publikacja 20.10.2011 11:10
Pielgrzymował pieszo do Rzymu i Santiago de Compostela. Rowerem i autostopem dojechał do Ziemi Świętej i Iranu. Latem tego roku przyszła kolej na Rosję. Od paru lat przemierza na różne sposoby tysiące kilometrów.
Michał Piec nad jeziorem Sevan w Armenii przy swojej „bazie noclegowej”. Michał Piec/ GN
Pocahontas w metrze
Na swoim blogu Michał pisze m.in. o noclegu u pijanego mordercy, wspomina o myciu głowy płynem do naczyń, ucieczce na rowerze przed policją w Turcji i o rozdawaniu napotkanym ludziom obrazków z wizerunkiem Maryi. – Będąc w Syrii, niedaleko Wzgórz Golan, nocowałem u muzułmanina. Rano przed odjazdem chciałem mu podziękować za gościnę. Wręczyłem gospodarzowi obrazek z Matką Bożą Piekarską i Dzieciątkiem na Jej rękach. Mój dobrodziej patrzy raz na mnie, raz na obrazek. W końcu pyta: „To jesteś ty, jak byłeś mały?”.
Michał opisuje także doświadczenia trudne, wręcz traumatyczne. „W Iranie skradziono mi wszystkie dokumenty i pieniądze. Nie był to żaden rozbój, po prostu kieszonkowcy wykorzystali moją nieuwagę. Tydzień trwał proces zdobywania tymczasowego paszportu oraz wizy. Trzy dni w Shirazie, gdzie mnie okradziono, biegałem od jednego komisariatu do drugiego. Prawdziwy kryzys przyszedł jednak w molochu, jakim jest Teheran, gdzie miałem wątpliwą przyjemność spędzić cztery dni. Gdy sprzątaczki metra dzielą się z człowiekiem suchym chlebem z trawą, mleczami i miętą; gdy nocuje się (…) na placu zabaw w rurze zjeżdżalni, można mówić o poważnym kryzysie. Szczerze mówiąc, o włos się nie poryczałem, byłem też o krok od tego, aby w teherańskim metrze śpiewać Pocahontas i po prostu żebrać”.
Prom na rzece Wołogda, 500 km na północ od Moskwy. Michał Piec/ GN
Krakowska na drogę
Mama Michała martwi się, że syn podróżuje sam i to do miejsc, w które turyści się raczej nie wybierają. Ale tylko w ten sposób rzeczy niemożliwe stają się możliwymi. Przez ostatnie lata Michał pokonał ponad 3 tys. kilometrów piechotą, 15 tys. kilometrów na rowerze, zaś autostopem objechałby już ziemię. W podróżowaniu pomagają mu kierowcy TIR-ów, którzy przez CB radio szukają dla niego kolejnych „połączeń”. – Spotykam przedziwnych szoferów. Ostatnio w Rosji zabrał mnie na stopa kierowca kamaza, który przez dwa dni trąbił mi do ucha o prostytutkach, z którymi spotyka się na trasie. Modliłem się w duchu, żeby tym razem jego pragnienia się nie spełniły… I tak się stało! – opowiada.
Kolacja w rodzinie ormiańskiego żołnierza najemnego, niedaleko Górnego Karabachu. Michał Piec/ GN
Udając się do bardzo odległych zakątków Europy i Azji, przemierzył kilkanaście krajów. Najbardziej zapadły mu w pamięci Turcja, Armenia i Gruzja. Pisze: „Zachwyt za zachwytem przeżywałem w Armenii. Kraj w pełni górzysty, nieprzyjemny przy pedałowaniu, rekompensował trudy z nawiązką przepięknymi widokami, mistycznymi monastyrami i haczkarami, a przede wszystkim gościnnością ludzi. Szybko nadrobiłem stracone w Iranie kilogramy i nie wypity z powodu panującej tam prohibicji alkohol. Również Gruzja nie odstawała od Armenii. Piękno Kaukazu, otwartość ludzi, którzy uważają Polaków za braci, wreszcie smak wina w Kachetii pozostawia w mojej pamięci również ten kraj niezapomnianym na długie lata”. Michał zauważył podczas wielu dni podróży, że im bardziej ludzie są biedni, tym więcej w nich życzliwości dla drugich.
Do Oslo za 45 zł
Nie da się ukryć, że przeżycie w dość ekstremalnych warunkach ułatwia mu wrodzony spryt. Przykładów na to jest wiele. W nieszczęsnym Iranie, gdzie dopadli go kieszonkowcy, miał problemy z wyrobieniem paszportu, bo w ambasadzie polskiej wysiadł system informatyczny. Michał potwierdził swoją tożsamość dzięki portalom społecznościowym. Urzędnicy znaleźli jego zdjęcia na Naszej Klasie i Facebooku. Przez ten czas przeżył za mniej niż dolara dziennie.
Widok w Sankt Petersburgu, nie na wyrost nazywanym Wenecją północy. Michał Piec/ GN
Michał często wyrusza na krótsze wycieczki. Zimą tego roku w ciągu tygodnia zwiedził wraz z kumplem Maroko… i Norwegię. W lutym w północnej Afryce temperatura waha się w granicach 25 st. Celsjusza, w tym samym czasie w Oslo słupek rtęci spada poniżej 20 stopni. Studenci wylatywali do północnej Afryki z Wrocławia. Przylot przewidziany był do Poznania. – Planowaliśmy najpierw trochę ogrzać się w Maroku – wspomina Michał. – Kiedy okazało się, że z Poznania możemy polecieć do Oslo i wrócić do Katowic za 45 złotych, skoczyliśmy jeszcze na parę dni do Norwegii. Ciekawi świata spakowali wyłącznie bagaż podręczny. A w nim przede wszystkim ciepły śpiwór i karimatę. – Ubraliśmy się na cebulkę. Do kieszeni w kurtkach włożyliśmy parę bułek. Żeby zaoszczędzić miejsce w torbie, przekłuwaliśmy szpilką hermetycznie pakowane chińskie przysmaki, by upuścić z nich trochę powietrza. I tak mieliśmy fajne wczasy za niecałe 200 zł.
Od kilku lat Michał organizuje nocną pieszą pielgrzymkę z Piekar Śl. na Jasną Górę. To około 60 km. Inicjatywa się rozkręca. – W tym roku ponad setka pielgrzymów stawiła się przed obrazem Matki Bożej Częstochowskiej. W przyszłym wyruszamy z 21 na 22 kwietnia. Już teraz zapraszam wszystkich chętnych!