Kręci mnie Madryt

ks. Roman Tomaszczuk; GN 10/2011 Świdnica

publikacja 18.03.2011 06:30

A jakby tak w sam środek wakacyjnego klimatu wbić krzyż? A w tłum beztroskich młodych wilków wpuścić nawiedzoną zakonnicę, starego papieża, nawróconego żołnierza czy niespełnionego architekta? Co wtedy? Wszystko albo nic.

Kręci mnie Madryt ks. Roman Tomaszczuk/ GN Tę koszulkę otrzymałem jako zachętę do przygotowania młodych na spotkanie w Madrycie – mówi ks. Paweł Łabuda.

Parafialny bus. Ogromna rzadkość w parafiach diecezji. Tutaj jednak jest i służy: a to wyprawie młodzieży do Bukowiny Tatrzańskiej (żeby nie zmarnować ferii), a to dotarciu do Wierzbic, gdzie siostry opiekują się niepełnosprawnymi dziećmi (żeby je odwiedzić i dać im trochę siebie), albo pielgrzymce proboszcza z ojcami ministrantami (ci drudzy są podporą tego pierwszego, trzymają więc razem) ewentualnie zwykłemu wypadowi do kina lub na stok (bo wtedy młodym najkrócej do księdza, ich opiekuna). Słowem: parafialny bus – zaproszenie do zaangażowania.

Płonę!

Młody ksiądz Paweł Łabuda nie mógł ścierpieć, że jeszcze tylko chwila i przejdzie mu koło nosa szansa na wielką wakacyjną przygodę. Wielką nie tyle przez krajobrazy (ostatecznie zawsze można obejrzeć sobie ładne zdjęcia w albumie albo dać się wciągnąć w pasjonującą relację na Travel Planet), ale z powodu klimatu (i nie idzie o temperaturę powietrza, bo to także można sobie załatwić na miejscu, w saunie). – W 2005 r. byłem w Kolonii – wspomina wikary z Bielawy, wtedy kleryk. – Tam po raz pierwszy spotkałem setki tysięcy młodych, dla których katolicyzm nie jest wstydliwym obciążeniem w spadku po rodzicach. Jest oczywistością. Duchowym powietrzem, o którym się nie myśli w żaden specjalny sposób, ale dzięki któremu się żyje! – zapala się, a policzki płoną rumieńcem. – Przez kilka dni widziałem, jak może wyglądać świat, w którym pozwala się, żeby ewangeliczna wiara była zasadą porządkującą relacje, zachowania i czas. Przejmujące doświadczenie. Chciałem więcej! – zapewnia.

Czas seminarium nie pozwolił jednak na wyjazd do Sydney, gdzie Benedykt XVI zaprosił młodych z całego świata. Potem były święcenia kapłańskie i pierwsza placówka: parafia pw. Wniebowzięcia NMP w Bielawie. – Nie jest łatwo pozbierać się w pierwszych miesiącach pracy duszpasterskiej, dlatego pewnie Pan Bóg upomniał się o swoje, stosując wybieg – opowiada.

Con mucho gusto!

– Usłyszałem, gdy zatelefonowałem do Jacka Kowalewskiego z propozycją, by pomógł mi zorganizować parafi alny wyjazd na Światowe Dni Młodzieży do Madrytu – cieszy się ks. Paweł (jego znajomy odpowiedział bowiem: „Z przyjemnością!”). To miniony październik, to znaczy, że od dwóch lat trwały już przygotowania do Madrytu. Od dwóch lat młodzi z całego świata pokonywali kolejne etapy drogi na 26. spotkanie z papieżem. Czy można to jakoś nadrobić? – kołatało w głowie księdza od młodych.

