Złoto zuchwałych

Jakub Jałowiczor

GN 52/2016 |

publikacja 22.12.2016 00:00

Amerykanie wciągnęli go na listę agentów. Niemcy byli wściekli, że sprzątnął im sprzed nosa 75 ton złota. Sowieci zwalczali go ze wszystkich sił, bo rozumiał ich plany.

Pułkownik Ignacy Matuszewski (1891–1946). Narodowe Archiwum Cyfrowe Pułkownik Ignacy Matuszewski (1891–1946).

Agent wypytywał o najdrobniejsze szczegóły... nie zdradzając, o co mu idzie – wspominał Piotr Yolles, redaktor naczelny emigracyjnego pisma „Nowy Świat”. Funkcjonariusza FBI bardzo interesował płk Ignacy Matuszewski, publicysta gazet Polonii amerykańskiej. Następnego dnia Yollesa odwiedził oficer amerykańskiego wywiadu wojskowego, który też chciał wiedzieć wszystko o Matuszewskim. Tydzień później o autora wypytywał człowiek z wywiadu marynarki USA.

Dopiero po lądowaniu aliantów w Afryce Północnej stało się jasne, skąd wzięło się takie zainteresowanie służb specjalnych USA polskim działaczem emigracyjnym. Otóż Matuszewski napisał w jednym z artykułów, że wojska sprzymierzone mogą przeprowadzić desant w Maghrebie. Tymczasem Amerykanie trzymali plany w ścisłej tajemnicy. Byli pewni, że Polak musi mieć w ich dowództwie jakiegoś informatora. Mylili się, Matuszewski po prostu rozumiał politykę. Jednak podejrzenie nie było wcale absurdem. Matuszewski, zanim został polonijnym publicystą, był współtwórcą polskiego wywiadu, słynnej „Dwójki”. Kierował nią podczas wojny z bolszewikami w 1920 roku. To właśnie polscy wywiadowcy wykryli wówczas, że zbliżające się do Warszawy oddziały sowieckie dopuściły do rozszczelnienia frontu. Ta wiadomość umożliwiła przeprowadzenie uderzenia znad Wieprza i zwycięstwo w Bitwie Warszawskiej.

Strach Roosevelta

Ignacy Matuszewski trafił do Stanów Zjednoczonych w 1941 roku. Wspólnie ze znajomymi z kręgu piłsudczyków utworzył Komitet Narodowy Amerykanów Polskiego Pochodzenia. Zaczął pisać do „Nowego Świata” i „Dziennika Polskiego”. W czasie, gdy tragedia europejskich Żydów nie wzbudzała większego zainteresowania na politycznych salonach (lekceważono np. raport Jana Karskiego na ten temat), Matuszewski pisał o zagładzie warszawskiego getta. „Te ulice, zamienione dzisiaj w ostatni krąg piekła na ziemi – Krochmalna, Żelazna, Srebrna, Grzybowska – są ulicami naszego miasta, ścieżkami, po których biegło kiedyś i nasze życie. W tych murach z cegły, dźwigniętych cudzą wolą w naszej stolicy, zamknięci są ludzie znajomi. (...) Znajomi także bezpośrednio, wyraźnie, osobiście” – czytamy w jego artykule z grudnia 1942 roku. Oczywiście Matuszewski pisał też o zbrodniach na Polakach. Dziennikarz „Nowego Świata” rozumiał i celnie opisywał politykę komunistów. Na długo przed odkryciem grobów w lesie katyńskim sugerował, że polscy oficerowie zostali zamordowani. – Miał przenikliwy, analityczny umysł, a przy tym nie dotykały go ograniczenia, które na państwowy rząd nakładały zasady dyplomacji – mówi dr Maciej Korkuć, historyk IPN.

Matuszewski ostro krytykował rząd Władysława Sikorskiego za politykę wobec Sowietów. Uważał, że pakt Sikorski–Majski daje Anglikom możliwość umycia rąk od spraw naszego kraju. „Polska była ofiarą zbójeckiej umowy Hitler–Stalin. A zatem Polska tylko mogła rozgrzeszyć Sowiety w opinii światowej z ich współpracy z Niemcami” – pisał Matuszewski. Jak podkreśla dr Maciej Korkuć, także Amerykanom zależało na ociepleniu wizerunku Sowietów, z którymi się dogadywali. – Dziś tego nie rozumiemy, ale prezydent Roosevelt obawiał się głosów pokazujących, że jego polityka jest błędna. Tymczasem Matuszewski odsłaniał kulisy sowieckich działań, jakby miał dostęp do tajnych dokumentów – mówi dr Korkuć.

