia Gizela Krajewska przemarsz zapustników organizuje od początku lat 60. ubiegłego wieku, a uczestniczyła w nich jeszcze w latach 30. – Zapustnikami byli wówczas obaj moi stryjowie, Fredek i Kazik. Jako mała dziewczynka latałam za nimi. Pamiętam, że stryj Fredek niósł dużą kartkę, na której z humorem potraktowano władze gminne. Stroje zaś nie były tak ładne jak teraz. Stryj wkładał sobie kapotę na lewą stronę i przepasywał się powrósłem. W latach 60. malowaliśmy też twarze. Potem nastały plastikowe maski – wspomina pani Gizela.

Mimo podeszłego wieku Gizela Krajewska co roku uczestniczy w zapustowej paradzie. Ponieważ chodzić jej trudno, jest wożona jak królowa, z reguły specjalnie udekorowanym pojazdem, ostatnio quadem. – Ja tym żyję cały rok. Przed samym marszem siedzę w domu i nabieram sił. Zawsze jestem też przebrana – dodaje pani Gizela.

Poniedziałek i wtorek przed Środą Popielcową to w Radomyślu szalone dni. – Bawimy się wtedy do upadłego. Urządzamy przyjęcia. Kiedyś zabijano sarnę. Grzbiet jej nazywa się comber. Kobiety piekły go i podawały podczas zabawy, która z tego powodu przyjęła swoją nazwę. Dawniej zabawa kończyła się we wtorek o północy. Teraz jest organizowana wcześniej, w sobotę przed zapustną niedzielą – wyjaśnia pani Gizela.

Od około 15 lat pomocą w organizacji zapustowego przemarszu służy pani Gizeli jej siostrzenica Honorata Jędrzejewska-Rębacz. – Przygotowania do nowego przemarszu rozpoczynają się już po zakończeniu starego. Poszukujemy bowiem nowych strojów i masek. Młodzi najczęściej korzystają z ogromnego zapasu strojów, które posiada ciocia, która zresztą sama je szyła. Starsi szyją lub kupują sami – opowiada pani Honorata.

W zapustach uczestniczą z reguły mieszkańcy Radomyśla nad Sanem. Maszeruje około 50 osób. Obowiązkowo przebranych. W ubiegłym roku zapustnikom towarzyszył zespół muzyczny. – Przemarsz zaczyna się w samo południe przed moim domem. Potem meldujemy się w gminie, następnie idziemy do banku po pożyczkę, wstępujemy na policję, do lekarza, by zbadał Marynię, czy nie jest w ciąży, obchodzimy wokoło Mały Rynek, a przemarsz kończymy około 15.30 u proboszcza ks. Józefa Turonia, który raczy nas poczęstunkiem – zupą i słodkościami. Proboszcz próbuje też zgadnąć, kto kryje się za maskami – wylicza pani Gizela.

W tym roku zapustowy przemarsz odbędzie się 9 lutego (relacja ze zdjęciami w tym samym dniu na sandomierz.gosc.pl).

Przy pisaniu artykułu korzystałem z książki Stanisława Myszki pt. „Radomyśl nad Sanem. Dzieje miasta i parafii”.