Siodło, przyjaźń i Pan Bóg

Agata Combik; GN 18/2011 Wrocław

publikacja 02.06.2011 06:23

Każdy z nich ma swoją opowieść. Dla ks. Krzysztofa rozpoczęła się pewnego zimowego dnia, gdy wyruszył po kolędzie. Jedna z rodzin namówiła go, by wybrał się do szkółki jazdy konnej. Potem pojawił się pomysł z Licheniem i... zaczęło się.

Siodło, przyjaźń i Pan Bóg Archiwum uczestników pielgrzymki Na pielgrzymim szlaku.

Z człowieka, który koni wręcz się obawiał, ks. Krzysztof Dorna SDS zmienił się w wielkiego ich miłośnika. Parafia w Koczurkach, gdzie pełni duszpasterską posługę, stała się niejako ośrodkiem nieformalnej koniarskiej wspólnoty. Zawiązała się przede wszystkim wokół dorocznej konnej pielgrzymki do Lichenia, ale jej członkowie gromadzą się raz po raz – w Koczurkach i nie tylko – przy wielu innych „okołokońskich” okazjach, jak majowy piknik rodzinny, Zaduszki Koniarskie i wigilie, spotkania ułanów, ludzi związanych z końskimi sportami, kowali, weterynarzy. Bywało, że razem przeżywali Hubertusa czy dzień św. Marcina, a nawet Koniarski Bal Karnawałowy. Niedawno zgromadziło ich uroczyste poświęcenie pielgrzymiego proporca.

Do Maryi na 4 kopytach

Na I Pielgrzymkę Konną z sanktuarium św. Jadwigi Śl. w Trzebnicy do sanktuarium Matki Bożej Bolesnej w Licheniu wybrały się cztery osoby – oprócz ks. Krzysztofa państwo Oksińscy i Bogdan Golian. Na swych grzbietach nieśli ich: Joker, Ognik, Jordan i Iktorn. Pomysł na wyprawę zrodził się spontanicznie podczas rozmów przy ognisku. Nie brakło przygód – m.in. trzeba było ścigać dwa konie spłoszone złamaną gałęzią. Każda z kolejnych pielgrzymek była coraz bardziej dopracowana. Ich uczestnicy przywołują niezapomniane chwile – śpiewające w lasach ptaki, ołtarz ułożony z siodeł, specjalnie przystosowany do jazdy konnej habit kapelana – ks. Krzysztofa (zapinany na rzepy), chrzest małego koniarza w Czeszowie...

- Rozpoczynamy podróż zwykle 2 tygodnie po Bożym Ciele (tym razem 2 lipca), w Lesie Bukowym w Trzebnicy – mówi kapelan. – Udajemy się do bazyliki, by pomodlić się i ucałować relikwie św. Jadwigi, następnie jedziemy w stronę Koczurek, gdzie jest pierwszy nocleg. Do Lichenia docieramy szóstego dnia pielgrzymki, po pokonaniu ok. 240 km. Mamy już ustalone bazy noclegowe i popołudniowe, gdzie zatrzymujemy się na popas, zaprzyjaźnionych gospodarzy, którzy nas przyjmują. W tym roku, ze względu na dużą ilość uczestników pielgrzymki, dzielimy się na 3 główne grupy, z których każda ma swojego komandora. Czwarta grupa dołączy do nas później.

Przygotowania i kolejne spotkania przedpielgrzymkowe odbywają się od stycznia.  Pielgrzymka ma zawsze swój temat – tym razem jest nim sakrament pokuty. Po drodze ks. Krzysztof odprawia Msze św., często w mijanych sanktuariach. Ostatnia jest zawsze polowa. Odbywają się konferencje i modlitwy wieczorne. Szczególnym rysem tej pielgrzymki jest jednak szukanie Boga w przyrodzie i poprzez czworonożnych przyjaciół, którzy wymagają nieustannej troski. Po drodze nie brak przyjaznych spotkań z gościnnymi gospodarzami. W ubiegłym roku pielgrzymi mogli korzystać ze szczególnego wsparcia proboszcza z Czeszowa oraz obsługi medyczno-technicznej grupy OSP „Lazarus”.

– Tym razem mamy zamiar na trasie do Lichenia posadzić siedem Dębów Katyńskich, ufundowanych m.in. przez członków 14. Pułku Ułanów Jazłowieckich – niedawno powstałej w okolicach Wrocławia grupy rekonstrukcyjnej  – mówi ks. Krzysztof. – Dęby zostaną posadzone na terenach należących do „naszych” gospodarzy. Każde takie drzewo upamiętnia konkretną osobę. My poprosiliśmy o przydzielenie nam ułanów.

Ułani, rycerz i inni

Wielu uczestników spotkań w Koczurkach ma spore „końskie” doświadczenie, ale nie wszyscy. W kwietniowym spotkaniu wzięły udział dziewczyny, które niedawno nauczyły się jeździć. Większość jeździ rekreacyjnie, choć są i osoby o zamiłowaniach... militarnych. – U mnie miłość do koni wiązała się choćby ze studiami – kończyłem zootechnikę – mówi Jacek Chodorowski. – Moja koleżanka prowadziła stajnię. Kiedy zbankrutowała, wszystkie konie trzeba było sprzedać. Dwóch nikt nie chciał kupić, koleżanka uprosiła mnie, żebym je wziął. Przyjąłem je, ratując od rzeźni. Tak się zaczęło. Teraz mam już sześć koni. Trochę jeździłem na rajdy konne, a na konną pielgrzymkę do Lichenia wybieram się w tym roku po raz pierwszy, za namową ks. Krzysztofa. Wiem, że będzie to wymagało sporo wysiłku...

