Jezus żyje na wyspach

Krzysztof Król, GN 8/2011 Zielona Góra

publikacja 26.03.2011 06:30

Zieloną Górę i Derby w Anglii dzieli ok. 1,5 tys. kilometrów. Tylko pozornie to daleko.

Jezus żyje na wyspach Archiwum Stanisława Rębisza/ GN Kilkunasto-, trzydziesto-, czterdziesto i siedemdziesięciolatki - taka była rozpiętość wiekowa uczestników kursu. Znowu połączyła ich Wiara.

Płakałam strasznie na samą myśl, że jadąc do Anglii, nie będę miała z kim się modlić tak, jak w grupie Odnowy w Duchu Świętym w parafii Podwyższenia Krzyża w Zielonej Górze, gdzie rozkochałam się w Bogu – mówi Krystyna Brożyna, która trzy lata temu poleciała z synem Tadeuszem do Anglii. W Derby czekał na nią mąż Stanisław i córka Anna. – Chcieliśmy, aby rodzina była znowu razem. Nasze marzenie spełniło się po dwóch latach rozłąki – wyjaśnia pani Krystyna.

Oj, działo się

– Maż pracował i mieszkał w Klubie Polskim przy Centrum Katolickim, a córka studiowała na uniwersytecie w Derby – opowiada pani Krystyna. Nie było tam żadnych grup modlitewnych. – Po czterech miesiącach pobytu podeszła do mnie kobieta i lekko podekscytowanym głosem powiedziała, że słyszała o mojej przygodzie z Odnową w Duchu Świętym. Oznajmiła, że długo czekała, aż w Anglii pojawi się ktoś, z kim będzie mogła razem się modlić – opowiada. Była to Grażyna Bandura. Obie panie założył grupę modlitewną. 2 stycznia 2009 roku odbyło się pierwsze spotkanie. Były cztery osoby i ksiądz. Z czasem przybywali kolejni i pod koniec września było już ponad 20 osób. – Za namową proboszcza przenieśliśmy nasze spotkania do kościoła, a grupę nazwaliśmy „Jezus żyje” – tłumaczy Krystyna.

Dwa lata temu odbył się Kurs Filip, na który przyjechało 120 osób z całej Anglii. Poprowadził go nasz diecezjanin, ks. Waldemar Grzyb. – Po kursie w moją grupę modlitewną powiał wiatr, który zaprowadził ją na kolejne kursy i rekolekcje. Oj, działo się – wspomina. Natomiast w lutym 2011 r. w Derby odbył się Kurs Animacji Modlitwy Charyzmatycznej. Przyjechali dawni przyjaciele z Zielonej Góry, a poprowadzili go ks. Artur Adamczak, ks. Robert Patro, Maria i Bogumiła Moskaluk oraz Łukasz Iwaniec. – Kurs przygotowuje do prowadzenia spotkań modlitewnych, a także jest wprowadzeniem w modlitwę osobistą i wspólnotową. Przede wszystkim pokazujemy uczestnikom, że ta modlitwa musi mieć odzwierciedlenie w naszym codziennym życiu – wyjaśnia ks. Robert Patro.

Rekolekcyjne warsztaty były bardzo potrzebne polskiej wspólnocie w Anglii. – Przy tym spontanicznym rozwoju, uczestnictwie w licznych kursach, rekolekcjach, spotkaniach, należało wiele rzeczy uporządkować, poukładać i nazwać po imieniu – wyjaśnia Krystyna Brożyna. W trzydniowym spotkaniu uczestniczyło ok. 80 Polaków z różnych części Anglii m.in. z Birmingham, Nottingham, Bretford, Sheffield, Manchesteru, Londynu i oczywiście z dwustutysięcznego Derby. – Ludzie, którzy nas przyjęli, okazali mnóstwo ciepła. Zupełnie zaprzeczyli przekonaniu, że na emigracji Polacy są bardzo zadufani w sobie i mają klapki na oczach – zauważa Łukasz Iwaniec i dodaje: – Wielu z nich przyjechało z wcześniejszym doświadczeniem wspólnot parafialnych i chcą kontynuować spotkania również na Wyspach.

