• Jan
    11.09.2011 12:49
    Niestety pan Guzewicz mówi o czymś, na czym się nie zna. Już pierwsze stwierdzenie, że do zdrady przyznaje się 10% małzonków jest błędne, bo przyznaje się znacznie więcej, ponad 30%, a księża z konfesjonałów mówią o jeszcze większej liczbie. Jeszcze gorszym przekłamaniem autora jest stwierdzenie, że " ...zazwyczaj wina za zdradę leży po obu stronach...".
    NIGDY wina za zdradę nie leży po stronie zdradzonego. To nie on zdradził, on jest ofiarą zdrady.
    Niech pan przestanie mówić o odpowiedzialności zbiorowej. Równie dobrze mógły pan powiedzieć, że za gwałt jest odpowiedzialna osoba zgwałcona, a za zbrodnie w Oświęcimiu odpowiadają więźniowie.
    Mówiąc w ten sposób zdejmuje się odpowiedzialność ze zdradzających(przynajmniej w części), a dokłada się cierpienia zdradzonym. No chyba, że o to właśnie chodzi temu panu.
    • Zofia
      13.09.2011 12:49
      Tak, wszystko we mnie sie buntuje, gdy czytam tego typu artykuł, majacy być "pomocą".
      co Pan powie na temat winy żony zakochanej "po uszy" w swoim mężu, która świata poza nim nie widzi, który zdradza ją gdy ona jest w ciąży z drugim dzieckiem w czwartym roku ich małżeństwa?
      Wszystko wychodzi na jaw dopiero 8 miesięcy po narodzinach (żona niczego nie podejrzewała- tak dobrze sie maskował. Pewnego wieczoru do drzwi puka mąz kochanki i pyta, czy wiem gdzie teraz jest mój mąż. Czy może mi pan Guzewicz powiedzieć gdzie tu moja wina? To oczywiscie nie koniec historii. Historia jest bardzo długa, bo ma juz prawie 28 lat. Mogłabym na ten temat zapisać kilka stron, ale szkoda czasu. Zgadzam sie, że takie artykuły sprawiają jedynie ból ofiarom zdrady. Może ten pan sam jest jednym z tych co zadawali ból i szuka usprawiedliwienia?
  • mario
    12.09.2011 10:26
    Jak dla mnie to super artykuł.
    Czytając "przyłożyłem" go do siebie i swojej sytuacji. Nie jestem zdradzony dosłownie, moja żona "zdradza" mnie z ALKOHOLEM. Niestety jest na takim etapie uzależnienia że nie chce się do tego przyznać. Ale patrząc przez pryzmat tego artykułu, oczywiście nie usprawiedliwiam postępowania żony, też w pewnych sytuacjach mogłem inaczej postępować. Teraz niestety jest ciężko naprawić to co zostało zniszczone, ale mam nadzieję że w końcu się uda. Pokażę ten artykuł mojej żonie, ale nie wiem czy zechce go przeczytać, jest zamknięta na wszelką pomoc.
  • kamila
    13.09.2011 11:08
    Artykuł powiela mity na temat zdrad małżeńskich. Jak ktoś jest niedojrzały to wiadomo,że będzie usprawiedliwial cudzołóstwo na wszystkie sposoby, choćby tak , że zdradził bo koleżanka z pracy (może w dodatku samotna panienka) miała więcej czasu dla cudzego męża niż zapracowana żona, obarczona domem dziećmi, gotowaniem, sprzątqaniem i jeszcze pracą zawodową. To są śmieszne argumenty mające według autora obarczać winą za zdradę tę zdradzoną stronę. Wstyd, że doradca rodzinny coś takiego mówi, a portal Wiara to publikuje. Jeśli któryś z małżonków czuje się niedoceniony czy zaniedbany w małżeństwie to niech ROZMAWIA z partnerem o tym a nie szuka docenienia w łóżku kochanka
  • malutka
    13.09.2011 17:38
    Mam 35 lat i zdradził mnie mąż, gdy byłam w ciąży zagrożonej i leżałam w szpitalu. Nigdy nie mówił, że mu czegoś brakuje, byłam dla niego cudowną żoną, . No w ciąży to wiadomo nie mogliśmy współżyć, ale czy to go usprawiedliwia? Teraz nasze małżeństwo się rozpada , jestem z nim ze względu na dzieci, ale nie mogę na niego patrzeć, czuję się nikim. I to nie jeden raz mnie zdradził ale wiele razy i to prawda, że jak zdradzi roaz to potem znowu. Chyba nigdy mu nie zaufam, czuję wstręt, ciągle "widzę" go jak to robi z tamtą dziewczyną, która bez skrupułów weszła w nasze małżeństwo i je rozwaliła. Proszę mi powiedzieć jaka jest moja wina w tej zdradzie ?? Dlaczego piszecie na katolickim portalu takie rzeczy?