Opinia „Przyjaciela”

Matuszewski stał się jednym z największych wrogów komunistycznej propagandy. Bez przerwy atakowała go polskojęzyczna radiostacja im. Kościuszki. „Panu Matuszewskiemu widocznie lepiej podoba się Hitler” – ogłosiła nadająca z Moskwy rozgłośnia, komentując pisma pułkownika o Związku Sowieckim. W podobnym tonie wypowiadali się polscy komuniści działający w USA. Według Bolesława (Billa) Geberta z Komunistycznej Partii Stanów Zjednoczonych, współpracownika NKWD ps. „Ataman”, Matuszewski był „polskim działaczem profaszystowskim”. „Podkreślanie przez Polskę nieporozumień między anglosaskimi sojusznikami a Związkiem Sowieckim to czyste samobójstwo” – pisał natomiast z pozycji obiektywnego ekonomisty Oskar Lange, agent o pseudonimie „Friend”. Ścierając się z amerykańskimi komunistami, Matuszewski miał przeciwko sobie trudnego przeciwnika. Szefem rezydentury stalinowskiego wywiadu w Stanach Zjednoczonych był doskonale zorientowany w polskich sprawach Wasilij Zarubin. Ten sam, który przeprowadzał rozmowy z polskimi oficerami internowanymi w Kozielsku. Ostatecznie doprowadzono do tego, że wiosną 1943 r. Departament Sprawiedliwości wpisał Ignacego Matuszewskiego na listę {BODY:BBC}foreign agents{/BODY:BBC}. Jego teksty zostały poddane cenzurze. Polski publicysta nie zmienił linii, ale Amerykanie odrzucili twardą politykę wobec Moskwy. Doktryna powstrzymywania komunizmu powstała dopiero po wojnie, w czasach prezydenta Harry’ego Trumana. Matuszewski już wtedy nie żył. Zmarł na serce w 1946 roku.

Brawurowa akcja

Zanim w listopadzie 2016 r. ciało Ignacego Matuszewskiego przewieziono do Polski, pochowano go w Nowym Jorku. W tym samym grobie 5 lat po Matuszewskim spoczął jego bliski przyjaciel, płk Henryk Floyar-Rajchman. Znali się od dawna. Najsłynniejszą akcją, jaką wspólnie przeprowadzili, było brawurowe wywiezienie we wrześniu 1939 r. złota Banku Polskiego do Francji przez m.in. Syrię. W chwili ataku Niemiec na Polskę ponad połowa kruszcu, wartego ponad 460 mln ówczesnych złotych, znajdowała się w Warszawie, a reszta w Siedlcach, Brześciu nad Bugiem, Zamościu i Lublinie. Matuszewski i Floyar-Rajchman pod bombami Luftwaffe, przebijając się przez zatarasowane drogi, wywozili złoto ze stolicy autobusami. 13 września w Śniatyniu przy granicy z Rumunią znalazło się 75 ton kruszcu, Sprzymierzona z Polską Rumunia nie chciała zadzierać z Niemcami, ale udało się uzyskać zgodę na przewiezienie cennego ładunku przez jej terytorium. Niemiecki poseł w Bukareszcie Wilhelm Fabricius zażądał wprawdzie od szefa rumuńskiego MSZ Grigora Gafencu, by złoto potraktowano jako materiał wojenny, jednak Gafencu powiedział, że nie zna sprawy, ale obiecał śledztwo. W ten sposób zmylił Niemców, dzięki czemu Polacy zyskali na czasie i dotarli do portu w Konstancy. Robert Brett, kapitan tankującego tam niedużego brytyjskiego tankowca, usłyszał pytanie, czy przypadkiem nie zabrałby na pokład 75 ton złota, na które polują żołnierze Hitlera. Zgodził się. Statek wypłynął z portu w nocy, bez świateł, trzymając się mielizn, żeby w razie zatopienia osiąść i uratować ładunek. Kruszec dotarł do życzliwej Polsce Turcji, która zgodziła się na przewiezienie skarbu Banku Polskiego koleją do Syrii. Stamtąd złoto, także koleją, przewieziono do Bejrutu w należącym do Francji Libanie. Francuzi, za opłatą, dostarczyli kruszec do Tulonu na pokładach krążownika i dwóch kontrtorpedowców.

5 października, gdy pomimo toczących się jeszcze pod Kockiem walk Hitler odbierał w Warszawie defiladę swoich wojsk, operacja ratowania polskiego złota zakończyła się. Historia dopisała jej smutne zakończenie. Dowódcy operacji zostali w absurdalny sposób oskarżeni przez polski rząd o nadużycia, takie jak przewiezienie na koszt państwa żony płk. Matuszewskiego, Haliny Konopackiej (sławnej lekkoatletki, pierwszej polskiej mistrzyni olimpijskiej). To dlatego Matuszewski musiał później wyjechać do USA – nie zezwolono mu na wstąpienie do polskiej armii. Niejasne jest z kolei, co ostatecznie stało się z polskim złotem. Prawdopodobnie dużą część ukradli po wojnie komuniści.

Dostępne jest 17% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.