Skąd się wziął pomocny Jacek? – Pan Jacek ze swoją rodziną to jasnogórscy pielgrzymi. Szli w mojej grupie – mówi ks. Paweł. A ponieważ mieszkają w Madrycie, to nietrudno było uznać, że Pan Bóg wie, co robi. – To rzeczywiście był pierwszy impuls, żeby wybrać się do Madrytu – przyznaje wikary. – Zacząłem się rozglądać za kimś, kto pomoże mi w przejściu oficjalnych procedur zgłoszenia parafialnej grupy. Było już późno – opisuje kolejne kroki. – Zagadnąłem o wsparcie ks. Krzysztofa Orę. Ten mi odpowiedział, że owszem, coś się w tym temacie robi, ale aktualnie fotel dyrektorski tej imprezy ma wakat – śmieje się. I tak, zupełnie niechcący, wikary, który myślał o sobie i swoich ludziach, zaczął myśleć o młodych całej diecezji. I myśli. Intensywnie i skutecznie. A bus zamienił na autobus, chociaż już nie parafialny.

Ale jazda!

Pierwsze informacje z terenu kraju były mało zachęcające. Wyjazd miał kosztować ponad trzy tysiące złotych. Młodzi Polacy jednak nie mają tyle kasy. Ich rodzice także. Poza tym za takie pieniądze można pojechać na niezłe wakacje w bardziej egzotyczne klimaty niż Hiszpania.

– Poszukiwania oszczędności przyniosły pożądane efekty – cieszy się ks. Paweł. – My jedziemy za 1700 zł od osoby. To naprawdę rewelacyjna cena – zapewnia i zaczyna wyliczankę: – Jedziemy na dwa tygodnie. Pierwszy etap to diecezja Tarragona. Zwiedzimy tam biskupie miasto, poznamy jego mieszkańców, weźmiemy udział w atrakcjach, które przygotowują dla nas gospodarze. Odwiedzimy Barcelonę, w której Benedykt XVI niedawno poświęcił kościół Gaudiego. Oczywiście trzeba będzie rzucić okiem na Camp Nou – zapewnia wszystkich kibiców Barcy. W Tarragonie młodzi z diecezji świdnickiej spotkają się z rodakami z Kościoła bydgoskiego, ale także z Czechami i Włochami. Ostatnie dni pobytu to udział w bogatym programie madryckiego spotkania oraz podsumowanie wyprawy: czuwanie i Msza św. z Benedyktem XVI.

Organizator wyjazdu nie ukrywa, że uczestnicy będą mieli także miłe niespodzianki… ale oczywiście ich szczegóły nie powinny w tym momencie ukazać się w druku.

Z lampką w ręku

Jan Paweł II mówił, że ŚDM znaczy: „Wyjść na spotkanie Boga”. Przemek Banda i Marta Gucwa tak właśnie myślą o tej wyprawie. Oboje to licealiści z I LO w Dzierżoniowie. On – dziewiętnastolatek z Ratajna, a ona siedemnastolatka z Bielawy. – Coraz trudniej spotykać dzisiaj ludzi, raczej ich mijamy, tym trudniej spojrzeć w oczy Bogu – mówi chłopak. – Jeśli pragnienie doświadczenia Jego obecności będzie mocne w tylu tysiącach młodych, to nie mam wątpliwości, że Bóg odpowie na to zaproszenie – decyduje się wyciągnąć wnioski z ewangelicznego zapewnienia: „Gdzie dwaj, albo trzej zgromadza się w imię Moje…” – Żeby efekt był pewniejszy, jedziemy do Madrytu z paczką znajomych – dorzuca.

Marta o ŚDM najpierw nasłuchała się od swojej mamy. – Wspominała o tym, co się działo w roku 1991 w Częstochowie – mówi. – Postanowiłam sama się przekonać, czy faktycznie klimat tych dni jest taki niezwykły. Urzeka mnie fakt, że będzie nas tam tak wielu. Młodych, nowoczesnych katolików, którzy nie traktują swojej wiary jak wstydliwego reliktu, ale z odwagą głoszą, że zaufali Jezusowi. To będzie coś mocnego. Musi być! – wpatruje się oczami duszy w przyszłość, a w sercu już układa cały scenariusz.

