RTV dla wspólnoty

Piotr Legutko

GN 17/2016 |

publikacja 21.04.2016 05:54

Pakiet trzech ustaw medialnych kończy proces reformy radia i telewizji. Od lipca staną się one instytucjami służącymi narodowej wspólnocie.

RTV  dla wspólnoty zasoby internetu; henryk przondziono /foto gość

Media publiczne mają w tej chwili status specyficznych spółek Skarbu Państwa. Ale wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że od 1 lipca staną się instytucjami (osobami prawnymi) kontrolowanymi przez Radę Mediów Narodowych. Obecna ustawa, już w momencie uchwalania zwana tymczasową, bezpośrednio podporządkowała władze TVP i PR rządowi, co wzbudzało protesty, także za granicą. Nowa ustawa wprowadza „bufor” między światem polityki a mediami. Bufor niedoskonały, bo członkowie Rady Mediów Narodowych będą wyłaniani według podobnego klucza jak członkowie Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, czyli głosami posłów, senatorów i Prezydenta RP. To klasyczny klucz wykorzystujący mechanizm demokracji. Fatalny, ale, jak wiadomo, lepszego na razie nie wymyślono.

Jesień konkursów

Co ciekawe, mandat RMN będzie silniejszy niż mandat KRRiT, która mogła zostać odwołana w momencie odrzucenia jej dorocznego sprawozdania. Członkowie Rady Mediów Narodowych nie będą składać takich sprawozdań, co – w opinii Krzysztofa Czabańskiego, wiceministra kultury i jednego z autorów ustawy – uniezależni Radę od politycznych nacisków. Zwłaszcza że będzie ona wybierana na 6-letnie kadencje. KRRiT nadal pozostanie ważną instytucją (jest zapisana w konstytucji), ale przestanie sprawować nadzór nad mediami publicznymi. Pozostanie jej tylko, i aż, kontrola nad elektronicznymi mediami komercyjnymi, dominującymi przecież na polskim rynku.

Łatwo przewidzieć, że przy obecnym układzie sił nowa Rada Mediów Narodowych zostanie „umeblowana” przez parlamentarną większość, czyli PiS. Ale w ustawie zagwarantowano jedno z pięciu miejsc dla kandydata wskazanego przez największy klub opozycyjny, czyli – w obecnej kadencji – Platformę Obywatelską. To i mało, i dużo. Za mało, by mieć wpływ na obsadę kluczowych stanowisk w TVP i PR, wystarczająco, by opozycja miała wgląd w sprawy finansowe, kadrowe i programowe wszystkich mediów publicznych. I by pilnowała przejrzystości procedur konkursowych.

Ustawa zakłada bowiem, że dyrektorzy 20 mediów narodowych (TVP, PR, PAP oraz 17 rozgłośni radia publicznego) zostaną wybrani w jawnych konkursach, które przeprowadzi po ukonstytuowaniu się Rada Mediów Narodowych. W ten sam sposób wyłonieni mają zostać szefowie anten TVP i Polskiego Radia, a także osoby kierujące oddziałami regionalnymi telewizji publicznej. Wszystkie konkursy muszą zostać ogłoszone najpóźniej 1 grudnia 2016 roku. Do czasu ich rozstrzygnięcia instytucjami medialnymi będą kierować obecni prezesi spółek.

Opłata zamiast abonamentu

Nowy ustrój mediów publicznych opisany jest w artykułach aż trzech ustaw. Nie są to projekty rządowe, lecz poselskie. Prace nad nimi trwały przez rok. Przełomowa dla oferty programowej TVP, PR i rozgłośni regionalnych może okazać się ustawa dotycząca wprowadzenia (od 1 stycznia 2017 roku) składki audiowizualnej, mającej zastąpić dotychczasowy abonament RTV. Nie jest jeszcze przesądzone, czy nowa, zryczałtowana danina publiczna wyniesie 12 czy 15 złotych, wiadomo natomiast, że będzie bardzo trudno uniknąć jej płacenia. Zgodnie z projektem składka ma być bowiem doliczana do rachunków za prąd. Ten wariant jest o tyle korzystniejszy, że nie dotknie każdego płatnika podatku PiT czy CiT z osobna (nad czym też się zastanawiano), ale gospodarstwo domowe, czy ściślej rzecz ujmując, mieszkanie. Bo jeśli ktoś ma ich kilka, składkę zapłaci od każdego.

