publikacja 03.11.2011 00:15
To był anioł, którego Pan Bóg zesłał, by nas uratować – mówiła matka Krystyny Chiger o człowieku, któremu jej rodzina zawdzięcza życie.
Fotopracownia.Com/Jacek Taran
W tym słonecznym dniu pod koniec lipca 1944 r. mieszkańcy kamienicy zgromadzeni na jednym z lwowskich podwórek byli świadkami niezwykłego wydarzenia. Ze znajdującego się tam włazu zaczęli wychodzić na powierzchnię ludzie. Wystrzępione łachmany okrywały ich wychudzone sylwetki, a zapadnięte twarze świadczyły, że mieli za sobą ciężkie przejścia. Witano ich oklaskami.
Zapomniał, jak wygląda świat
Najpierw wyszły dzieci. Wśród nich niespełna 5-letni chłopczyk, który niespokojnie rozglądał się wokół. – Nagle zaczął strasznie krzyczeć: Ja chcę iść z powrotem! Ja chcę iść z powrotem! – wspomina Krystyna Chiger, siostra chłopca. – Kiedy na powierzchnię wyszła nasza mama, chwycił ją za rękę i ciągnął w stronę włazu. Pawełek zszedł tam, mając trzy i pół roku. Po długim pobycie w podziemiu zapomniał, jak wygląda świat. Dla niego światem były kanały i szczury – opowiada.
Ludzie wychodzący z kanału od ponad roku nie widzieli dziennego światła. Byli Żydami. Pod ziemią ukryli się w 1943 r., w ostatnich dniach likwidacji lwowskiego getta. Przeżyli tam
14 miesięcy. Nie byłoby to możliwe, gdyby nie pomoc Leopolda Sochy i jego kolegów, polskich kanalarzy.
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.