Uratowane małżeństwo

– O kursie dowiedziałem się od przyjaciół z Odnowy w Duchu Świętym w Derby, a zwłaszcza od Roberta z Nowej Soli, który mocno działa w tej grupie i podjął się pomocy przy zorganizowaniu kursu – opowiada Stanisław Rębisz z Nottingham, który uczestniczył w kursie ze swoją żoną Magdaleną. Oboje pochodzą z Zielonej Góry. Sześć lat temu wyjechali do Anglii zacząć nowe życie. Dziś Magdalena jest laborantką na Uniwersytecie Nottingham, a Stanisław kierowcą ciężarówki w firmie spedycyjnej. Mają córeczkę Aleksandrę. Całą rodziną na Msze święte uczęszczają do jedynego polskiego kościoła w Nottingham, któremu patronuje Matka Boska Częstochowska. Kurs był przełomem w ich życiu. – Przeżywaliśmy dość poważny kryzys małżeński – mówi Stanisław. – Bardzo poruszyło mnie świadectwo żony, która już od dawna nie nosiła obrączki i wręcz spisała nasze małżeństwo na straty. W pewnym momencie, wyszła na środek, opowiedziała o tym, jak dotknął ją Jezus i założyła obrączkę. Powiedziała, że chce ją znowu nosić, odbudowywać nasz dom i rodzinę. Od tego momentu bardzo się staramy nie zgasić tego, co na nowo zostało nam dane – zwierza się.

Owoców kursu było znacznie więcej. Zbiegł się on z założeniem grupy Odnowy w Duchu Świętym w Nottingham. – Tuż przed kursem odbyło się pierwsze spotkanie modlitewne. Wiedzieliśmy, że coś chcemy zrobić, ale dopiero ten kurs pokazał nam drogę – mówi S. Rębisz. – Moim pragnieniem jest zapełnić cały nasz kościół ludźmi pragnącymi uwielbiać naszego Pana – dodaje. Jest co robić. Szacuje się, że w Nottingham przebywa około 8–10 tysięcy Polaków, z których tylko 10 proc. chodzi do kościoła.

Nadejdzie dzień powrotu

W Anglii mieszkają trzy pokolenia Polaków, każde ma swoją specyfikę. – Pierwsza fala to emigracja powojenna, czyli głównie żołnierze armii Andersa, druga związana jest z ucieczką naszych rodaków w czasie stanu wojennego, a ostatnia emigracja jest typowo zarobkowa – tłumaczy ks. Patro. Szacuje się, że w samym tylko Derby jest ok. 10 tys. Polaków. Pomimo że na ulicach często się słyszy polski język, to tłumów w kościele nie ma. Polskie misje w Wielkiej Brytanii dla wielu są jednak kolebką wiary i patriotyzmu. – Tęsknota za krajem i świadomość polskości w tych ludziach jest bardzo silna – zauważa ks. Patro. – W Polsce przyzwyczajeni jesteśmy do księży, języka, kultury, tradycji i niejednokrotnie przechodzimy obok tego wszystkiego obojętnie. Kiedy jednak jest się na obczyźnie i kontakt z językiem polskim jest mocno ograniczony, a warunki bytowe wcale nie są takie proste, to ludzie lgną do misji katolickich – dodaje. W rodakach skupionych przy tych kościołach Bogumiła Moskaluk zobaczyła wielkie pragnienie Boga. – Każdy z katolików powinien wyjechać co jakiś czas, żeby docenić to, co mamy. W Polsce często jest kłopot z niedzielnym uczestnictwem we Mszy św., choć kościół stoi tuż obok. Tam okazuje się, że ludzie potrafią jeździć z małym dzieckiem po kilkadziesiąt kilometrów, żeby ze wspólnotą uczestniczyć we Mszy św. i spotkaniu modlitewnym – mówi Bogumiła i dodaje: – Polscy katolicy robią tam niesłychanie dobrą robotę. Dla mnie wzorem jest grupa „U Przyjaciela” z Londynu, która ewangelizuje nie tylko Polaków, ale także inne narodowości.

Życie w Anglii nie jest łatwe. Wielu ponosi porażkę, ale inni odnajdują tu swoje miejsce. – Tutaj cały system socjalny został stworzony dla człowieka, a nie dla pieniędzy. Jeśli ktoś chce umówić się do lekarza, wystarczy że doda swoje nazwisko do listy na stronie internetowej przychodni – podaje przykład Stanisław Rębisz. – Oczywiście są też problemy. Jednym z największych jest bezrobocie. Od czasu kryzysu wielu ludzi straciło pracę i nie może do tej pory jej dostać – wyjaśnia. Nasi rodacy nie ukrywają, że tęsknią za krajem. – Wiem, że w końcu nadejdzie dzień, kiedy spokojnie wrócimy na stałe do Polski, ale na razie nie liczymy dni ani lat do powrotu. Po prostu czekamy z nadzieją – mówi Stanisław Rębisz i dodaje: – Jedyne, co nas martwi, to fakt, że tak samo mówiła starsza Polonia. Niemal każdy z nas, wyjeżdżając, mówił, że to tylko na kilka miesięcy, a minęło już kilka lat.