Trudno o entuzjazm wobec takiej perspektywy, jak zawsze, gdy państwo sięga do kieszeni obywatela. „Wszyscy zapłacimy za ten pomysł PiS” – napisał jeden z tabloidów. Nie dodał, że zapłacimy daninę, która istniała „od zawsze”, tyle że trzy czwarte rodaków korzystało z faktu, że płazem uchodziło jej niepłacenie. Teraz pojawia się kij, ale i marchewka. Faktycznie, zapłacimy wszyscy, pociecha jest taka, że dużo mniej. Dzisiaj obowiązuje wszak abonament w wysokości 22,70 zł.

Składki ujętej w rachunku za prąd bardzo trudno będzie uniknąć. Dlatego wezwania do „obywatelskiego nieposłuszeństwa” i bojkotu opłaty audiowizualnej – już pojawiające się w mediach komercyjnych, niechętnych rządom PiS – raczej nie wypalą. Czeka nas za to wielomiesięczny festiwal zniechęcania Polaków do utrzymywania mediów publicznych, nazywanych „pisowskimi”. Straty poniesione w efekcie takiej batalii mogą się w dłuższej perspektywie okazać niepowetowane. Bo rządy przemijają, ustroje upadają, a kultura narodowa, której częścią są media publiczne, powinna nie tylko trwać, ale mieć stworzone warunki do rozwoju.

Dzieci i seniorzy głosu nie mają

Pakiet trzech ustaw nie ma na celu zamiany TVP, PR czy PAP w medialne ramię władzy. Do tego nie jest przecież potrzebne przekształcenie spółek w instytucje państwowe (trzeci projekt ustawy opisuje prawną drogę tej transformacji) czy wprowadzenie opłaty audiowizualnej. Obecnie obowiązujący model mediów publicznych przez minione ćwierć wieku całkowicie wystarczał politykom. Inna sprawa, czy dobrze na tym wychodzili. Współczesna historia Polski dowodzi, że wybory zwykle przegrywał ten, kto kontrolował telewizję publiczną.

Duża ustawa medialna (czy raczej ustawy) to raczej duży kłopot. I zarazem spełnienie jednej z obietnic wyborczych PiS, dotyczącej przywrócenia mediom publicznym ich właściwej, kulturotwórczej funkcji. Przymiotnik „narodowe” nie pojawia się tu przypadkowo, nie ma też charakteru ideologicznego, jak twierdzą niektórzy. Chodzi o budowanie przestrzeni dla wspólnoty, rozumianej jako pewien system wartości. Media narodowe mają „umacniać odpowiedzialność za dobro wspólne, wzbogacać świadomość historyczną, rzetelnie ukazywać różnorodność wydarzeń i zjawisk; sprzyjać swobodnemu kształtowaniu się poglądów obywateli”. Brzmi to hasłowo i abstrakcyjnie, ale by owo budowanie realizować w praktyce, potrzebne są nie tylko szkoły i uniwersytety, muzea i kościoły, ale właśnie media. Publiczne, nie komercyjne, które budując swoją ofertę, kierują się wyłącznie zyskiem, jak każdy podmiot rynkowy. Nie jest przypadkiem, że w Radiu Zet nie ma słuchowisk, a w TVN teatrów telewizji. Próżno szukać tam programów dla dzieci czy seriali odpowiadających wrażliwości i potrzebom osób starszych. Reklamodawcy ustawili bowiem mediom komercyjnym grupę docelową mieszczącą się w przedziale 16–49. Dzieci i seniorzy głosu tam nie mają.