- Od ponad 20 lat jestem członkiem Bractwa Rycerskiego zamku Chojnik, uczestniczę w turniejach rycerskich, także europejskich – mówi pan Witold. – Żeby być prawdziwym rycerzem, trzeba jeździć konno. Koń to dla mnie dopełnienie rycerskiej pasji, w siodle siedzę już od kilkunastu lat. Od jakiegoś czasu włączyłem się także w ruch ułański, gdzie mamy intensywne cotygodniowe treningi. Mają one duże znaczenie dla mojego konia, klaczy imieniem Salwa, która jest młoda i musi wiele się jeszcze nauczyć. Prawdopodobnie w tym roku pojedzie do Lichenia. Panu Witoldowi zdarzało się już występować jako rycerz w gonitwie, by chwilę potem szybko się przebrać i brać udział w szarży ułańskiej pod Krojantami. Podkreśla, że rycerskie grupy, rozkwitające po 1989 r., przyczyniły się do ożywienia wielu zamków, przypomnienia dawnych zwyczajów.

Ludzie związani z pielgrzymką do Lichenia i z Koczurkami też chcą podtrzymywać jeździeckie, kawaleryjskie tradycje. Ks. Krzysztof dodaje, że prawdopodobnie niedługo w bazylice garnizonowej pw. św. Elżbiety we Wrocławiu jedna z kaplic zostanie poświęcona jeździectwu polskiemu. Znajdą się tam wizerunki patronów koniarzy – św. Jerzego, św. Marcina i św. Huberta.

Przygoda, modlitwa, historia

Ks. Krzysztof Dorna SDS

– Szczególny charakter nadaje naszej pielgrzymce do Lichenia troska o konia – gdy człowiek zmęczony dojedzie do bazy, nie może od razu odpocząć, ale najpierw musi zadbać o zwierzę – nakarmić, przypilnować, także w nocy, gdy mamy wachty. Dzień również zaczyna się od karmienia koni. Potem jeszcze się je czyści, siodła. To koń wyznacza dynamikę drogi.

Bogdan Golian

– Pierwsza pielgrzymka to była nieco szalona wyprawa. Wszystko wieźliśmy ze sobą (teraz większość rzeczy wiezie samochód). Spaliśmy w śpiworach, gdzie popadnie. Kiedyś noc spędziliśmy na jakichś starych reklamach, na których położyliśmy koce. Myliśmy się w zimnej wodzie pod kranem na dworze; zdarzyło nam się pobłądzić. Była to niesamowita, niepowtarzalna przygoda. Jechałem wtedy na koniu kolegi, teraz mam swoją 6-letnią kobyłkę. Konie to moja pasja.

Basia Nieckarz

– Jadę do Lichenia po raz pierwszy, moja koleżanka Zosia jedzie już trzeci raz. Udział w pielgrzymce zaproponował mi Bogdan, z którym od niedawna łączy nas jedna stajnia. Bardzo lubię rajdy. Kocham konie. Mieszkam w centrum Wrocławia, koń stoi więc w pensjonacie, gdzie ma zapewnioną obsługę. Teraz, przed drogą, sporo trenujemy. I jeźdźcy, i konie muszą przyzwyczaić się do spędzania w siodle bez przerwy kilku godzin.

Witold Zamiara

– Dla rycerza czy ułana koń jest najważniejszy; różnych rzeczy może zabraknąć, ale on swoje dostać musi. W czasie drogi takiej jak do Lichenia jeździec – jego siedzenie, kręgosłup – musi być gotów do potężnego wysiłku. Czy obecność konia pomaga w przeżywaniu pielgrzymki? On uczy człowieka odpowiedzialności, systematyczności. Uczy pokory. Weryfikuje nas.

Bogdan Mazur

– Przed laty razem z żoną jeździłem w Akademickim Klubie Jeździeckim we Wrocławiu. Zawsze marzyłem o koniach. Teraz mam dwa. Należę do 14. Pułku Ułanów Jazłowieckich, niedawno powołanego z inicjatywy Andrzeja Kotowskiego. Na Dolnym Śląsku dotychczas takiej grupy nie było. Staramy się obecnie o oficjalne przyznanie nam barw. Naszym zadaniem jest kultywowanie jeździeckich i ułańskich tradycji, zgłębianie historii pułku, współpraca z kombatantami, uświetnianie państwowych uroczystości.

Dla miłośników koni

Grupa przygotowująca się do tegorocznej pielgrzymki do Lichenia jest już zamknięta; wszyscy chętni są natomiast zaproszeni na III Pielgrzymkę Miłośników i Sympatyków Koni, która odbędzie się w Siedlcu i Łozinie 17 i 18 września. Więcej informacji i kontakt na www.pielgrzymka-konna.pl.