Świat Tolkiena w Turawie

Karina Grytz-Jurkowska

publikacja 21.08.2017 06:00

– Wolne Plemiona, udało wam się przedrzeć przez oblężenie, donieść część zapasów do Henneth Annûn, choć ponieśliście duże straty. Dzięki temu zyskaliście trochę czasu, ale to nie koniec walki... – usłyszeli gracze po bitwie.

To jeszcze nie wszyscy uczestnicy Ennorath 2017. Karina Grytz-Jurkowska To jeszcze nie wszyscy uczestnicy Ennorath 2017.

Krasnoludy, elfy, hobbici, Rohirrimowie i Wolne Plemiona zagłębiły się w przerażające lasy Ithilien, okupowanego przez Siły Ciemności Gondoru. Obie strony konfliktu, choć mają tam przyczółki, czują się niepewnie i odczuwają wszechogarniającą obecność przeciwników – to sceneria 10. zlotu Ennorath, miłośników świata wymyślonego przez J.R.R. Tolkiena. Wydarzenie tym razem miało miejsce nad... Jeziorem Turawskim. W urokliwym i pełnym jagód lesie przez kilka dni trwała gra terenowa, a między drzewami można było zobaczyć niezwykłe postacie i stwory, sceny bitwy i oblężenia. Były też turnieje, starcie o flagi, bitwa łuczników, konkursy wiedzy tolkienowskiej i klimatyczne ogniska ze śpiewami bardów.

Na konwent zorganizowany przez Stowarzyszenie Miłośników Śródziemia przybyło ok. 60 fanów „Władcy pierścieni” czy „Hobbita” z całej Polski – z Gdańska, Warszawy, spod Poznania i z południa kraju. – Co roku jest to inne miejsce, staramy się, by były one różnorodne. Tu mamy teren bardzo ciekawy na grę, a przy polu namiotowym jest sklep, jezioro, węzeł sanitarny,więc wszystko, czego potrzeba – tłumaczy Michał „Radi” Rukasz.

I dodaje: – A co do uczestników – to fajnie, że nigdy nie wiadomo, jaki będzie rozkład sił. Jeśli więc na przykład jest duża przewaga jednej strony, to w zadania wprowadza się jakieś rozgrywki wewnątrz tej grupy, żeby coś się działo. Siły Ciemności chyba tylko raz były w przewadze. Każdy z uczestników przysyła wcześniej opis postaci, w którą zamierza się wcielić, zarysowana zostaje fabuła i zadania, a potem wszystko zależy od graczy.

Prócz głównego zadania każde z plemion i każdy uczestnik ma swoje cele. A ponieważ nie są one znane innym, często dochodzi do niespodziewanych sytuacji, zwrotów akcji bądź śmiesznych pomyłek... Na przykład Dúnedainowie mieli znaleźć grobowiec Akteriona Żelaznego, zabezpieczyć i przenieść jego szczątki. Podczas raportu stwierdzili, że nie wykonali zadania, bo płyta, którą już zlokalizowali, zniknęła. Okazało się wśród gromkiego śmiechu, że na dziwny przedmiot po nich natknęli się piraci z wrogiego obozu i nie wiedząc, co to, zabrali i użyli jako tarczy oraz umocnień.

Inni grali na dwa fronty, lawirowali między stronami albo próbowali z każdym handlować. – Jak Czarna Pani patrzyła, to tłukliśmy się z Wolnymi Plemionami, jak jej nie było, za drobną opłatą odprowadziliśmy ich strażniczkę bezpiecznie do obozu, bo przecież nic do niej nie mieliśmy... Więc i zarobiliśmy, i nie podpadliśmy nikomu – śmieje się Krystian „Jarlabanki” Bas. – Ja grałem szlachcica, który przeżywał pewien upadek, chciał wykorzystać magię, ciemne siły do zdobycia większej władzy. W obu obozach starał się coś ugrać, osłabiając je i zyskując dla siebie jakieś cenne artefakty.

Świat Tolkiena jest generalnie czarno-biały, ale nawet u niego są postacie, które nie zawsze są dobre albo złe, w każdej jest jakaś tajemnica albo ułomność, które je wzbogacają. Na Ennorath jestem trzeci raz, ale jeżdżę też na inne LARP-y (live action role-playing – wydarzenia posiadające określone zasady oraz początek, ale bez sztywnego scenariusza, podczas którego uczestnicy wcielają się w wybrane postacie). To pozwala mi po powrocie zobaczyć swoje stare problemy w trochę innych barwach, rzucić na nie inne światło i przez to łatwiej je rozwiązać – przyznaje Mariusz „Arius” Kur.

Uczestnicy podsumowują, że to oderwanie od zwykłego życia, normalnego świata, forma sportu, ale i zabawa rozwijająca wyobraźnię, kreatywność oraz okazja do poznania ciekawych ludzi. – Efektem takich zlotów i wspólnej pasji są przyjaźnie, jest wiele par i już kilka małżeństw, przyjeżdżają rodzice z dziećmi. Sam w 2006 roku poznałem na nim tę oto panią, która jest teraz moją żoną, a naszym świadkiem był obecny też tu kolega Michał „Radi” – mówi, wskazując na Justynę „Meoi” Zabost, jej mąż Michał „Belegarion”.

Jedną z uczestniczek, która przyjechała z 8-letnią córką, jest Paulina Przygocka, na co dzień audytor wewnętrzny w dużym koncernie. – Na zloty zaczęłam jeździć 14 lat temu, od dwóch lat jeżdżę z córką, młodsza też już nie może się doczekać. Mimo burzy i przemoknięcia zabawa była świetna. To dla nas taka odskocznia od rzeczywistości, a dla dzieci okazja do poznania wielu ciekawych rzeczy, jak np. strzelania z łuku, gotowania na ogniu, walki mieczem, szycia i dawnego rzemiosła, bo są wśród nas m.in. rekonstruktorzy. Tu jest taka mieszanka historii, przyrody i surwiwalu – przyznaje.

Dostępne jest 24% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.