Wybierajcie życie

Andrzej Macura

publikacja 08.04.2011 02:34

Nie można wiecznie stać w rozkroku między wiarą a niewiarą. Prędzej czy później trzeba wybrać.

Wybierajcie życie Andrzej Macura W piątą niedzielę Wielkiego Postu też chodzi o decyzję. „Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem… Wierzysz w to?”

W niedziele Wielkiego Postu wędrujemy drogą wiary za Jezusem Chrystusem. Najpierw na pustynię, by razem z Nim odrzucić wszystkie pomysły szatana. Potem na górę Tabor, by z wybranymi uczniami - Piotrem, Jakubem i Janem – zobaczyć chwałę Jezusa. Następnie na spotkanie z Samarytanką przy studni, by dowiedzieć się o istnieniu Wody, której parę łyków gasi wszelkie pragnienie. W ostatnią niedzielę spotkaliśmy niewidomego, który po obmyciu błota z oczu w sadzawce Siloe odzyskał wzrok nie tylko ciała, ale także duszy. W najbliższą niedzielę pójdziemy do grobu Łazarza.

Trudna decyzja

Widok otwierał się coraz szerszy, ale nie w głowie mi było jego kontemplowanie. Nie wyglądało to ciekawie. Stałem z dziesięć metrów nad głową Witka. Maleńkie kostki, które w przypływie rozsądku dla asekuracji pozakładałem w płytkie szczeliny, zdążyły już wylecieć. Stałem pod mokrą przewieszką. Jej środkiem ciekł strumyczek wody.  Tędy biegła dalsza droga. Wycofywać się? Tych dziesięć metrów może by się jakoś udało zejść. Ale co potem? Nie uśmiechało mi się złażenie przetykaną trawkami kruszyną. Alternatywą było pójście w górę. Tylko jak? W okapie tkwił stary hak. Wbity w najgorszym z możliwych w tej sytuacji kierunków – w dół. Gdybym odpadł zapewne bym go wyciągnął. Przewieszka niby nie wyglądała na trudną. Pierwsze kroki – ewidentne. Ale czy zdołam bezpiecznie zejść, jeśli pół metra wyżej coś pójdzie nie tak? Bo jeśli spadnę, hak mnie nie utrzyma. Trzeba było podjąć decyzję. Decyzję, od której mogło zależeć moje życie. Pokonać atawistyczny lęk przed niewiadomym i podjąć ryzyko, które na zdrowy rozum nie wydawało się zbyt wielkie. Ale czy się uda?

W końcu zdecydowałem. Raz kozie śmierć. Wyłączyłem strach i po chwili stałem już bezpieczny na płasieńce , kilka metrów ponad przewieszką. Przemieszany z niepewnością lęk zastąpiła rozpierająca serce radość. Przed nami jeszcze kilkaset metrów przygody, ale już wiedziałem: podjąłem słuszna decyzję.   

Pokonać rozpacz

W piątą niedzielę Wielkiego Postu też chodzi o decyzję.  „Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem… Wierzysz w to?” (J 11,25-26) – pyta w odczytywanej tego dnia Ewangelii Jezus siostrę zmarłego Łazarza, Martę. „Dla wspólnoty chrześcijańskiej – pisze w orędziu na Wielki Post Benedykt XVI – jest to moment szczerego złożenia, wraz z Martą, całej nadziei w Jezusie z Nazaretu: «Tak, Panie, ja wierzę, że Ty jesteś Chrystus, Syn Boży, który przychodzi na świat» (w. 27)”. Alternatywa jest prosta. „Współudział z Chrystusem w tym życiu przygotowuje nas do pokonania granicy śmierci, aby żyć bez końca w Nim” – wyjaśnia papież.  „Wiara w zmartwychwstanie umarłych i nadzieja na życie wieczne otwierają nasze spojrzenie na ostateczny sens naszej egzystencji: Bóg stworzył człowieka dla zmartwychwstania i dla życia, i ta prawda nadaje autentyczny i definitywny wymiar ludzkiej historii, ich życiu osobistemu i ich życiu społecznemu, kulturze, polityce, ekonomii. Pozbawiony światła wiary cały wszechświat zostaje zamknięty w grobie bez przyszłości, bez nadziei” – kończy papież.

A więc pozostanie w beznadziei albo zawierzenie Chrystusowi, który obiecuje życie wieczne. Tę alternatywę przypomina Kościół wierzącym w Chrystusa w piątą niedzielę Wielkiego Postu. Wybranie pierwszego, to skazanie się na wieczny lęk przed końcem. Lęk często ukrywany w zagłuszającej wszystko zabawie czy topiony w alkoholu. Wybór Chrystusa, to danie sobie szansy na życie, które nie kończy się nigdy. Co lepsze? Co sensowniejsze? Głupie pytania. A co zawierzając swoje życie Chrystusowi człowiek ma do stracenia?

Czas zdecydować

Przed podobną decyzją postawieni są w tym okresie przygotowujący się do chrztu katechumeni. „Obrzędy chrześcijańskiego wtajemniczenia dorosłych” przewidują dla nich tak zwane „Obrzędy przekazania”. Najpierw Symbolu wiary, potem Modlitwy Pańskiej. Celebrans zwraca się do nich słowami: „Drodzy bracia i siostry: posłuchajcie słów wyznania wiary, przez którą dostępujecie usprawiedliwienia. Są one krótkie, ale zawierają wielkie tajemnice. Przyjmijcie je i zachowajcie szczerym sercem”. Po czym Celebrans recytuje Skład Apostolski (Wierzę w Boga Ojca Wszechmogącego odmawiane na początku różańca) lub Symbol Nicejsko-Konstantynopolitański” (Wierzę w jednego Boga odmawiane podczas niedzielnych Mszy). Podobnie przekazuje im słowa modlitwy, w której Boga, Pana i Stwórcę wszystkiego, nazywają swoim Ojcem.

W Wielką Sobotę, przed chrztem, katechumeni odpowiedzą. Tak. Wierzę. Słowa Symbolu, staną się ich własnymi słowami; wyrazem ich najgłębszego przekonania, że wśród przemijalności świata Chrystus jest tym, który może dać życie wieczne. A potem, w chrzcie, staną się faktycznie dziećmi Bożymi i będą mogli już bez cienia przesady nazywać Boga swoim Ojcem.

W tym też dniu swoją wiarę w Ojca, Syna, Ducha Świętego, w Kościół, obcowanie świętych, zmartwychwstanie ciała i życie wieczne uroczyście potwierdzą też ci, którzy zgromadzą się na sprawowanie Wigilii Paschalnej. Z zapalonymi świecami w rękach odpowiedzą pytającemu ich kapłanowi jak siostra leżącego w grobie Łazarza:  „Tak, Panie, ja wierzę, że Ty jesteś Chrystus, Syn Boży, który miał przyjść na świat”.

Co to znaczy wierzyć?

Co jest potrzebne do zbawienia: wiara czy dobre uczynki? Alternatywa ta, stanowiąca niegdyś kamień obrazy dzielący katolików i protestantów, a odgrzewana do dziś w kłótniach na internetowych forach, jest z gruntu fałszywa. Prawdziwa wiara w Chrystusa nie jest bowiem nigdy czysto intelektualnym uznaniem jakichś religijnych tez. Inaczej niewiele różniłaby się od pierwszej lepszej ideologii. Wierzyć znaczy powiedzieć Chrystusowi „tak” całym swoim życiem; to zaufać Mu i przylgnąć do Niego. To przyjąć to, czego nauczał niezależnie od tego, czy jest to w danym momencie wygodne czy nie. Wierzyć, to spojrzeć na wszystkie bez wyjątku sprawy przez pryzmat nauczania Mistrza.  Na swoje życie rodzinne i zawodowe, na swój czas wolny i swoje rozrywki. To robić wszystko tak, jak Chrystus zrobiłby na moim miejscu.

Postawiona wobec śmierci brata Marta jest obrazem wszystkich stojących w obliczu poważnych życiowych komplikacji. „Gdybyś tu był, mój brat by nie umarł” – zdaje się wyrzucać Jezusowi. „Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem. Kto we Mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie” – odpowiada jej Jezus. „Każdy, kto żyje i wierzy we Mnie, nie umrze na wieki” – wyjaśnia. I zadaje arcytrudne w tej sytuacji pytanie: „Wierzysz w to?”

Nie wiemy, czy Jezus wskrzesiłby Łazarza, gdyby Marta odpowiedziała brakiem wiary. Ale możemy przypuszczać jak by się czuła, gdyby tak odpowiadając oglądała później wskrzeszonego brata. Dziś wielu chrześcijan zachowuje się, jakby nie do końca ufali danej przez Jezusa obietnicy życia wiecznego. I często kwestionują Jego nauczanie. Co powiedzą w dniu swojego zmartwychwstania?

A co Ty odpowiesz, gdy podczas niedzielnej Eucharystii usłyszysz słowa Jezusa: „Każdy, kto żyje i wierzy we Mnie, nie umrze na wieki. Wierzysz w to?”