Pojawiają się kolejne kadry opowieści o tym, jak młodzi XXI wieku wychodzą na spotkanie Oblubieńca. Wychodzą z kagankami zawierzenia. Niektóre płoną delikatnie i byle wiatr może je zdmuchnąć. Inne ochraniane przez zaangażowane serce nie są tak bezpardonowo wystawione na przeciwności życia. Są i takie, w których ciemną lampę rozżarza jedynie pragnienie nawrócenia. Tym trzeba pomóc. Marta jest gotowa.

Dziewięcioro komandosów

Tydzień w Madrycie to kilkaset tysięcy młodych, dla których życie to nie tylko walka o pozycję, wykształcenie, konkurencyjność czy zapobiegliwość. To młodzi przygotowani do wyzwań, jakie niesie wiara. Jej znakiem jest krzyż. Ten sam, który dwa lata temu odwiedził Strzegom.

Krzyż ŚDM to niezwykły świadek przemiany, jaka dokonuje się w każdym, kto zgodzi się, by wyrósł w jego codzienności. Młodzi gromadzą się wokół niego. I chociaż wielu z nich musi walczyć o wierność krzyżowi, o prawdę krzyża, o krzyżowy sprzeciw czy radykalizm, to jednak podczas święta młodych krzyż wyzwala przede wszystkim entuzjazm.

Euforia przynależności do krzyża zwycięża obawy, niepewność, wstyd czy poczucie winy, w jakie wpędza codzienność, w której nie ma miejsca dla Mistrza. – Nie powinno zatem dziwić, że chcę, by znak tego krzyża na stałe znalazł miejsce we wspólnotach i w wydarzeniach związanych z młodzieżą – mówi ks. Paweł. Duchowny zamarzył sobie, by wykonać kopię tego krzyża. Kopię, która byłaby nie tylko odniesieniem do ŚDM, ale także stawała się znakiem jedności, tego wszystkiego, co dzieje się w diecezji dla młodzieży, z nią i dzięki niej.

Organizatorzy spotkania w stolicy Hiszpanii zadbali, by wyjaśnić młodym, o co chodzi, gdy staje się pod krzyżem. Zaproponowali dziewięcioro patronów tego spotkania. Do niedawna było ich ośmioro, ale Jan Paweł II dołączy do ich grona. Dziewięcioro komandosów Pana Boga. Ludzi od zadań specjalnych. Są wśród nich przede wszystkim święci Hiszpanie: Teresa z Avila, Ignacy Loyola, Franciszek Ksawery, Jan od Krzyża, Izydor Oracz, Maria de la Cabeza, Jan z Avila, Rafael Arnáiz, ale także Róża z Limy i Papież Polak. Młodzi będą poznawać ich niezwykłe życiorysy, a nawet więcej – zostaną oddani pod ich opiekę. Przyjaciele z nieba zawsze się przydają!

Zakład Pascala

Wielki filozof zapisał w swoich „Myślach”: „Zważmy zysk i stratę, zakładając, że Bóg jest (...), jeśli wygrasz, zyskujesz wszystko; jeśli przegrasz, nie tracisz nic”. Przekonywał, że warto żyć tak, jakby Bóg istniał, bo człowiek ma wtedy do wygrania niebo. Podobnie jest z wyjazdem do Madrytu. Trzeba spróbować. – Do zyskania jest wszystko, czyli doświadczenie Kościoła, o jakim nawet nie można śnić we własnej parafii – zachęca ks. Paweł i dorzuca z rozbrajającą radością: – Mnie to kręci! Co jest do stracenia? Nic. 1700 zł za dwa tygodnie w Hiszpanii – za słońce, plażę i krajobrazy – to nie jest wygórowana cena.

 

TAGI: