Pielgrzym numer 008

Andrzej Kerner, GN 8/2011 Opole

publikacja 30.03.2011 06:30

Gdyby Karol Wacławczyk jeździł wzdłuż równika, byłby właśnie w połowie siódmego okrążenia kuli ziemskiej.

Pielgrzym numer 008 Andrzej Kerner/ GN Nad mapą z odwiedzonymi krzyżami pokutnymi.

Karol Wacławczyk z Zabełkota na rowerze przejechał już około 260 tysięcy kilometrów. Wszystko pieczołowicie udokumentowane wpisami i pieczęciami w książeczkach, zdjęciami i potwierdzone dziesiątkami odznak turystyki kolarskiej, które nie mieszczą się już w gablocie w dużym pokoju domu pana Karola. Obok tej gabloty, która jest jego dumą, wiszą dwa dokumenty: błogosławieństwo papieskie Benedykta XVI oraz dyplom uzyskania odznaki i tytułu „Chrześcijański Pielgrzym Świata”.

Od 4o lat w trasie

Karol Wacławczyk turystykę kolarską uprawia od 40 lat. Jeździ, bo lubi. Zdobywa kolejne stopnie odznak dla własnej przyjemności. – Wszystkie urlopy poszły na to. Ale urlop na rowerze to był prawdziwy odpoczynek po roku ciężkiej pracy – mówi pan Karol, który jest emerytowanym pracownikiem Rafako. – Teraz robię „Drewniane kościoły Opolszczyzny” i „Krzyże pokutne” – mówi. Robi, czyli jeździ, ogląda, dokumentuje swój pobyt. Zdobycie kolejnych stopni odznak (np. popularnej, brązowej, srebrnej, złotej itp.) jest obwarowane rygorami i szczegółowymi wymaganiami. – Ja to jednak robię dla przyjemności, a nie dlatego, że muszę. Zrobię to zrobię, nie to nie. Niektórzy mówią: muszę jeszcze zdobyć to, zdobyć tamto. Jak „zaliczają” kolejny kościół, to nawet go nie obejrzą, a już podjeżdżają pod plebanię po pieczątkę do księdza – mówi kolarz z Zabełkowa. Dodaje, że nie zawsze kolekcjonujący punkty do odznak turystycznych PTTK robią to uczciwie. Niektórzy jeżdżą samochodami, inni podbijają książeczki dla kilku osób. Pan Karol, dojeżdżając do kościoła jako punktu docelowego, pierwsze kroki kieruje do świątyni. Pomodli się, a jeśli jest okazja, uczestniczy we Mszy świętej.

Patrzymy na gablotę z ponad stu odznakami turystycznymi. Którą ceni najbardziej? – Oczywiście „Chrześcijański Pielgrzym Świata”! – odpowiada bez najmniejszego wahania Karol Wacławczyk. Żeby ją zdobyć, musiał odwiedzić 2000 kościołów. Odwiedził 2039. – Sam nie wierzyłem, że mi się uda zdobyć tego „Pielgrzyma Świata”, a jeszcze mogłem z 200 kościołów dodać – mówi K. Wacławczyk. W tej liczbie znalazły się 154 kościoły wyznaczone jako obowiązkowe w Polsce i 6 za granicą: katedry w Kolonii, Pradze, Wiedniu, Wenecji oraz bazyliki św. Franciszka w Asyżu oraz św. Piotra w Rzymie. Ze zdobyciem potwierdzenia, że dojechał rowerem do Watykanu, było trochę kłopotów. – Była niedziela, księgarnie zamknięte. Poszedłem na pocztę, znając jedno słowo po włosku: timbro, czyli pieczątka. Pokazuję urzędniczce moją książeczkę kolarską i mówię jej, że chcę timbro, timbro. A ona zaczęła coś wykrzykiwać i wołać policję. Więc lepiej było się oddalić – śmieje się pan Karol.

Kiedy w 1991 roku PTTK wspólnie z komisją ds. sportu Episkopatu Polski ogłosiły możliwość uzyskiwania „Kolarskiej Odznaki Pielgrzyma”, wielu rzuciło się do jej zdobywania. Odznaka ma 8 stopni, których najwyższym jest przyznanie tytułu „Chrześcijański Pielgrzym Świata”. Po zdobyciu pierwszego stopnia Karol Wacławczyk był 83 na liście. A potem piął się w górę. Był 15, 14, by wreszcie na najtrudniejszym do zdobycia stopniu stanąć jako numer 8. – Jakbym się uparł, to miałbym numer 3, bo w Rzymie byłem razem z kolegami, którzy mają numery 1 i 2. Ale ja to robię dla przyjemności, nie na siłę – podkreśla pan Wacławczyk. Zdobywanie tytułu trwało 18 lat, do roku 2009. – Miałem rok przerwy, opiekowałem się chorą mamą. Wtedy nie jeździłem – mówi krótko Chrześcijański Pielgrzym Świata.