Tylko model finansowania ze środków publicznych jest w stanie zagwarantować TVP i PR realizowanie nałożonych na nie zadań. I tylko państwowe instytucje mogą to robić w sposób sensowny. Sprzedawanie misji na metry, by realizowały ją podmioty komercyjne, było już testowane w kilku krajach. Wszędzie kończyło się to fiaskiem i kosztownym odtwarzaniem od nowa mediów publicznych.

To będzie rewolucja

Nie można postrzegać radia i telewizji jedynie przez pryzmat programów informacyjnych i publicystyki. To tylko część oferty i to nie zawsze najważniejsza. Zresztą może 10, 20 lat temu TVP mogła w sposób istotny wpływać na polityczne poglądy większości Polaków, dziś jednak nie istnieje żaden monopol informacyjny. Wszystko zmienił internet. Poza tym „Wiadomości” TVP są i tak kontrowane przez „Fakty” TVN, a radiowa Jedynka np. przez TOK FM. Rynek informacji i opinii jest spluralizowany jak nigdy. Wzywanie, by zniszczyć fundament istnienia mediów publicznych tylko dlatego, że tzw. główny nurt stał się jednym z wielu nurtów, świadczy jedynie o braku wyobraźni ludzi uważających się za kulturalną elitę.

Wystarczy przeanalizować, jak skończyło się praktyczne pozbawienie TVP zasilania publicznego i uzależnienie jej od przychodów z reklam. Odbija się to głównie na (braku) produkcji własnej. Symboliczny jest fakt, że zamiast seriali o polskim złotym wieku oglądamy tureckie „Wspaniałe stulecie”. Nie ma sagi o rodzinie Ulmów, ale zakupiono sztandarowy produkt niemieckiej polityki historycznej „Nasze matki, nasi ojcowie”. Z pewnością dużo nie kosztował

Pakiet nowych ustaw zmienia tę sytuację w sposób zasadniczy. Szacuje się, że dochody z opłaty audiowizualnej mogą wynosić od  1,5 mld nawet do 2,8 mld, w zależności od wybranego wariantu i skali faktycznej ściągalności nowej opłaty. Każdy wariant jest jednak rewolucją, bo dziś wpływy z abonamentu to ok. 750 milionów. Za 2 mld rocznie można reanimować teatry telewizji, odbudować dokument, przywrócić własną produkcję w oddziałach regionalnych. Komu na tym nie zależy, ten działa na szkodę polskiej kultury.

Kto tym będzie rządził?

Przyjęcie pakietu ustaw zamknie burzliwy proces reformy mediów publicznych, rozpoczęty w styczniu. Zamknie także niepotrzebne dyskusje na temat naruszania zasad demokracji w tej dziedzinie. Co ciekawe, nowy ustrój mediów jest w dużej mierze zbieżny z postulatami przez lata zgłaszanymi przez środowiska twórców i stowarzyszenia dziennikarzy. Zgodnie z ich sugestiami poszły także zmiany dokonywane na finiszu prac grupy posłów przygotowujących projekty. Zdecydowano się na przykład na procedury konkursowe i kadencyjność władz TVP i PR, czego w pierwotnych wersjach dokumentów nie było. Mówiąc pół żartem, pół serio, jedyną „wadą” nowych ustaw jest to, że przygotowała je i uchwaliła „nie ta” formacja, która powinna. PO i PSL miały 8 lat, by spełnić oczekiwania, ale tego nie zrobiły. I to PiS, dysponujący dziś większością, zyskuje bonus w postaci możliwości wskazania 4 z 5 członków Rady Mediów Narodowych.

To rzeczywiście bonus szczególny. Dlatego równie istotne jak treść poszczególnych artykułów ustaw będzie wskazanie przez parlament i prezydenta kandydatów odpowiedniego formatu do tak ważnej roli, jaką jest zbudowanie fundamentów silnych mediów narodowych.

No chyba że za trzy lata zmieni się układ polityczny i kolejna większość sejmowa postanowi „przewrócić medialny stolik”. Napisze nową ustawę, powoła nowe instytucje (i ich władze, rzecz jasna), co w III RP było dotąd żelazną regułą.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.