Tak się żyło na zamku Książ

ks. Przemysław Pojasek

publikacja 07.03.2017 06:00

W zbiorach prawie 2000 zdjęć nadwornego kucharza Hochbergów widać nie tylko codzienne życie książąt pszczyńskich, ale również wyjątkowość pracującej u nich służby.

Dzieci lubiły naśladować zwyczaje swoich rodziców, bawiąc się choćby w zaprzężony wóz. reprodukcja ks. Przemysław Pojasek /Foto Gość Dzieci lubiły naśladować zwyczaje swoich rodziców, bawiąc się choćby w zaprzężony wóz.

Niedawno byliśmy świadkami otwarcia wystawy w Zamku Książ, poświęconej fotografiom Louisa Hardouina, szefa kuchni z czasów księżnej Daisy. Sama historia ich odzyskania jest niezwykle ciekawa, bo zostały one przekazane przez Jean Wessel, wnuczkę kucharza fotografa. To właśnie z jej domu na przedmieściach Burlington w Kanadzie przywieźli je trzej pasjonaci tematu: Krzysztof Urbański – prezes Książa, Mateusz Mykytyszyn – prezes Fundacji Księżnej Daisy von Pless oraz Michał Wyszowski – reporter Radia Wrocław. Rozmiar kolekcji przerósł ich najśmielsze oczekiwania. Zamiast bowiem spodziewanych 300 fotografii, czekało na nich 41 kaset z dokładnie opisanymi negatywami i ponad 800 odbitek. W zbiorze znalazło się również prawie 300 zdjęć stereoskopowych, których oglądanie w specjalnym urządzeniu pozwoliło zobaczyć świat dworu książęcego w trójwymiarze. Odzyskano również cenne dokumenty, z których można się dowiedzieć  m.in., że na co dzień rodzina księżnej Daisy zatrudniała do obsługi zamku 500 osób. Nie była to jednak zwykła służba – kunszt i wyjątkowość zatrudnionych w zamku doskonale obrazują zdjęcia autorstwa Hardouina.

Kucharz artysta

Ten wyjątkowy kucharz urodził się w 1881 r. w St. Benoit we Francji. Wiadomo, że pracował w kilku arystokratycznych rezydencjach w Londynie. Potem Louis Hardouin towarzyszył książęcej rodzinie od 1909 r. aż do 1925 r., z przerwą na czas internowania podczas I wojny światowej. Był on wówczas jedną z pierwszych ofiar nagonki na obcokrajowców przebywających na terenie cesarskich Niemiec. Hardouin został uwięziony w 1914 r. we Wrocławiu. Dotychczas zawsze pogodny szef kuchni w celi niemal całkowicie stracił nadzieję. Z późniejszych relacji jego syna wiadomo, że dzięki wstawiennictwu księżnej Daisy został przeniesiony do lżejszego więzienia, skąd wyszedł po dwóch latach. Wrócił do pracy na dworze Hochbergów, tam odzyskał siły i pogodę ducha. Wrócił także do swojej pasji – fotografowania. O jego wyjątkowym usposobieniu świadczą nie tylko przekazy, ale i liczne fotografie, na których niemal zawsze jest uśmiechnięty. Również zabawne sceny portretujące życie zamku pokazują jego niezwykłe poczucie humoru.

Dbali jak o swoje

Głównym królestwem Louisa była oczywiście kuchnia. Wyłożona białymi kafelkami, mieściła się na piątym piętrze zamku. Jej lokalizacja nie była przypadkowa, uniemożliwiała bowiem rozprzestrzenianie się zapachów na pozostałe piętra. Znajdujące się w niej trzy piece pozwalały obsłużyć cztery jadalnie, do których prowadziły windy zwożące potrawy. O wyjątkowości tego miejsca i pracującej w nim obsługi może świadczyć niezwykła sterylność naczyń, najnowocześniejszych sprzętów, podłogi, a nawet śnieżnobiałych kitli kucharzy. Również sąsiadujące z kuchnią chłodnie, działające od wiosny do późnej jesieni, były zawsze zaopatrywane nie tylko w świeżą dziczyznę, ryby czy warzywa, ale i w materiał chłodzący, którym były ogromne tafle lodu z pobliskich stawów. Warunki były więc idealne, by armia kuchennych pracowników mogła schlebiać najbardziej wyrafinowanym gustom pary książęcej i ich gościom, wśród których nie brakowało koronowanych głów. Do stołów podawało 24 lokajów, którzy podobnie jak pozostała służba byli traktowani z szacunkiem. Dowodem na to mogą być służbowe pokoje, wyposażone w łazienki, ale również wspólne podróże z rodziną von Pless po Europie, poczynając od Wenecji, przez Paryż, Berlin, aż po Kraków.

W dobrym nastroju

Taka atmosfera sprawiała, że każdy zatrudniony w zamku czuł się tutaj dobrze. Pozwalało to nie tylko ze spokojem wypełniać obowiązki, ale również dołożyć do nich nieco humoru, z którego nie tylko szef kuchni był znany. Fotografowani dość często przez Hardouina kominiarze byli na fotografiach prawdziwymi akrobatami, którzy niejednokrotnie popisywali się swoimi umiejętnościami. – Kominiarze w tym czasie chodzili boso po kalenicach, nie mieli też żadnych zabezpieczeń – opowiada Beata Lejman, autorka scenariusza wystawy. Hardouin uwiecznił też na fotografiach dzieci przebywające w zamku. A te nieraz płatały psikusy – chowały się w ogromnych kuchennych garnkach, a w ogrodzie – w stertach dopiero co zgrabionych liści. Fotografie Louisa Hardouina – kucharza z zamku Książ – można zobaczyć na zamkowej wystawie.