Wszędzie pięknie

Karol Wacławczyk legitymuje się wieloma tytułami, sprawnościami i uprawnieniami. Pokazuje mi kilkanaście albumów z fotografiami dokumentującymi miejsca, do których dotarł sam albo z przyjaciółmi, znajomymi z klubów turystyki kolarskiej. Tysiące zdjęć. Zadziwia mnie wiedzą na temat miejsc historycznych i świętych, ich topografii, historii i znaczenia. Polskę zna jak mało kto – nie ma w tym cienia przesady. Przejeździł nasz kraj dookoła wielokrotnie, a jeden rajd wokół Polski to mniej więcej 4 tysiące kilometrów. – Wszędzie jest ciekawie. Trudno mi wyróżnić jakieś miejsce – przyznaje. Ale ma parę swoich ulubionych. Jednym z nich jest most obrotowy w Giżycku, jeden z dwóch w Europie obracanych ręcznie. – Najpierw nie mogłem namówić grupy, żeby poczekali przy moście jeszcze pięć minut, a zobaczą coś ciekawego. A potem nie mogłem ich stamtąd oderwać – śmieje się pan Karol. Przez lata rowerowych podróży i pielgrzymek obserwuje zachodzące zmiany. – Jeszcze w latach 80. nie było żadnego problemu z noclegiem. Gospodarze chętnie udostępniali swoje stodoły czy ogrody i łąki na rozbijanie namiotu. Teraz nie ma najmniejszych szans. Ludzie się boją – mówi. Dlatego jeździ już bez przyczepki, w której woził namiot, materac, sprzęt do gotowania. – Nie zmieniła się wielka gościnność ludzi na wschodzie Polski. Ludzie tam są biedniejsi, często bardzo biedni, żyją w ubogich chatkach. Ale nigdy nie powiedzą, że nic nie mają. Zawsze ugoszczą i są bardzo serdeczni – podkreśla Karol Wacławczyk.

Przygoda, ach, przygoda

Przygód w ciągu 40 lat turystyki nie brakowało. Nocleg w wieży kościelnej, na skałach nad brzegiem Morza Śródziemnego czy przeprawa z rowerami przez bagna. Ale najbardziej zostaje w pamięci gościnność ludzi. Niegościnność też. – Ludzie, słysząc naszą śląską mowę, czasem zaczynają się interesować, skąd jesteśmy – przyznaje Karol Wacławczyk. Ale tylko raz sytuacja była z tego powodu na tyle niebezpieczna, że musieli z kolegą „oddalić się z miejsca zdarzenia”. Bywały zabawne nieporozumienia. Jeszcze w czasach, kiedy alkohol oficjalnie można było sprzedawać od 13.00, dwaj osobnicy w białych kaskach na rowerach, w tym jeden zapisujący coś w notesiku, zostali uznani przez grupę spożywającą pod sklepem trunek w godzinach nielegalnych za funkcjonariuszy Milicji Obywatelskiej. Wrogość w tym wypadku ograniczyła się jedynie do nieparlamentarnych komentarzy. Bywały chwile zaskakujące. – Szukaliśmy położonego w lesie sanktuarium św. Rozalii. Na rozstaju leśnych dróg nic nie zgadzało się z opisem drogi podanym przez miejscowych. Aż tu nagle z gęstych leśnych krzaków wychodzi kobieta z dwiema krowami! I ona nam wskazała właściwą ścieżkę. Czy to nie jakieś przeznaczenie ją skierowało do nas w tym momencie? – zastanawia się Karol Wacławczyk.

Monety i guziczki

Na stole w pokoju leży rozłożona mapa Dolnego Śląska. Drobnymi monetami pan Karol zaznacza na niej miejscowości, w których jest jeden krzyż pokutny. A guzikami te, gdzie są dwa. – Czasem trzeba taki krzyż odszukać w lesie czy na stoku góry, to nie takie łatwe. To jest ładne hobby, tylko człowiek się troszeczkę najeździ i naszuka – śmieje się Karol Wacławczyk. Zajęć mu nie brakuje. Co roku wybiera się w rajd krajoznawczy dookoła Polski. W ubiegłym roku był przewodnikiem rowerowego rajdu im. Jana Pawła II, w którym kraj po raz dwunasty okrążali na rowerach ludzie ze środowisk trzeźwościowych. Prowadzi rowerowe wycieczki szkolne, spotyka się z młodymi, opowiada im o swojej rowerowej pasji i wędrówkach. Skromny człowiek, który siódmy raz okrąża ziemię na rowerze.