Hej, bystra Ustka!

Jacek Cegła

publikacja 25.07.2011 07:27

Kwaśnica na świńskim ryju, folkowe kapele grające muzykę „spod samiuśkich Beskidów” i baca sprzedający „łoscypki”. W Ustce, gdzie od lat niepodzielnie królują dorsz i syrenka, przez dwa dni władzę dzierżyli górale.

Hej, bystra Ustka! Jacek Cegła/GN Wyroby beskidzkich twórców ludowych rozchodziły się jak ciepłe bułeczki

Mieszkańcy i turyści, którzy w miniony week­end wybrali się na nad­morską promenadę, przecierali oczy ze zdumienia. Zamiast tra­dycyjnego widoku plażowiczów w japonkach, z parawanami pod pachą zobaczyli odzianych w ludowe stroje górali z ciupagami. Niezwykle popularny nad Bałty­kiem smażony dorsz musiał uznać wyższość golonki po beskidzku. A wszystko za sprawą Bielska­-Białej, które już po raz kolejny promowało się w Ustce.

Dostali po ryju

Pani Irena, która przyjecha­ła do Ustki z Wrocławia z całą swoją rodziną, była lekko zmie­szana. – Jak widać, góra z górą się nie zejdzie, ale morze z górą jak najbardziej – sparafrazowała zna­ne powiedzenie.

Stoiska ze specjałami kuch­ni podbeskidzkiej przeżywały prawdziwe oblężenie. Absolut­nym hitem okazały się pieczone świńskie ryje, po kilkanaście zło­tych za sztukę. - Wielkie to takie, tłuste, ale smakuje wybornie - ocenia starsze małżeństwo.

Hej, bystra Ustka!   Jacek Cegła/GN Ludowi muzycy, którzy zagrali w usteckim kościele, śpiewem wyrazili swoją miłość do Boga Swoje wyroby zaprezentowali beskidzcy artyści ludowi. Mieczy­sław Tutaj ze Szczyrku, którego spotkaliśmy przy jednym ze sto­isk, do Ustki przyjeżdża już od kil­ku lat. - Odpowiada mi wasz kli­mat i nie mam na myśli tylko jodu - śmieje się, lekko zaciągając.

- Baco, a jaka będzie w te wa­kacje pogoda nad morzem? - dociekamy. -  Mieszana. Trochę słońce, trochę deszcz - ocenia, spogląda­jąc na niebo. Przysłuchujący się naszej rozmowie inny góral do­rzuca swoje trzy grosze: - To, czego mnie nauczył mój dziadek, zawsze się sprawdzało. A on ma­wiał, że jak nie będzie lało, to bę­dzie pogoda.

Przepis na oscypek

Tłumy turystów ustawia­ły się również przed bacówką Józka Łoscypka. Smażony, owczy ser znikał w mgnieniu oka.

- Garnek z mlekiem stawiamy na blasze i palimy pod piecem - zdradza recepturę góral. - Mleko nagrzewamy do pewnej temperatury, nigdy nie wiem jakiej, zawsze wkładam palec i wiem, że jest to ta tempera­tura. Do kotła wrzuca się podpuszczkę, czeka się pięć minut, aż pojawi się ser. Następnie odcedzamy i sparzamy, żeby był jed­nolity. Wkładamy go do odpo­wiednich foremek, po czym gotujemy w słonej wodzie. Później wędzimy jakieś 7,5 godziny. Po wędzeniu oscypek, żeby był smaczny, musi poleżeć jeszcze jakieś pięć godzin.

Zbójnicy w kościele

Dni Bielska-Białej w Ustce to nie tylko specjały kuchni gó­ralskiej i prezentowanie walorów regionu. W kościele pw. Najświęt­szego Zbawiciela już po raz kolejny odprawiono nietypowe nabożeństwo z udziałem ludowych kapel – zespołów Wałasi i Zbójników. Zamiast organów zabrzmiały gę­śle, a góralskie wykonanie „Barki” na długo pozostanie w pamięci uczestniczących w nabożeństwie wiernych.

– My, górale, znani je­steśmy ze swojej pobożności i mani­festowania swojej miłości do Boga – mówi Piotr Gibiec z wydziału promocji bielskiego Ratusza. Józef Łoscypek, pomysłodaw­ca góralskiej Mszy, choć nikomu nie życzy źle, wierzy w sprawiedli­wość Boską. – Kilka miesięcy temu zostałem okradziony – mówi. – I jakość wcale się tym nie martwię, bo wiem, że ten, kto to zrobił, dostanie za swoje. Pan Bóg jest może nierychliwy, ale sprawiedliwy. Do­bre uczynki wcześniej czy później wracają do ciebie, a za złe spotka cię zasłużona kara.

A propos dobrych uczynków: pochodząca z Ustki, a mieszkająca na stałe w Islandii rodzina Kapustów lepszego prezentu od górali dostać nie mogła. Ich córka Alicja podczas nietypowego nabożeń­stwa przystąpiła do Pierwszej Komunii Świętej. – Mamy Beskidy, mamy Islandię. To się nazywa mieć w kościele zjednoczoną Europę – skomentował ks. prof. Jan Turkiel, proboszcz usteckiej paraf i pw. Najświętszego Zbawiciela.