  • pskow
    19.10.2011 17:26
    Niestety, ale jak czytałem ten artykuł poziom mojej adrenaliny wzrósł znacznie.
    Nie jestem w stanie zaakceptować zdania, że za zdradę odpowiedzialność ponoszą obie strony i że jest tylko kwestia wagi tej winy. Przykro mi to mówić, ale to jest w moim najgłębszym przekonaniu bujda na kółkach i szokuje mnie, że takie zdania padają u osoby, która powinna być mądra. Owszem, zdradzony może być winny wielu złych rzeczy, ale przecież nic nie tłumaczy zdrady, nie zmniejsza tej winy. Zdrada szczególnie u katolika jest wyrazem nadzwyczajnego lekceważenia norm, jest barbarzyńskim aktem sprzeniewierzenia się miłości i wierności. Jest podeptaniem więzi, którą dobrowolnie się stworzyło. Jest w końcu bestialstwem wobec człowieka, który zdradzaczowi zaufał i w swoim zaangażowaniu doznaje niewyobrażalnej krzywdy. Pomińmy przypadki ekstremalne, kiedy zdradzany jest nałogowym alkoholikiem, brutalem bijącym żonę /takie sytuacje tez nie usprawiedliwiają zdrady/. W normalnych rodzinach często może się nie układać, może być nawet źle w wyniku jakiś zaniedbań, lenistwa, braku porozumienia, czułości. Ale nie ma to nic do zdrady. Zdrada jest brutalny zerwaniem najważniejszej relacji małżeńskiej. Wywołuje ból, który niszczy wszystko co było. Jest to anihilacja dotychczasowych więzi. Co zostaje? Może jakaś Boża iskra, która może, ale nie musi rozpalić płomień zastępczy, jakby kominek na prąd elektryczny. Ani to piękne, ani efektywne, tyle że ciepło daje i można zimę przetrwać, czasem nawet i przyjemnie.
    Każdy kto w zdradzie poszukuje rozwiązania swoich problemów jest poszukiwaczem nikczemności. Stoi na skraju niewyobrażalnego łajdactwa. Poczucie nieszczescia w związku jest czymś częstym i zrozumiałym. To, że znajdzie się ktoś, kto chętnie "pocieszy" też, ale to jest właśnie moment by się otrząsnąć! Ekstremalna sytuacja nadchodzącego pozamałżeńskiego zbliżenia intymnego powinna być dla każdego normalnego człowieka wstrząsem wyrywającym go z amoku. Odrzucenie przez małżonka zalotów kochanka, jest też w pewien sposób aktem heroicznym, wspaniałym. Jest zwycięstwem miłości i właśnie tak sytuacja może być przyczynkiem uzdrowienia relacji małżeńskich. Tylko w takiej sytuacji można liczyć na zdrową rozmowę między małżonkami i sensowne określanie win obu stron. Zdrada niestety wszystko to niszczy i trzeba być wyjątkowym nikczemnikiem by po przyprawieniu małżonkowi rogów jeszcze czynić mu wyrzuty. Jakiekolwiek wyrzuty! Symetrii w relacjach nie ma już żadnej. Niestety, ale jest gra do jednej bramki. Innymi słowy, zdradzający albo swoim nadzwyczajnym upokorzeniem skruchą, dobrą wolą, zadośćuczynieniem postara się wzniecić na nowo miłość w małżonku, albo niech do końca życia pokutuje w samotności.
    Kwestia tych "win" zdradzonego owszem jest, ale ma w okolicznościach zdrady marginalne znaczenie. Ich korekta jest aktem nadzwyczaj dobrej woli ze strony zdradzonego. A moim skromnym zdaniem jest czymś naturalnym u kogoś kto wybacza zdradę. Nie ma chyba większego poświęcenia niż wybaczenie zdrady.
    • J.
      19.10.2011 21:10
      Pskow, zgadzam się z Tobą w zupełności. Każda zdradzona osoba powie to samo co Ty, ale niestety ogół ludzi jest bałamucony opiniami że "zdrada to wina obustronna".
      Nieszczęściem są takie poglądy jak pana Guzewicza czy innych osób mieniących się katolickimi(!) doradcami.
      Krzywdzi się w ten sposób dodatkowo osoby i tak pokrzywdzone.
Dyskusja zakończona.
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Rozpocznij korzystanie